Ze wzruszeniem notuję podniosłość fraz, w zestawieniu z którą najbardziej bombastyczne kazania, jakie nieraz zdarza się słyszeć, zdadzą się slamem upalonego rapera. Posłuchajmy: „wniwecz”; „wszczyna”; „Polska odstręczająco nieracjonalna”, „złowróżbne osamotnienie w świecie”; „koncesjonowanie rozzuchwalonych bezkarnością kapturowych patriotów”; „wrzawa”; „haniebny”, aż po końcowe, z jękiem i w zasadzie już bez nadziei rzucone zaklęcie: „Oby niepodległa Polska przetrwała ten samobójczy paroksyzm!”.
Świetne to są słowa i w zasadzie rozbrajające najbardziej nawet cynicznego polemistę. Można by oczywiście długo się spierać, czy wszystkie posunięcia RP na arenie międzynarodowej, te zasadne i mniej, mają status konfliktu, czy rzeczywiście dopiero Warszawa pod obecnymi rządami przerwała wcześniejszą sielankę, rozpoczynając te konflikty. No, ale słowo „wszczyna” zamyka wszystkim usta. Jak można kwestionować spiżowe „wszczyna” nie czując się przy tym niczym złomiarz dewastujący cichcem Dzwon Zygmunta?
Prawdziwe casus belli
Ja nie potrafię, cichnę; gdzieś w tyle głowy dzwoni mi (nomen omen) zalecenie
gavte la nata („wyciągnij [z siebie] korek”, „spuść [z siebie] powietrze”), które mój ulubiony bohater powieści „Wahadło Foucaulta” Umberta Eco kierował w stronę osób nazbyt zawładniętych szlachetnym uniesieniem. Ale kto to w końcu jest Eco, pewnie jakiś kolejny „proputinowski włoski neonazista”. Skoro PEN Club w swoim oświadczeniu zaproszenie do Polski włoskiego neofaszysty Roberta Fiore przez opozycyjnego wobec rządu posła Roberta Winnickiego również uznaje za moralną przewinę „dobrej zmiany”, wszystko jest możliwe.