Od niedoszłego księdza po kochanka wszech czasów. Jak Casanova mógł uratować Polskę przed rozbiorami?
sobota,
17 czerwca 2017
Chociaż w życiu miał ponad setkę kobiet, a jego nazwisko stało się synonimem uwodziciela, Giacomo Casanova to postać znacznie bardziej złożona. Był nie tylko awanturnikiem, ale też podróżnikiem, literatem, a nawet przedsiębiorcą podejmowanym przez największe postaci Oświecenia. Czemu jednak ponad 200 lat po swojej śmierci wciąż nas fascynuje? Odpowiedź kryje się w pamiętnikach, które stały się jego najważniejszym dziełem, jakie pozostawił dla potomnych.
Zapomniane dziecko bez perspektyw
Urodził się 2 kwietnia 1725 roku jako owoc małżeństwa córki szewca Zanetty Farussi i aktora Gaetano Casanovy. Znamienne było miejsce tych narodzin, czyli Wenecja – najbardziej rozpustne miasto ówczesnego świata. Jego matka była już wtedy cenioną aktorką i kurtyzaną, na dodatek bardzo ambitną, dlatego nie w głowie jej było wieść spokojne życie u boku męża. Podczas tournée w Londynie w 1727 roku urodziła drugie dziecko – Francesco, który stał się jej ulubieńcem. Później na świat przyszła jeszcze trójka potomków pary.
Giacomo został obsadzony w roli zapomnianego, niepotrzebnego dziecka. Co gorsza był chorowity, uchodził za opóźnionego w rozwoju i niewiele mówił. Nie było więc dla niego miejsca w społeczeństwie, a wobec braku perspektyw na majątek lub spadek pozostawało mu zostać kupcem albo księdzem. Wcześnie stracił też ojca, dlatego w wieku ośmiu lat wysłano go do szkoły duchownego – doktora Gozziego w Padwie. Nikt nie przewidział jednak, że spotka tam „ładną, beztroską czytelniczkę romansów”, 13-letnią wówczas siostrę księdza – Bettinę.
Niedoszły ksiądz, chwilowy chorąży
Stała się jego pierwszą, lecz niespełnioną miłością. „To ona rozbudziła w moim sercu pierwsze iskierki uczucia, które miało nade mną zapanować w przyszłości” – pisał po latach. Poślubiłby ją, ale nigdy nie miał możliwości o to zapytać. Niemniej w wieku zaledwie 12 lat Casanova rozpoczął swoją naukę miłości i kobiet. Nie zaniedbywał przy tym edukacji bardziej przyziemnej, studiując na uniwersytecie w Padwie. Następnie nieoczekiwanie wstąpił do seminarium duchownego, skąd wydalono go po niecałych dwóch tygodniach.
Dzięki wstawiennictwu matki został sekretarzem biskupa miasta Martrano w Kalabrii, ale wytrzymał tam jeszcze krócej, gdyż po 60 godzinach pobytu udał się do Rzymu. Tam objął posadę sekretarza Acquavivy, ambasadora Hiszpanii przy Stolicy Apostolskiej. Po skandalu z zamieszaniem w porwanie córki swojego nauczyciela języka francuskiego, zaciągnął się do armii weneckiej. Z nią jako chorąży trafił na Korfu i do Konstantynopola. Po powrocie do rodzinnego miasta zarabiał na życie grą na skrzypcach w teatrze.
Miłość życia i wyrok za czary
Przypadek sprawił, że los się do niego uśmiechnął, gdy ratując życie senatorowi Matteo Bragadinowi, z wdzięczności zaczął być traktowany jak syn. Korzystając z jego hojnej ręki, mógł wreszcie poświęcić się hulaszczemu życiu. Oprócz powodzenia na niwie finansowej, poznał też kobietę – Francuzkę Henriettę, jak się później okazało miłość swojego życia. „Ci, którzy sądzą, że kobieta nie wystarczy, by uszczęśliwiać mężczyznę przez wszystkie 24 godziny doby, nigdy nie posiadali żadnej Henrietty” – pisał. Niestety po półrocznym romansie ukochana go porzuciła.
Nie zraził się tym, tylko jako libertyn poddał swoim zmysłom, odrzucając wszelkie ograniczenia. Doskonale pasował do epoki, w której przyszło mu żyć, ponieważ Oświecenie lubiło takich ludzi jak on. Nadal dużo podróżował, we francuskim Lyonie zostając wolnomularzem, by w Paryżu oddać się gorliwej obserwacji tamtejszych zwyczajów i szlifowaniu języka. W 1753 roku powrócił do Wenecji, gdzie dzięki wspólnej kochance zawarł znajomość z francuskim ambasadorem de Bernis. Podejrzewany o szpiegostwo został aresztowany pod pretekstem uprawiania czarów i skazany na pięć lat więzienia. – Stał się sławny właśnie po aresztowaniu za bezbożność i czary – zauważa prof. Rurawski.
Brawurowa ucieczka z więzienia
Ani myślał jednak tracić czasu w mrocznej celi, dlatego w nocy z 31 października na 1 listopada 1756 roku zbiegł wraz z innym więźniem, ojcem Marino Balbim przez dziurę w dachu. Ta ucieczka z więzienia Piombi zapisała się w historii jako jedna z najbardziej brawurowych. Casanova wydostał się z Republiki Weneckiej, skąd przez Niemcy udał się do Paryża. Tam jego śmiałe czyny wzbudziły niemałą sensację wśród wyższych sfer, co pomogło mu wejść do grona założycieli loterii państwowej. To dzięki niej dorobił się fortuny.
Z kolei udając alchemika i hipnotyzera zdobył zaufanie markizy Jeanne d'Urfé, które nieraz mu się przydało, jak choćby wtedy, gdy za długi trafił do więzienia, skąd za jej poręczeniem wypuszczono go po czterech dniach. Jego niespożyty temperament wiódł go przez europejskie dwory Rosji, Prus i Francji, na których poznał m.in. madame de Pompadour, Jana Jakuba Rousseau czy Woltera. Znał też samych monarchów, choćby Ludwika XV.
Nieustannie romansował z tabunami kobiet. – Chłop na schwał, miał ponad 1,8 m wzrostu, był przystojny i umiał to wykorzystać – podkreśla badacz literatury.
Przegrana fortuna i romans z prostytutką
Przed ponownym aresztowaniem za długi, tym razem w Stuttgarcie, gdzie po pijaku przegrał jednego wieczora równowartość miliona euro, ratował się ucieczką do Szwajcarii. Tam przez chwilę chciał zostać mnichem, ale się rozmyślił. Przepędzano go z miejsca na miejsce, aż trafił do swojego starego dobrego znajomego z Padwy, który wówczas był już... papieżem Klemensem XIII. Próbował u niego uzyskać wstawiennictwo, by mógł powrócić do Wenecji, ale bezskutecznie.
Stracił też przyjaźń markizy d’Urfé, której za znaczną sumę obiecał, że pomoże ponownie zajść w ciążę, choć miała już wtedy 58 lat. Chcąc zejść jej z oczu, wyjechał do Londynu, gdzie uległ namiętnościom do prostytutki, która zwodziła i poniżała go na każdym kroku. O jego rozpaczy świadczą słowa: „od tego dnia, gdy poznałem Charpillon, zacząłem umierać”. Znajomość dodatkowo okupił czwartym już wtedy przypadkiem rzeżączki w swoim życiu.
Pojedynek na pistolety w Polsce
Przez rok przebywał w Petersburgu i Moskwie, gdzie został przedstawiony carycy Katarzynie II, ale w październiku 1765 roku przyjechał do Warszawy. Miał ze sobą plik listów polecających, które były biletem wstępu na niemal każdy salon. Wkrótce przedstawiono go królowi Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu, który szybko polubił bystrego i czarującego wenecjanina. Casanova zapragnął zaciągnąć się na służbę u polskiego króla, marząc o posadzie jego sekretarza. W tym celu zrezygnował nawet z ulubionych rozrywek. – Mój tryb życia był wzorowy, unikałem miłostek i kart i pracowałem dla króla – opisywał swój pobyt w Rzeczypospolitej.
Niestety pech chciał, że przy okazji przedstawienia „Małżeństwo z kalendarza” Franciszka Bohomolca jedną z tancerek była Anna Binetti, którą uwiódł jako kilkunastoletnią córkę gondoliera we Włoszech. Teraz ona była najsławniejszą baleriną Warszawy i w dodatku kochanką wpływowego magnata Franciszka Ksawerego Branickiego, który nie omieszkał nazwać Casanovy „weneckim tchórzem”. Awantura nie skończyła się na słowach, potrzebny był pojedynek na pistolety.
Niechciany w Polsce i we Francji
Casanova wyszedł z niego prawie bez szwanku, trafiony w palec, podczas gdy jego przeciwnik został ciężko ranny. Król Poniatowski nie zamierzał tego puścić płazem. Gdy zapytał wenecjanina, co stało się z jego ręką, Casanova odpowiedział: „ach, to reumatyzm najjaśniejszy panie”. To była ostatnia wizyta Włocha na królewskim dworze. Casanova do końca życia chwalił się pojedynkiem z polskim magnatem, poświęcił mu wiele miejsca w swoich pamiętnikach oraz specjalną broszurę.
Branickiemu udało się ujść z życiem, ale niestety zdołał się niechlubnie zapisać w historii Polski jako przeciwnik reform Sejmu Czteroletniego i konstytucji 3 Maja oraz współtwórca konfederacji targowickiej, która doprowadziła do rozbiorów i upadku Rzeczypospolitej. Można tylko gdybać, co by było, gdyby kula okazała się śmiertelna.
Po wyjeździe z Polski w lipcu 1766 roku Casanova znów tułał się po Europie, od Prus (Wrocław i Drezno), przez Wiedeń po Francję, gdzie zastał go nakaz opuszczenia kraju. Udał się więc do Hiszpanii, gdzie również popadł w kłopoty, ponieważ wdał się w romans z kochanką wicekróla, za co został uwięziony. Od tego czasu więcej pisał m.in. „Dzieje niepokojów w Polsce” i unikał podejrzanych interesów, które psuły mu reputację. Cały czas podejmował wysiłki, by wrócić do Wenecji, co udało się w 1774 roku.
Starość na zamku w Czechach
Pod koniec życia osiadł na zamku w czeskim Duchcovie, dzięki hrabiemu Josephie Karlu Emanuelu von Waldsteinowi. Będąc na rozstaju dróg i czując, że triumfy uwodziciela są już dawno za nim, z wdzięcznością przyjął posadę bibliotekarza w rezydencji. Miał za zadanie uporządkować woluminy hrabiego, dokupić książki oraz zbyć podwójne egzemplarze. W zamian otrzymał piękny apartament oraz do dyspozycji lokaja i urodziwą kucharkę.
Niewiele jednak pracował, narzekając na nudę i brak rozrywek. Czas spędzał głównie na spisywaniu swoich losów oraz filozofowaniu. Czuł się przy tym samotny, jak nigdy przedtem. Gdyby tego było mało, popadł w konflikt ze służbą, a przede wszystkim z zarządcą rezydencji. Chcąc uniknąć bezpośrednich kontaktów starał się jak najrzadziej opuszczać bibliotekę, gdzie czuł się bezpiecznie. – Bez wątpienia na starość Casanova miał paskudny charakter i trzeba było podchodzić do niego jak do jeża – twierdzi Alain Buisine, biograf wenecjanina.
Pochowany 14 stóp pod ziemią
Zrobił się zgorzkniały, złośliwy, przewrażliwiony, a na dodatek zaczął popadać w paranoję, twierdząc że służba go szpieguje. Jego sytuację pogarszały problemy finansowe, które wymusiły na nim odprawienie własnej kucharki i konieczność jadania z lokajami, których miał za „niemiecką hołotę”. Przygnębiony tym wszystkim napisał, że „rozum każe mi odebrać sobie życie”. Zmarł pięć lat później na zapalenie przewodu moczowego w wieku 73 lat. – W tamtych czasach i przy takim awanturniczym trybie życia, jakie prowadził, był to niewątpliwie rekord długowieczności – przyznaje prof. Rurawski.
Został pochowany koło kościoła św. Barbary, jak głosiła opowieść 14 stóp pod ziemią, jako że 14 lat spędził w Duchcovie. Grób Casanovy nie zachował się do naszych czasów, a o jego obecności w tym czeskim miasteczku świadczy jedynie tablica obok hotelu, który nazwano od jego nazwiska. Jak widać legenda o słynnym wenecjaninie okazała się nieśmiertelna.