Po godzinach

Oni są wśród nas. Co właściwie wydarzyło się w Roswell 70 lat temu

To był wtorkowy wieczór. Małżeństwo Wilmotów siedziało na ganku, gdy zauważyli jarzący się obiekt, który przelatywał wprost przed ich oczami. Zdarzyło się w Roswell, dokładnie 70 lat temu. Teorie spiskowe związane z rzekomym rozbiciem się UFO i przetrzymywania go w jednej z baz wojskowych w Stanie Nevada sprawiły, że miasto stało się miejscem spotkań ufologów i zwolenników teorii spiskowych.

„Wywiad Roswell Army Air Field poinformowało dziś w południe, że weszło w posiadanie latającego spodka. Zgodnie z informacjami przekazanymi przez departament, pod zwierzchnictwem majora J. A. Marcela, dysk został odnaleziony na ranczu w okolicach Roswell, po tym, jak pewien farmer poinformował szeryfa Wilcox, że znalazł przedmiot na swoim terenie” – tak rozpoczyna się artykuł z pierwszej strony „Roswell Daily Record”, z wtorku, 8 lipca 1947 roku.

Spodek mieli zauważyć państwo Wilmot – miejscowy sprzedawca artykułów żelaznych, i jego żona. Późnym wieczorem, siedząc na tarasie swojego domu, spostrzegli duży, jarzący się przedmiot, który ze znaczną prędkością przeleciał w kierunku północno-zachodnim.

Dokładnie następnego dnia wojsko sprostowało informację. Twierdząc, że „latający spodek” znaleziony w pobliżu Roswell to „balon pogodowy”.



Artykuł i wojskowe dementi rozpoczęły jedną z najsłynniejszych teorii spiskowych w historii Stanów Zjednoczonych. Tak rozpoczęła się historia lądowania UFO i historia niesławnej Strefy 51.
50 sekund, które stworzyło historię

To była środa, około dziesiątej wieczorem. Dan Wilmot i jego żona siedzieli na werandzie swojego domu przy 105 South Penn. To właśnie wtedy rozżarzony obiekt przeleciał z duża prędkością wprost przed ich oczami. Dan zawołał swoją żonę i razem wybiegli na podwórko. W zasięgu ich wzroku obiekt był około 50 sekund.

 To wystarczyło, by zauważyć, że ma owalny kształt, świeci i pędził nawet 800 kilometrów na godzinę na wysokości około 450 metrów.

„Z miejsca, gdzie stał Wilmot, obiekt wyglądał jakby miał średnice około półtora metra, choć przyznał, że biorąc pod uwagę odległość od miasta musiał mieć od 4,5 do 6 metrów, ale to tylko przypuszczenie. Pan Wilmot twierdził, że nic nie słyszał, ale pani Wilmot twierdzi, że przez krótki czas słychać było szum” – przeczytać można było w artykule „Roswell Daily Record”.

W projekcie „Blue Book” zbadano 12 618 informacji o ufo (fot. Barney Wayne/Keystone/Getty Images)
Historia świetlistego dysku stałaby się tylko historią opowiadaną wnukom, a państwo Wilmot osobami znanymi tylko najbliższemu otoczeniu, gdyby nie wydarzenia z kolejnych dni. Wtedy to incydent w Roswell nabrał rozpędu.

Farmer William „Mac” Brazel odkrył wówczas szczątki niezidentyfikowanego obiektu na swoim terenie. Jak informuje w artykule w 9 lipca „Roswell Daily Chronicle”, na początku nie przywiązywał do tego wielkiej uwagi. Razem z ośmioletnim synem Vernonem pozbierał niektóre szczątki i przyniósł do domu. Następnego dnia usłyszał historię o światłach na niebie i zastanawiał się, czy to mogą być szczątki tego właśnie obiektu.

Ostatecznie w poniedziałek trafił do miasta i udał się do miejscowego szeryfa, któremu „wyszeptał poufnie” że znalazł latający dysk. Szeryf George Wilcox skontaktował się z bazą lotnictwa w Roswell i wtedy major Jesse A. Marcel skierował na miejsce swoich ludzi. Mieli oni trafić do domu Brazela i próbować zrekonstruować zebrane szczątki.



„Brazel twierdzi, że wcześniej znalazł na farmie dwa balony pogodowe, ale to co znalazł tym razem w żaden sposób ich nie przypominało” – informowała gazeta.

– Jeżeli znajdę jeszcze cokolwiek, może poza bombą, na pewno nikogo o tym nie poinformuję – mówił reporterowi lokalnej gazety.
Oświadczenie i dementi

Brazel udzielił wywiadu dzień po tym, gdy historia trafiła do prasy. Trafiła za sprawą… wojskowego komunikatu. Na polecenie pułkownika Williama Blancharda, dowódcy bazy w Roswell, oficer prasowy, porucznik Walter Haut wydał oświadczenie.

„Liczne pogłoski dotyczące latającego dysku zostały potwierdzone, kiedy służby wywiadowcze 509. Dywizjonu Bombowego przy współpracy jednego z okolicznych farmerów i biura szeryfa w Chaves County weszły wczoraj w jego posiadanie. Natychmiast podjęto odpowiednie działania i dysk został zabrany z farmy. Badano go w bazie wojskowej w Roswell, a następnie przekazano do naczelnego dowództwa” – informowało lotnictwo. To rozpętało burzę.

– Wszyscy byli strasznie podekscytowani. Oto ja, dziennikarz z małej miejscowości w Nowym Meksyku rozmawiam z Paryżem, Rzymem, Londynem, Tokio. Spędziłem całe popołudnie rozmawiając przez telefon. Moi koledzy dziennikarze z Roswell robili dokładnie to samo – opowiadał po latach Art McQiuddy, redaktor „Roswell Morning Dispatch”.



To sprawiło, że dowódca ósmej armii powietrznej generał brygady Roger Ramey zorganizował konferencję prasową, podczas której wraz z majorem Marcelem i meteorologiem z bazy, pokazał dziennikarzom zebrane szczątki.

 – Generał zadzwonił i powiedział, zbieraj się i przychodź tu do mnie. Mamy tu coś. Chcemy, żebyś na to spojrzał. Gdy dotarłem do biura i zobaczyłem to coś, spytałem: to jest ten wasz spodek? Przecież to balon typu RAWIN. Zapytali czy jestem pewien. Tak, jestem pewien, odpowiedziałem, wiem przecież co to jest – opowiadał Irving Newton, meteorolog w Fort Worth.

Armia wydała kolejne oświadczenie i historia umarła. W wyciszeniu zamieszania pomagał Waszyngton.

 Armia nadal przeczesywała teren, ale o efektach, nikt więcej już się nie dowiedział. Pułkownik Blanchard, który kazał opublikować notatkę prasową, wyjechał na urlop. Mac Brazel przepraszał za swoją pomyłkę. W lokalnej rozgłośni rozdzwoniły się telefony z Waszyngtonu.

 – Zadzwonił jeden z senatorów i powiedział, że jeżeli wyemitujemy jeszcze cokolwiek na temat tego wypadku, stracę licencję – opowiada George „Jud” Roberts właściciel KGFL Radio.

31 lat spokoju

Zgodnie z wersją oficjalną, to co na farmie znalazł Mac Brazel było częścią ściśle tajnego programu „Mogul”. Miał on pomóc w śledzeniu radzieckich prób jądrowych za pomocą balonów wyposażonych w mikrofony wychwytujące fale dźwiękowe. Taki stan utrzymywał się przez 31 lat.
W 1994 roku Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych opublikowały raport – „Raport z Roswell, Sprawa Zamknięta”(fot. Reuters/Handout Old)
W 1978 roku „The National Enquirer” zamieścił oryginalny artykuł „Roswell Daily Record”, ale już nie wyjaśnienia, które nastąpiły dzień później.

W tym roku w telewizji wystąpił także Jesse Marcel. – Nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem, że jest tego aż tyle. Pozbieraliśmy tyle szczątków ile się dało, zajęło to nam znaczną część dnia. To były takie niewielkie fragmenty. Znaleźliśmy metal, który nie przypominał niczego, co mieliśmy wcześniej w rękach. Nie był grubszy niż folia na paczce papierosów. Ale to, co mnie zaskoczyło, to to, że nie dało się tego zgiąć, złamać, spalić dlatego wiedziałem, że nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem – mówił w wywiadzie telewizyjnym.

Wtedy też rozwiązał się worek ze świadkami, z którymi wywiady przeprowadził dziennikarz i badacz Stanton Friedman.

Kilkoro świadków twierdziło, że widziało szczątki rozproszone na dużym obszarze. A na krótko przed katastrofą, na niebie widać było wybuchy i płonące samoloty. Niektórzy twierdzili także, że to, co pozbierało wojsko, to tylko fragmenty, które odpadły od statku kosmicznego, a ten wbił się w zbocze.



Najbardziej sensacyjne wspomnienia należały natomiast do Glenna Dennisa. Twierdził, że jego przyjaciółka, która w owym czasie pracowała jako pielęgniarka w bazie w Roswell, przypadkowo weszła do gabinetu lekarskiego, gdzie lekarze byli pochyleni nad ciałami trzech stworzeń. Przypominały ludzi, ale miały małe ciała i olbrzymie łyse głowy.

Jednak najwięcej zamieszania wywołał film z 1995 roku. Ray Santilli, przedsiębiorca z Londynu opublikował materiał z rzekomej autopsji, która była przeprowadzona na ciele istoty pozaziemskiej, pochodzącej „latającego spodka” rozbitego w pobliżu Roswell.



Eksperci natychmiast stwierdzili, że film to oszustwo. Santilli potwierdził, że jest to badanie fikcyjne, ale utrzymywał też, że oryginalny pierwowzór filmu otrzymał od niezidentyfikowanego, byłego operatora wojskowego.

Zakochani w UFO

Zwolennicy teorii o lądujących na ziemi istotach pozaziemskich powołują się jednak na notatkę z 22 marca 1950 roku, którą sporządził Guy Hottel, nieżyjący już były szef lokalnego oddziału Federalnego Biura Śledczego w Waszyngtonie.

W notce, która została wysłana bezpośrednio do dyrektora FBI, J. Edgara Hoovera napisano: „Pojazdy opisano jako okrągłe, z wybrzuszeniami w części środkowej, o średnicy około 15 metrów. W każdym z nich przebywały po trzy istoty o kształcie ciała podobnym do ludzkiego i wzroście zaledwie około 90 cm, odziane w metaliczną tkaninę o delikatnej teksturze. Odzież, przylegająca szczelnie do ciał istot, przypominała skafandry, jakich używają lotniarze i piloci testujący odrzutowce”.
Pogłoski Amerykanie z jednej strony wyciszali, z drugiej podsycali. Po latach FBI i CIA przyznały, że same rozpowszechniały plotki o UFO, żeby ukryć loty testowe samolotu szpiegowskiego U-2.

Tymczasem w 1994 roku Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych opublikowały raport – „Raport z Roswell, Sprawa Zamknięta”. Wyjaśniono w nim, że wojsko nie znalazło żadnych obcych form życia.

„Obcymi” z pustyni w Nowym Meksyku miały być antropomorficzne testowe manekiny, które znajdowały się w balonach używanych do badań przeprowadzanych przez armię Stanów Zjednoczonych.

 „Nietypowa” aktywność wojska na pustyni w Nowym Meksyku miała mieć związek z pracami badawczymi. Doniesienia o aktywności wojska, które zawsze wydawało się przybywać wkrótce po katastrofie „latającego spodka”, aby zebrać szczątki i „załogę”, zgodnie z raportem były w rzeczywistości dokładnymi opisami personelu lotnictwa zaangażowanego w operacje odzyskania manekinów.

Doniesienia o „ciałach obcych” w szpitalu w Roswell, miały natomiast być następstwem dwóch wypadków: z 1956 roku samolotu KC-97, w którym zginęło 11 członków Sił Powietrznych USA oraz katastrofy balonu z 1959 roku.



W tym czasie Stany Zjednoczone dokładnie badały wszelkie doniesienia o UFO. W 1952 r. uruchomiony został projekt „Blue Book”. Zbadał 12 618 informacji o niezidentyfikowanych obiektach latających. Z tego 701 przypadków pozostało niewyjaśnionych.

W 2014 roku „The Economist” przeanalizował dostępne dane dotyczące zgłoszeń niezidentyfikowanych obiektów latających w latach 2000-2014. Okazało się, że większość osób zgłaszających takie zdarzenia… było pijanych.
Zdjęcie główne: Katastrofa w Roswell jest jedną z najsłynniejszych teorii spiskowych w historii Stanów Zjednoczonych (fot. Joe Raedle/Newsmakers)
Zobacz więcej
Po godzinach wydanie 17.11.2017 – 24.11.2017
„To była zabawa w śmierć i życie”. Od ćpuna po mistrza świata
Historię Jerzego Górskiego opowiada film „Najlepszy” oraz książka o tym samym tytule.
Po godzinach wydanie 17.11.2017 – 24.11.2017
„Geniusz kreatywności”. Polka obok gwiazd kina, muzyki i mody
Jej prace można podziwiać w muzeach w Paryżu, Nowym Jorku czy Londynie.
Po godzinach wydanie 10.11.2017 – 17.11.2017
Zsyłka, ucieczka i samobójstwo. Tragiczne losy brata Piłsudskiego
Bronisław Piłsudski na Dalekim Wschodzie uważany jest za bohatera narodowego.
Po godzinach wydanie 10.11.2017 – 17.11.2017
„Choćby z diabłem, byle do wolnej Polski”. Pierwszy Ułan II RP
Gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski skupia w sobie losy II RP.
Po godzinach wydanie 3.11.2017 – 10.11.2017
Kobiety – niewolnice, karły – rekwizyty. Szokujący„złoty wiek”
Służba była formą organizacji życia w tej epoce. Każdy kiedyś był sługą, nawet królewski syn.