Człowiek, który począł dziecko z androidem
piątek,
24 listopada 2017
Czy androidy z filmu „Blade Runner 2049” to metafora ludzi, których bioinżynierowie chcą w imię postępu naukowego uprzedmiotowić?
Nieraz można się w Polsce zetknąć z opinią, że Philip K. Dick był pisarzem, którego inspirowało chrześcijaństwo. To sprawa sporna. Bo przecież ten amerykański pisarz, właściwie klasyk literatury science fiction, autor takich powieści jak „Człowiek z Wysokiego Zamku”, „Ubik”, „Valis”, był dzieckiem czasów, w których przyszło mu żyć. A więc lat 60. – epoki naznaczonej przez hipisów, kulturę psychodeliczną, odkrywanie za pośrednictwem narkotyków odmiennych stanów świadomości.
Dick zatem z pewnością w swojej prozie nie serwował moherowego przekazu. Niemniej stawiał pytania, które zaburzają spokój zeświecczonych umysłów. Podejmując kwestie dotyczące istoty człowieczeństwa, chcąc nie chcąc dotykał sacrum. Religia bowiem odnosi się do jakiejś tajemnicy. A człowiek pod wieloma względami pozostaje zagadką. I choćby to spostrzeżenie świadczy o tym, iż jest on stworzony na obraz i podobieństwo Boga.
Takie myśli mnie naszły po obejrzeniu „Blade Runner 2049” – filmu będącego luźnym nawiązaniem do powieści Dicka „Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?” (trzeba przyznać – tytuł iście surrealistyczny). 35 lat temu posłużyła ona za kanwę głośnego „Łowcy androidów”. „Blade Runner 2049” to kontynuacja tej produkcji.
Nie chcę w tym przypadku ujawniać treści fabuły filmu czy – jak to dziś młodzież mawia – „spojlerować”. Natomiast zwróciłbym uwagę na zasadniczy problem, który on porusza, choć nie wiem, czy taka była intencja jego twórców.
Akcja filmu dzieje się w roku 2049. Ludziom służą stworzeni przez nich na ich obraz i podobieństwo replikanci. O ile jednak ludzie się rozmnażają, o tyle replikanci – nie. Ale dochodzi do cudu – ze związku człowieka mężczyzny i replikanta kobiety zostaje poczęte dziecko.
Naturalnego poczęcia nie da się zaprogramować. I dlatego każde nowe życie ludzkie, które jest jego skutkiem, należy traktować jako cud.
Co dosłownie znaczy cud? To zjawisko wymykające się prawom przyrody, a więc także temu wszystkiemu, co zostało odkryte i wyjaśnione przez naukę. Jeśli tak, to proces prokreacji w obrębie gatunku homo sapiens cudem nie jest. A jednak naturalnego poczęcia nie da się zaprogramować. I dlatego każde nowe życie ludzkie, które jest jego skutkiem, należy traktować jako cud.
Tymczasem rozwój biotechnologii skutkuje pokusami, aby życie ludzkie traktować w kategoriach czegoś, co jest stwarzane, a nie czegoś, co się rodzi. To wyraz dążenia człowieka do tego, żeby zastąpić Boga. I jeśli nawet przy pomocy zdobyczy naukowych można się łudzić, że ów cel jest osiągalny, to rzeczywistość ostatecznie temu przeczy. Bywają też brutalne niespodzianki. Wystarczy przywołać sytuacje, w których dziecko poczęte metodą in vitro, całkowicie nie pasuje do „zamówienia” rodziców i skazywane jest na aborcję.
Na replikantów można natomiast spojrzeć, jak na metaforę ludzi, których bioinżynierowie chcą w imię postępu naukowego uprzedmiotowić. Ale to się na dłuższą metę udać nie może, bo człowiek człowieka całkowicie nie przeniknie.
- Filip Memches, publicysta Polskiego Radia 24