Dywany na klatkach, kapliczki i Lizbońska 2, gdzie kradli pasztet i rowery
piątek,
20 kwietnia 2018
O „Kamienicach czynszowych Warszawy 1864 – 1914” (Aleksander Łupienko), których mieszkańcy dystansowali się od siebie, by podczas okupacji zjednoczyć się przy modlitwie. I o powojennym „Chamowie” Mirona Białoszewskiego, gdzie na 10 piętrach w 8 klatkach zróżnicowania społecznego już nie było, a były widoki na miasto za Wisłą i łąki, których już nie ma.
Witold Gombrowicz napisał, że Jan Józef Lipski najlepiej zrozumiał jego intencje – tak Andrzej Dobosz wspomina znanego wydawcę, krytyka i swego przyjaciela. Przedpremiera 3. odcinka „Z pamięci”.
zobacz więcej
W połowie XIX wieku następował znaczny przyrost ludności Warszawy, przy niedostatecznej ilości lokali mieszkalnych. Dopiero właściwie po powstaniu styczniowym, gdzieś od roku 1864, zaczął się przyrost nowego budownictwa. Kamienice cztero-, pięciopiętrowe, budowane obok siebie, jedna przy drugiej.
Mieszkania na pierwszym piętrze były najdroższe. Miały najczęściej balkony. Na pierwsze dwa piętra wchodziło się po dywanach. Potem to wszystko stawało się coraz bardziej ciasne, mieszkania były niższe i czynsze były szalenie zróżnicowane w stosunku do piętra.
Około roku 1900 mężczyźni, mieszkańcy pierwszego i drugiego piętra, żyli na ogół trzy lata dłużej niż mieszkańcy wyższych pięter. Dopiero od 1903 roku zaczęły się pierwsze windy i to nie we wszystkich domach.
Publiczność była szalenie zróżnicowana społecznie i spotykając się na schodach, jak gdyby dystansowała się nawzajem od siebie. Pamiętam, tak było w kamienicach, w których ja mieszkałem przed wojną. Natomiast gdzieś od połowy okupacji na podwórzach zaczęły się ołtarzyki i wspólne nabożeństwa. I od tego czasu jakby dystanse między mieszkańcami pierwszego piętra i oficyny, po wspólnej modlitwie, zatrzymały się i wszyscy, spotykając się na ulicy, traktowali się z jednakową serdecznością.
Tego zróżnicowania już właściwie nie ma u Mirona Białoszewskiego w „Chamowie”. Jest to kamienica monstrualna, na skraju Saskiej Kępy, blisko Wisły, długości 2,5 kilometra, o 8 klatkach schodowych i 10 piętrach. Były stamtąd, przez małe okienka, wspaniałe widoki. Z jednej strony na Warszawę za Wisłą, z drugiej strony na łąki, wtedy istniejące. Oczywiście zwiedziłem po lekturze okolice, tych łąk już nie ma.
Bardzo wcześnie wpuszczano lokatorów, bez wykończenia budynku do końca. Tak że na przykład w pół roku po wprowadzeniu się dopiero obudowano to rusztowaniami dla tynkarzy. W pewnej chwili Białoszewski, gdy zrobiło się chłodno, sprywatyzował te rusztowania i nie mając lodówki w domu, trzymał tam masło i pasztet. Potem jednak pasztet zniknął i musiał zrezygnować z tego pomysłu.
Któregoś dnia, nie mogąca trafić na Lizbońską 2 znajoma Białoszewskiego, dopytując się usłyszała, że to na Chamowie. Jak komuś ukradną rower, to na pewno ktoś z Chamowa.
Zobacz też pozostałe odcinki programu „Spis treści”. Numery 1-20: