Kilometrowe kolejki po pomarańcze i karpie, cukierki czekoladopodobne w paczkach z ZSRR i uganianie się za czubkami na choinki – tak przygotowywano się do świąt Bożego Narodzenia w PRL.
Pracujące niedziele były dobrą okazją, żeby ustawić się w kolejce. W ogonku stało się po zielone, kubańskie pomarańcze, karpie, kawę, a nawet pieczywo. Na zakupy koniecznie wybierała się cała rodzina. Każdy stawał w innej kolejce.
W szkołach i przedszkolach dzieci dostawały paczki świąteczne od przyjaciół z ZSRR. W plastikowych zegarach, domkach i matrioszkach ukryte były cukierki i czekoladopodobne wyroby zawinięte w srebrne papierki - dar bratniego narodu.
Z resztą nie jedyny. W PRL prezenty przynosił dziadek mróz. Chował je pod choinką, na czubku której błyszczał szklany czub. Na gałązkach układano sztuczny śnieg z waty. Watą dekorowano też witryny sklepowe. Zewnętrzne iluminacje świetlne należały do rzadkości. Lampki, które wytrzymałby na mrozie były niedostępnym marzeniem.
Ale kiedy już nadchodziła wigilia, za drzwiami mieszkań w blokowiskach łamano się opłatkiem, śpiewano kolędy, a stoły uginały się pod ciężarem tradycyjnych potraw.