„Uważaliśmy, że tak trzeba”. Polskie małżeństwo, które uratowało nawet 300 Żydów
sobota,25 marca 2017
Udostępnij:
Ich zadaniem miała być opieka nad zwierzętami i ratowanie zagrożonych wyginięciem gatunków w warszawskim zoo. Tymczasem Antonina i Jan Żabińscy zyskali miano bohaterów, którzy z narażeniem życia ukrywali setki Żydów podczas okupacji. – Nie wyobrażaliśmy sobie, że można inaczej – tłumaczył Żabiński, odbierając tytuł „Sprawiedliwych wśród Narodów Świata”. Na kanwie ich historii Diane Ackerman napisała książkę pt. „Azyl”, której ekranizacja z hollywoodzką obsadą aktorską weszła w tym roku do polskich kin.
Żeby móc poznać niezwykłą historię willi w stołecznym zoo, trzeba się cofnąć się w czasie o prawie sto lat i spojrzeć na sylwetki jej głównych lokatorów. Jan Żabiński, urodzony w 1897 roku w Warszawie, w latach młodzieńczych pasjonował się lekkoatletyką, zwłaszcza biegami, ale matka zaszczepiła mu również zamiłowanie do zwierząt. Zanim jednak zdobył tytuł inżyniera agronomii na SGGW, a także obronił doktorat z fizjologii na UW, brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej, za co odznaczono go Krzyżem Walecznych.
Nie zasługi na polu bitwy, ale dorobek naukowy sprawił, że w 1929 roku został dyrektorem nowo powołanego do życia Miejskiego Ogrodu Zoologicznego w Warszawie. Już kilka lat wcześniej, jako pasjonat i badacz życia zwierząt, zajmował się pracą popularyzatorską, głównie w Polskim Radiu, gdzie wygłaszał pogadanki o zwierzętach. Do roli dyrektora podszedł z ogromnym zaangażowaniem i w krótkim czasie sprawił, że ogród zyskał rangę międzynarodową.
Tygodnik TVPPolub nas
Jan Żabiński z rodziną (z lewej) oraz z ukochanymi zwierzętami (fot. zoo.waw.pl)
Połączyła ich miłość do zwierząt
Za najważniejsze zadanie prowadzonej przez siebie placówki Żabiński uznał zachowanie gatunków zagrożonych wymarciem i od początku odnosił na tym polu sukcesy, by wspomnieć o rozmnożeniu, po raz pierwszy w niewoli, likaonów czy koni Przewalskiego. Warszawskie zoo już wtedy było uważane za jedno z najlepszych w Europie.
„Dla mnie ogród to takie miejsce, do którego wchodzi się z głośnej ulicy i raptem człowiek odczuwa, że jest w innym świecie. Przepiękny park, w którym zza roślinności wynurzają się głowy szczęśliwych zwierząt” – przytacza słowa Żabińskiego Ewa Rembiszewska, prezes Fundacji Warszawskiego ZOO.
Do modernistycznej willi na terenie ogrodu, zbudowanej w bezpośrednim sąsiedztwie wybiegów dla dzikich zwierząt wprowadził się już jako małżonek Antoniny Erdman, którą poznał na SGGW, gdzie pracowała jako archiwistka. Ta młoda kobieta stała się nie tylko jego najbliższą współpracowniczką, ale i znakomitą opiekunką zwierząt. – Miała ogrom miłości w sobie i niebywały kontakt ze zwierzętami. Jej siła polegała na tym, że jeżeli coś było do zrobienia, to nie było zmiłuj – wspomina Teresa Żabińska-Zawadzki, córka pary.
Warszawski ogród zoologiczny rozpoczął przygotowania do jubileuszu. Za rok zoo będzie obchodziło swoje dziewięćdziesiąte urodziny i już dzisiaj ruszyła zbiórka pamiątek. Stad apel do państwa: poszukiwane są historyczne zdjęcia, przewodniki, bilety, mapy.
Ich dom był nie tylko służbowym mieszkaniem i miejscem jego pracy, ale także swego rodzaju „ochronką” dla małych zwierząt, które nie mogły przebywać w klatkach czy na wybiegach. Małżeństwo Żabińskich pod własnym dachem opiekowało się także chorymi zwierzętami, często w niekonwencjonalny sposób. Gdy lwica nie chciała karmić swoich młodych, Jan postanowił skorzystać z mleka własnej siostry, która również niedawno urodziła dziecko.
Zwierzętom wolno było swobodnie poruszać się po terenie, miały też prawo wchodzić do każdego pomieszczenia w domu. Żabiński mawiał, że „nie wystarczy badać zwierząt z bezpiecznej odległości, ale trzeba z nimi mieszkać, żeby naprawdę poznać ich obyczaje i psychologię”. Gdy objeżdżał rowerem zoo, zwykle kłusował za nim łoś o imieniu Adam, zaś Antonina spacerowała z dwiema rysiczkami na smyczy.
Antonina Żabińska z dwoma rysiami w zoo (fot. Świat Książki)
Początek wojny końcem zoo
Gdy pod koniec lata 1939 roku Jan i Antonina Żabińscy szykowali się do wizyty w Warszawie członków Międzynarodowego Stowarzyszenia Dyrektorów Ogrodów Zoologicznych, wybuchła wojna, a jedne z pierwszych pocisków trafiły właśnie w teren ogrodu, niszcząc skalisty wybieg dla niedźwiedzi, zabijając wiele zwierząt. Te, które ocalały, poranione krążyły po mieście, dlatego ze względów bezpieczeństwa albo zostały zastrzelone, albo wywiezione na „przechowanie” do ogrodów m.in. w Berlinie i Wiedniu.
Antonina została wówczas sama z synkiem – Rysiem, ponieważ Jan poszedł bronić Warszawy. Zoo nie udało się uratować. Żabińscy postanowili wówczas urządzić w nim hodowlę świń, jako zaopatrzenie dla niemieckiej armii, a później także ogródki warzywne dla mieszkańców. Dzięki temu nadal mogli całą rodziną zamieszkiwać willę, ponieważ pomysł spotkał się z akceptacją okupantów z Niemiec.
Ta modernistyczna willa była schronieniem dla ukrywanych przez Żabińskich Żydów (fot.mat.pras)
Konspiracja i pomoc Żydom
Jan postanowił to wykorzystać i zaangażował się w działalność konspiracyjną. Udzielał się na tajnych kompletach, a także ukrywał na terenie zoo broń i materiały wybuchowe, o czym początkowo nie powiedział nawet żonie. Później także ona i ich siedmioletni syn zostali wciągnięci w konspirację. – Ojciec był aktywnym członkiem podziemia, zajmował się wykładami, a w domu miał składowisko rzeczy, które służyły do robienia ładunków wybuchowych do wysadzania torów kolejowych. Był niesłychanie wszechstronny – wspomina córka.
Ta wszechstronność przydała się zwłaszcza wtedy, gdy pod pretekstem zbiórki odpadów spożywczych dla hodowanych w zoo świń, uzyskał wstęp do warszawskiego getta. Znajdowało się tam wielu przyjaciół Żabińskich sprzed wojny, a także rodziny dostawców owoców, warzyw i nabiału. Zaczął nosić im paczki z żywnością, ponieważ bez pomocy z zewnątrz umarliby z głodu.
Podjął się też niezwykle trudnego, a przede wszystkim ryzykownego zadania wyprowadzania stamtąd ludzi i ukrywania ich w swojej willi i na terenie ogrodu. – Działał zewnętrznie, czyli zajmował się wydobywaniem Żydów z getta, załatwiał adresy do przesiedlenia następnych osób, a także nowe dokumenty. Matka trzymała to wszystko od środka i na jej barkach spoczywało bezpieczeństwo tych ludzi – wyjaśnia Teresa Żabińska-Zawadzki.
Kiedy zabrakło miejsca w domu, jako kryjówki służyły m.in. opuszczone pomieszczenia: stajnie, szopy, puste klatki czy wybiegi dla zwierząt. Całkowita liczba Żydów, którzy przewinęli się przez willę Żabińskich nie jest pewna, ale szacuje się ją na od 150 do nawet 300 osób. – Część osób była tylko parę godzin czy dni, dopóki nie uzyskano dla nich papierów – zauważa córka pary. Wśród uratowanych osób byli m.in. rzeźbiarka Magdalena Gross i jej mąż, prawnik Maurycy Fraenkel, pisarka Rachela Auerbach czy mikrobiolog Ludwik Hirszfeld.
– Nie wszyscy siebie znali i nie wszyscy wiedzieli o sobie, będąc pod jednym dachem. Mogli jedynie przeczuwać, że ktoś może jeszcze być, ale nigdy się nie widzieli. Była to bardzo dobrze zorganizowana konspiracja – dodaje. By dać lokatorom willi sygnał do ukrywania się, Antonina Żabińska grała na fortepianie melodię z operetki „Piękna Helena” Offenbacha - „Jedź, jedź, jedź na Kretę!”. Wówczas chowali się na stryszku, w szafach ściennych, czy ewakuowali do bażanciarni tunelem, którego wejście znajdowało się w piwnicy.
W razie zagrożenia ukrywający mogli ewakuować się do bażanciarni tunelem (fot.mat.pras)
Podczas drugiej wojny światowej schronienie znalazła w niej ponad setka Żydów. "Willa Pod Zwariowaną Gwiazdą" na terenie ZOO to niezwykły dom państwa Jana i Antoniny Żabińskich. Po odnowieniu otwiera się na zwiedzających.
Ponieważ willa stała na terenie często odwiedzanym przez Niemców, ci nie przypuszczali, by mogło dziać się tam coś nielegalnego. Nikomu w głowie to się nie mieściło i dlatego było bezpiecznie. – To wszystko było bardzo dobrze zorganizowane, matka z ojcem starali się z wyprzedzeniem przewidywać, co może się stać – przyznaje Żabińska-Zawadzki. Zachowanie tajemnicy w tak dużym gronie było nie lada wyczynem, dlatego dla bezpieczeństwa nie prowadzono spisów „gości”, jak ich nazywano. Małżeństwo Żabińskich stale też nosiło przy sobie fiolki z cyjankiem, na wypadek wpadki.
Zdarzały się oczywiście sytuacje, kiedy przerażonym domownikom serce zaczynało bić szybciej. - Kiedyś zjawił się pijany niemiecki oficer i kazał coś mamie grać. Ona zaczęła oczywiście od Offenbacha, ale to mu się nie spodobało, bo sam siadł i zaczął grać „Etiudę Rewolucyjną” Chopina. Ktoś przez to mógł wyjść z ukrycia – opowiada córka Żabińskich.
Innym razem chora psychicznie żona adwokata Lewiego-Łebkowskiego dostała ataku i gdy na terenie ogrodu było mnóstwo osób, wyskoczyła przez okno. – Tam nie tylko byli ukrywani Żydzi, ponieważ początkowymi gośćmi byli ludzie związani z podziemiem, którzy musieli znaleźć schronienie, a także niezrównoważeni psychicznie. Bardzo szerokie spektrum – taka Arka Noego w tym domu – dodaje.
Jan Żabiński w 1956 roku (fot.PAP-CAF)
Sprawiedliwi wśród Narodów Świata
W lipcu 1944 roku większość „gości” opuściła już willę, znajdując sobie inne kryjówki. Gdy rozpoczęło się powstanie warszawskie, Jan poszedł walczyć, a Antonina została w domu z Rysiem i nowo narodzoną Teresą. Niebawem została wykwaterowana z domu i schroniła się w Marywilu. Jan miał także wiele szczęścia, bo w czasie walk trafił do szpitala z przestrzeloną na wylot szyją. Wszyscy spodziewali się, że nie przeżyje.
Ostatecznie wrócił z obozu jenieckiego w 1946 roku i od razu zaczął odbudowywać zoo. Ogród ponownie otwarto trzy lata później, a w 1951 zrezygnował on ze stanowiska, ponieważ nie potrafił współpracować z komunistyczną władzą. Oboje z żoną poświęcili się pisaniu książek. W 1965 roku Instytut Yad Vashem przyznał Antoninie i Janowi Żabińskim tytuł „Sprawiedliwych wśród Narodów Świata”. – Po prostu uważaliśmy, że tak trzeba. Nie wyobrażaliśmy sobie, że można inaczej. Zwykła ludzka przyzwoitość – odpowiedział zapytany, dlaczego tak robili.
Staraniem dyrekcji warszawskiego zoo, władz stolicy, Mazowieckiej Regionalnej Organizacji Turystycznej oraz Stowarzyszenia Monopol, „willa pod zwariowaną gwiazdą” została zrewitalizowana. Swój dawny charakter odzyskało też jej wnętrze, które udostępniono zwiedzającym.
Zdjęcie główne: Antonina i Jan Żabińscy karmią rannego ptaka w swoim zoo (fot. PAP-CAF-Stanislaw Dąbrowiecki)