Mój ulubiony krytyk wszech-sztuk Andrzej Horubała przejechał się był straszliwie po Teatrze Telewizji Polskiej, z trudem przywracanym do życia w TVP1 przez ludzi dobrej woli i dobrych koneksji ( „Nienawidzę Teatru Telewizji”, DoRzeczy 29 stycznia – 4 lutego 2018). Zarzucił ekipie przestarzałe środki wyrazu a widzom poradził – chcecie zobaczyć teatr, to kupcie sobie bilet na prawdziwe przedstawienie.
Wyniesione sferę archetypu
Kupcie sobie bilet? A kiedy widz mieszka 300 km od poważnego teatru, co wtedy? A jeśli brak mu pieniędzy na bilet teatralny i kolejowy albo na benzynę do starego auta? A jeśli nawet ma pieniądze, lecz nie ma zwyczaju chodzenia do teatru i trzeba go dopiero pozyskać dla jednej z najstarszych sztuk? Mamy porzucić tych ludzi, gdyż nie dorośli do kultury i zasobności krytyka, któremu – jak sądzę - redakcja refunduje bilety i wyjazdy?
W swym szaleństwie rzucił się nawet na znakomity spektakl Teatru TVP „Listy z Rosji”, chwalony przez wszystkich. Jemu nie podoba się, bo teksty wydała podziemna oficyna Krąg za komuny 30 lat temu i wtedy żeśmy się uraczyli. Cóż to za argument! Niedawno obchodziliśmy 400 lecie śmierci Szekspira, więc mamy go nie grać?
Są takie arcydzieła, których diagnozy świata nie starzeją się. Należą do nich listy markiza de Custine. Ten ambasador Francji ujrzał i uchwycił ducha wiecznej Rosji. Dlatego mamy dreszcze, gdy porównujemy je ze współczesnością. I dlatego warto, żeby poznały je pokolenia, które urodziły się w wolnej Polsce. A umowna scenografia „Listów …” wyniosła widowisko w sferę archetypu, który jak wiadomo, jest ponadczasowy.