Węgrzy, obcy w Europie. Czy Viktor Orbán jest uczniem rosyjskiego „faszysty”?
piątek,28 września 2018
Udostępnij:
Być może dla węgierskiego polityka chrześcijaństwo stanowi wyłącznie polityczną formę, która przykrywa duchową treść, czyli dawną pogańską tożsamość.
Chrześcijańska demokracja zagubiła swoją ideową tożsamość – taką diagnozę kilka miesięcy temu Viktor Orbán postawił Europejskiej Partii Ludowej. Jego ugrupowanie – FIDESZ również należy do tej międzynarodówki, choć nie wiadomo jak długo będzie jeszcze jej członkiem. Premier Węgier ma bowiem inną wizję świata niż chadecy z krajów „starej” Unii Europejskiej.
Orbán zachowuje się tak, jak by suwerenność państwa, którym rządzi, była dla niego ważniejsza niż będąca celem unijnych elit jedność Starego Kontynentu. A to za nią opowiadają się prominentni politycy formacji chrześcijańsko-demokratycznych.
Kością niezgody dzielącą premiera Węgier i unijny establishment są też kwestie aksjologiczne.
Elity UE kierują się polityczną poprawnością. Liberalne wartości i wielokulturowość są dla nich niemal czymś świętym.
Tymczasem Orbán optuje za rechrystianizacją Europy. Jak to się u tego polityka w praktyce przejawia? A choćby tak, że z jednej strony sprzeciwia się on masowemu przyjmowaniu ludności muzułmańskiej z Afryki i Azji do krajów Unii, z drugiej zaś – wyprowadza z węgierskich wyższych uczelni gender studies.
Nareszcie w domu! Spotkanie Rady Współpracy Państw Języków Tureckich w Kirgistanie, 3 września 2018 r. Na zdjęciu od prawej: premier Węgier Viktor Orbán, prezydent Uzbekistanu Szawkat Mirzijojew, prezydent Kazachstanu Nursułtan Nazarbajew, prezydent Kirgistanu Sooronbaj Dżeenbekow, prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan, prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew. Fot. Getty Images/Cem Oksuz/Anadolu Agency
Może zatem nasunąć się wniosek, że Orbán chce przywrócić Europę Europejczykom. I usiłuje im przypomnieć, że wzorem powinna być dla nich średniowieczna Christianitas, a nie jakieś bezbożne utopie. Czy jest on zatem pełnokrwistym europejskim konserwatystą, strażnikiem tego wszystkiego, co zostało z cywilizacji łacińskiej – próbującym zainicjować rekonkwistę XXI wieku?
Od jakiegoś czasu wychodzą na jaw fakty, które bynajmniej nie skłaniają do udzielenia na to pytanie odpowiedzi pozytywnej.
Krytycy Orbána wypominają mu zbliżenie z Kremlem. Znad Dunaju nieraz dobiegały głosy, które wyrażały niezadowolenie z powodu sankcji gospodarczych, jakie UE nałożyła na Rosję za aneksję Krymu i wspieranie separatystów w Donbasie.
To jeszcze o niczym nie świadczy. Trudno posądzać o rusofilię człowieka, który działalność polityczną rozpoczynał w drugiej połowie lat 80. – jako antykomunistyczny dysydent nawołujący do wycofania wojsk sowieckich z Węgier.
Tygodnik TVPPolub nas
Można zatem domniemywać, że Orbán to pragmatyk. Powściągnął on swoje antymoskiewskie resentymenty, ponieważ uznał, że w interesie Węgier jest współpraca ekonomiczna z Rosją i nic poza tym. W końcu niemiecki biznes kalkulujący, że może się obłowić na Nord Stream 2, oczekuje od Angeli Merkel podobnej postawy.
Ale jak się bliżej sprawie przyjrzeć, wówczas się okaże, że Orbán owi chodzi nie tylko o gospodarkę. W swoich wystąpieniach wymienia on Rosję obok między innymi Chin i Turcji. To państwa, o których wyraża się z uznaniem, ponieważ dostrzega atuty w ich nieliberalnych systemach politycznych.
Czy wobec tego u węgierskiego polityka daje o sobie znać coraz słabiej skrywana fascynacja rozwiązaniami autorytarnymi? A może coś znacznie głębszego i poważniejszego?
Trzy tygodnie temu w Tygodniku TVP, Wojciech Stanisławski zwrócił uwagę na wrześniową wizytę Orbána w Kirgistanie. Odbywały się tam III Światowe Igrzyska Nomadów. Ceremonię ich otwarcia zaszczycili swoją obecnością oprócz premiera Węgier prezydenci Kazachstanu – Nursułtan Nazarbajew i Turcji – Recep Tayyip Erdogan.
Co takiego skłoniło węgierskiego polityka, żeby udać się do środkowoazjatyckiego kraju, w którym odbywały się zawody w egzotycznych dyscyplinach służących bardziej pielęgnowaniu dziedzictwa ludów Wielkiego Stepu niż rywalizacji sportowej? Może... poszukiwanie korzeni?
Bądź co bądź Węgrzy przywędrowali do Europy dopiero pod koniec IX wieku. Wcześniej wiedli koczowniczy tryb życia. „W nauce istnieje z grubsza zgoda, że wywodzą się z ugrofińskiej gałęzi ludów uralskich, pokrewnych zachodniosyberyjskim Chantom” – pisze Stanisławski.
Niejako w sukurs tym rozważaniom przyszedł tydzień temu polsko-węgierski publicysta Dominik Hejj, który na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” przypomniał wizytę Orbána w Kazachstanie w 2015 roku:
„W Astanie został podjęty przez prezydenta Nursułtana Nazarbajewa. Wzajemnym uprzejmościom nie było końca. Po spotkaniu Węgrom utkwiły w pamięci słowa premiera Orbán a cytowane przez Kazachską Agencję Prasową: »W Kazachstanie czujemy się jak w domu, w przeciwieństwie do Unii Europejskiej, w której czujemy się obcy« oraz »W Kazachstanie mamy krewnych, w Brukseli nie«”.
Wielu Polaków zachwyca się premierem Węgier. Na zdjęciu: Viktor Orbán podczas uroczystości odsłonięcia pomnika smoleńskiego w Budapeszcie, 6 kwietnia 2018 r. Fot. REUTERS/Bernadett Szabo
Przytoczone wyżej wypowiedzi węgierskiego polityka brzmią szokująco w uszach ludzi, którzy postrzegają go jako europejskiego konserwatywnego chadeka. W słowach Orbána można bowiem odkryć ślady neoeurazjanizmu – koncepcji, której ideologiem jest 56-letni rosyjski filozof, Aleksander Dugin. Skądinąd nie brak opinii wskazujących, że zrodziła się ona jeszcze w późnym okresie sowieckim na Łubiance – jako ideologiczna alternatywa dla bankrutującego komunizmu.
W naszym kraju do Dugina przylgnęła głównie opinia rosyjskiego „faszysty”. Błędnie przypisuje mu się też rolę doradcy Władimira Putina. To raczej Kreml wykorzystuje moskiewskiego myśliciela jako „jurodiwego”, który w razie zachodzącej potrzeby sieje ferment i mówi to, czego prominentnym postaciom życia publicznego wygłaszać nie wypada.
Tak było w roku 2014. Na You Tube’ie krążyły filmy, w których Dugin swoimi historiozoficznymi i geopolitycznymi teoriami uzasadniał konieczność podboju Ukrainy przez Rosję.
Czy jest zatem coś, co naprawdę łączy rosyjskiego filozofa z premierem Węgier?
Dugin jest przekonany, że Rosja to odrębna cywilizacja – Eurazja, która swoje istnienie zawdzięcza podbojom mongolskim. Odrzuca on dziedzictwo Rusi Kijowskiej. Zalicza Rosjan nie do Europejczyków, lecz ludów Wielkiego Stepu, których wrogiem są morskie potęgi handlowe – USA i Wielka Brytania. Twierdzi, że Anglosasi nie tylko dążą do podporządkowania sobie Eurazji, lecz i niosą światu liberalne idee rodem z reformacji i oświecenia, wymierzone w tradycyjne kultury.
Rosyjski myśliciel epatuje szalonym mistycyzmem. Deklaruje się jako staroobrzędowiec, co oznacza, że dla Cerkwi moskiewskiej jest heretykiem.
Tymczasem on sam w rosyjskim prawosławiu upatruje jedną z wielu religii Eurazji, które – według niego – zachowały łączność z archaiczną ezoteryczną duchowością i z tego powodu górują nad skostniałymi, zdogmatyzowanymi, zimnymi wyznaniami, za jakie uważa katolicyzm i protestantyzm. A zatem w oczach rosyjskiego filozofa nie tylko forsujący nowoczesność Amerykanie i Brytyjczycy są wrogiem, ale również tożsama z Zachodem cywilizacja łacińska.
Dugin chciałby, żeby państwa tworzące trzon Unii Europejskiej – Niemcy i Francja – zwróciły się przeciwko Anglosasom i zawarły przymierze z Rosją. Dlatego w scenariuszach filozofa pojawiała się i taka opcja, że sfederalizowana UE stanie się wartościowym dla Kremla bastionem antyamerykanizmu.
Teraz jednak Dugin z entuzjazmem wyraża się o takich politykach, jak Orbán czy wicepremier i minister spraw wewnętrznych Włoch, Matteo Salvini. Chwali on ich za boje z elitami unijnymi, w tym za sprzeciwianie się masowemu przyjmowaniu do Europy przybyszów z Afryki i Azji. I widzi w nich sprzymierzeńców Rosji.
Polacy, którzy zachwycają się premierem Węgier, gdyż uważają go za obrońcę chrześcijaństwa, powinni zdawać sobie sprawę z tego, że być może jego światopogląd cechuje swoista wielokierunkowość, czyli w efekcie wewnętrzna sprzeczność. Nie da się bowiem być europejskim konserwatywnym chadekiem i zarazem – choćby nieświadomym – zwolennikiem neoeurazjanizmu. Rechrystianizacja Europy nie wiedzie przez afirmację kulturowego dziedzictwa Wielkiego Stepu.
Niemniej snucie hipotez o tym, czy Orbán staje się mimowolnym uczniem Dugina, jest zasadne. Można przecież sobie wyobrazić jak najbardziej sytuację, w której dla węgierskiego polityka chrześcijaństwo stanowi wyłącznie polityczną formę, która przykrywa duchową treść, czyli dawną pogańską tożsamość.
– Filip Memches
Zdjęcie główne: Viktor Orbán, konserwatywny Europejczyk czy pogański Eurazjata? Fot. REUTERS/Andrea Comas