Trop
Eksplozja na Drugiej Linii metra nastąpiła o 14.40 w trzecim wagonie pociągu, zaraz po tym, jak ruszył ze stacji Siennaja Płoszczadź. Załoga po wybuchu postanowiła nie zatrzymywać się, ale dojechała do stacji Technołogiczeskij Institut, gdzie zaczęto udzielać pomocy poszkodowanym. Liczba ofiar śmiertelnych dobę po ataku wynosiła czternaście, w szpitalach przebywało jeszcze około pięćdziesięciu osób.
Także nazajutrz po zamachu Komitet Śledczy oświadczył, że sprawcą był zamachowiec samobójca, którego szczątki znaleziono w wagonie. Początkowe doniesienia mediów i służb specjalnych Kirgistanu zostały szybko potwierdzone: sprawcą był niejaki Akbarżon Dżaliłow.
Urodził się w Kirgistanie, ale kilka lat temu z rodziną przeniósł się do Rosji. Już wskazanie takiej właśnie osoby oznaczało, że oficjalnie przyjęta zostanie wersja o zamachu islamskiego terrorysty. I faktycznie, tego samego dnia media podały, że Dżaliłow był związany z radykalnymi islamistami. Taką wersję umacnia fakt, że w Syrii walczy po stronie Państwa Islamskiego nawet około dwóch tysięcy ekstremistów z Kirgistanu. Zamachu w metrze Dżaliłow miał dokonać w pojedynkę. Taka wersja załatwiłaby wiele spraw śledczym: zamachowiec zginął, wspólników brak, sprawa rozwiązana.
Tezę o odpowiedzialności – choćby i pośredniej – Państwa Islamskiego umacniać będą dwa wydarzenia, które miały miejsce tuż przed i zaraz po zamachu nad Newą. Zresztą taki schemat działał już kiedyś, gdy wielkie zamachy w Moskwie poprzedzało kilka mniejszych incydentów w innych regionach kraju. Otóż tym razem najpierw doszło do ataku bazę Gwardii Narodowej w Czeczenii, a w nocy z 3 na 4 kwietnia zastrzelono dwóch funkcjonariuszy drogówki w Astrachaniu. W obu przypadkach wina spadła na radykalnych islamistów.