Felietony

„Pen” znaczy „pióro”, „club” znaczy „pałka”

Dorobek ostatniego ćwierćwiecza w Polsce to także nieprawidłowości w wielomilionowych przetargach na budowę autostrady A2 czy afery reprywatyzacyjne w Warszawie. Czy Polski PEN Club chce bronić również takich patologii?

Istnieją próby polemiki, które praktycznie gwarantują otrzymanie Nagrody Darwina. Przypomnijmy, chodzi o wyróżnienie przyznawane… za pozbawienie się życia w następstwie własnej głupoty.

Internet pełen jest opowieści o entuzjastach rozpoczynających montaż piorunochronu na dachu w wyjątkowo burzowy dzień, pracujących przy wykończeniu napełnionego już basenu z wiertarką w dłoni lub czyszczących komin z sadzy przy użyciu granatu ręcznego. Wszystkie te działania wydają się jednak w pełni racjonalne w porównaniu ze sformułowaniem krytycznej uwagi pod adresem Polskiego PEN Clubu. Każdy rozsądnie myślący człowiek uzna taki czyn za akt samobójstwa jeśli nie fizycznego, to publicznego, za dobrowolne wzięcie na siebie roli pamiętnych PRL-owskich propagandzistów: Zygmunta Broniarka, Tadeusza Kura czy Marka Tumanowicza.

Piętnowanie tyranów

Nie bez przyczyny: Polski oddział PEN Clubu, założony w roku 1925 przez Stefana Żeromskiego, zapisał się w pamięci zbiorowej jako głos wolny wolność ubezpieczający, jako depozytariusz mądrości zbiorowej. Czasy II RP, epoka dobrze ubranych literatów świadczących sobie uprzejmości na rautach rychło odeszły w przeszłość (na najbardziej znanym zdjęciu, przedstawiającym moment wznoszenia toastu w fukierowskich piwnicach przez członków PEN Clubu goszczących w Warszawie Tomasza Manna, Jan Lechoń szczupły i filuterny przechyla się w pół, by znaleźć się w obiektywie aparatu).
Wznoszenie toastu w fukierowskich piwnicach przez członków PEN Clubu goszczących w Warszawie Tomasza Manna. Jan Lechoń szczupły i filuterny przechyla się w pół, by znaleźć się w obiektywie aparatu. Marzec 1927 r. Źródło – zasoby NAC
Do 1946 roku polski oddział działał na emigracji, w 1947 reaktywowano go w kraju pod prezesurą Jana Parandowskiego. Odtąd zawieszono go tylko raz, w okresie stanu wojennego, przedtem i potem zaś Polski PEN Club postępował o pół kroku za Związkiem Literatów Polskich, upominając się o prześladowanych, piętnując tyranów.

Jak zatem w tej sytuacji można pozwolić sobie na polemikę? Tadeusz Walichnowski i Kazimierz Kąkol wsławili się w czasach nagonki przedmarcowej groteskową, uderzającą w środowiska pisarzy krytyką „osi Bonn – PIW (Państwowy Instytut Wydawniczy) – Tel Awiw”. Czy naprawdę ktokolwiek zdrów na umyśle zaryzykowałby czyn, po którym mógłby usłyszeć zarzut pisania o „osi Bruksela – Polski PEN Club” albo o tym, że w jego uwagach słychać echo wycia: „literaci do pióra!”?

Nie, mnie przynajmniej nie stać na taki akt autodestrukcji. Nie jestem jedyny: instynkt samozachowawczy jest widać nieźle rozpowszechniony wśród komentatorów, skoro w ciągu tygodnia, jaki upłynął od chwili publikacji oświadczenia Polskiego PEN Clubu, nikt nie odniósł się do tekstu traktującego o sytuacji naszego kraju.

Koncesjonowanie kapturowych patriotów

A przecież są to przejmujące cztery akapity, których wysoki stopień ogólności („Przez dwa lata poróżniono nas z najbliższymi sąsiadami, ze wspólnotą krajów sprzymierzonych i ze strategicznymi partnerami państwa polskiego”) łączy się ze zdumiewająco precyzyjnym widzeniem szczegółów.
Wydarzenia marcowe 1968 roku
Wspomniano nawet o „MaBeNie”, czyli „maszynie bezpieczeństwa narracyjnego”, felietonowym koncepcie prof. Andrzeja Zybertowicza, nader uprzejmie niewymienionego z nazwiska. Jest w tej wizji coś z zachwalanej przez Czesława Miłosza w eseju o Kazimierzu Sarbiewskim epickiej, bruegelowskiej perspektywy, pozwalającej jednocześnie dostrzegać krajobraz z lotu ptaka i jego najdrobniejsze szczegóły.

Z pokorą, jak wszyscy czytelnicy tego oświadczenia, przyjmuję bardzo jednoznaczne oceny polskich władz, które, jak się okazuje, „wszczynają kolejne konflikty” w imię „fikcyjnej obrony Polski przed fikcyjnym atakiem na jej interesy i dobre imię”, czyniąc to w dodatku w sposób „obsesyjny”. Z troską przyjmuję wieści o tym, co się dzieje przez ostatnie dwa lata („z awersji do własnego państwa obraca się wniwecz dorobek ostatniego ćwierćwiecza”). Nawet, jeśli niełatwo mi pojąć, na czym konkretnie polegać by miała ta odraza do Polski w działaniach wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego Magdaleny Gawin albo dlaczego takie elementy dorobku ostatniego ćwierćwiecza, jak nieprawidłowości w wielomilionowych przetargach na budowę autostrady A2 czy afery reprywatyzacyjne w Warszawie powinny mieć koniecznie status pomnika pamięci narodowej.
Czy afery reprywatyzacyjne w Warszawie powinny mieć koniecznie status pomnika pamięci narodowej? Na zdjęciu: protest organizacji lokatorskich podczas posiedzenia Rady Warszawy, 14 grudnia 2017 r. Fot. PAP
Ze wzruszeniem notuję podniosłość fraz, w zestawieniu z którą najbardziej bombastyczne kazania, jakie nieraz zdarza się słyszeć, zdadzą się slamem upalonego rapera. Posłuchajmy: „wniwecz”; „wszczyna”; „Polska odstręczająco nieracjonalna”, „złowróżbne osamotnienie w świecie”; „koncesjonowanie rozzuchwalonych bezkarnością kapturowych patriotów”; „wrzawa”; „haniebny”, aż po końcowe, z jękiem i w zasadzie już bez nadziei rzucone zaklęcie: „Oby niepodległa Polska przetrwała ten samobójczy paroksyzm!”.



Świetne to są słowa i w zasadzie rozbrajające najbardziej nawet cynicznego polemistę. Można by oczywiście długo się spierać, czy wszystkie posunięcia RP na arenie międzynarodowej, te zasadne i mniej, mają status konfliktu, czy rzeczywiście dopiero Warszawa pod obecnymi rządami przerwała wcześniejszą sielankę, rozpoczynając te konflikty. No, ale słowo „wszczyna” zamyka wszystkim usta. Jak można kwestionować spiżowe „wszczyna” nie czując się przy tym niczym złomiarz dewastujący cichcem Dzwon Zygmunta?

Prawdziwe casus belli

Ja nie potrafię, cichnę; gdzieś w tyle głowy dzwoni mi (nomen omen) zalecenie gavte la nata („wyciągnij [z siebie] korek”, „spuść [z siebie] powietrze”), które mój ulubiony bohater powieści „Wahadło Foucaulta” Umberta Eco kierował w stronę osób nazbyt zawładniętych szlachetnym uniesieniem. Ale kto to w końcu jest Eco, pewnie jakiś kolejny „proputinowski włoski neonazista”. Skoro PEN Club w swoim oświadczeniu zaproszenie do Polski włoskiego neofaszysty Roberta Fiore przez opozycyjnego wobec rządu posła Roberta Winnickiego również uznaje za moralną przewinę „dobrej zmiany”, wszystko jest możliwe.
Być może w naszych czasach i Umberto Eco dosłużyłby się etykiety „proputinowskiego włoskiego neonazisty”. Fot. Wikipedia
Kiwam więc z pokorą głową, czytając w oświadczeniu PEN Clubu o „marcowych wzorach” tej władzy, wzorach, do których jak wiadomo Jarosław Kaczyński stosował się całe dorosłe życie, począwszy od udziału w wiecu na Uniwersytecie Warszawskim 8 marca 1968 roku jako student I roku, o „pomyśle rodem z ustawodawstwa putinowskiej Rosji”, i w zasadzie jedno tylko sformułowanie budzi mój – nie, nie sprzeciw! – zastanowienie jedynie. W ostatnim akapicie rapsodu, to znaczy oświadczenia PEN Clubu, sprawująca rządy w Polsce jaczejka okazuje się winna „antygermanizmu, antyukrainizmu i antysemityzmu”.

Dwie ostatnie kwalifikacje nie budzą, jak rozumiem, niczyich wątpliwości, nie daje mi jednak spokoju ten obnażony tak dobitnie „antygermanizm”. Jakie antyniemieckie inicjatywy wywołać mogły ten słuszny gniew PEN Clubu? Czy chodzi o poruszanie tematu reparacji? Czy może ktoś gdzieś zaśpiewał „Rotę”? (sam niezbyt ją cenię ze względu na stężenie patosu – o ileż jednak mniejsze od tego, jakie zauważalne jest w niektórych oświadczeniach). A może chodzi o prawdziwe casus belli, jakim jest niechęć władz polskich do gazociągu Nord Stream II?

–Wojciech Stanisławski
Zdjęcie główne: Uroczystość wręczenia nagrody Polskiego PEN Clubu prof. Ewie Łętowskiej. Oprócz laureatki stoją (od lewej): poeta Adam Zagajewski, prezes Polskiego PEN Clubu, tłumacz Adam Pomorski oraz były minister sprawiedliwości Leszek Kubicki. Warszawa, 5 czerwca 2017 r. Fot. PAP
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?