Kreml dziękuje tropicielom polskiego antysemityzmu
piątek,
15 marca 2019
Są pola, na których europejskie kręgi lewicowo-liberalne idą ramię w ramię z Moskwą. Tak jest wówczas, kiedy trzeba zrobić czarny piar Polsce i Polakom.
Niezależnie jednak od wątpliwości dotyczących naukowego poziomu wspomnianych pozycji, działalność naukowców z nowej polskiej szkoły badań nad historią Holokaustu – bez względu na intencje, jakie nimi kierują – wykracza poza spór o przeszłość. Ich opinie stają się bowiem argumentami dla tych środowisk w Europie Zachodniej, Ameryce Północnej czy Izraelu, które są zainteresowane w portretowaniu Polaków jako narodu antysemitów na użytek bieżącej gry politycznej.
Warto jednak dostrzegać, że tacy historycy, jak Grabowski czy Gross, mają też swoich kibiców w innej części świata. Chodzi o Rosję. Polska nie jest w tym kraju przedmiotem takiego zainteresowania jak Niemcy, USA czy Chiny. Jednak jej wizerunkowe kłopoty na arenie międzynarodowej tamtejsi komentatorzy polityczni jak najbardziej skrzętnie odnotowują. I robią to z satysfakcją.
Tak było w lutym – kiedy pełniący obowiązki szefa izraelskiej dyplomacji Israel Katz słowami, że Polacy „wyssali antysemityzm z mlekiem matki”, wywołał kryzys na linii Warszawa – Tel Awiw. Do tej sytuacji odniósł się dziennikarz rosyjskiej telewizji państwowej Władimir Sołowjow. W jego cieszącym się dużą oglądalnością programie na kanale Rossija-1 głos zabrał Yakov Kedmi, były szef Nativ – agencji mającej rangę służby specjalnej, a zajmującej się sprowadzaniem Żydów z krajów dawnego ZSRR do Izraela.
Emerytowany izraelski urzędnik – skądinąd również imigrant ze Związku Sowieckiego – szarżował danymi. Oznajmił, że w trakcie drugiej wojny światowej z polskich rąk zginęło około pół miliona Żydów. Tym samym przelicytował ponad dwukrotnie Jana Grabowskiego, który w ubiegłym roku zatrzymał się na liczbie 200 tys. ofiar (choć potem polski historyk dziwnie tłumaczył, że chodziło mu nie tylko o przypadki sprawstwa „własnoręcznego”, lecz także pośredniego). Poza tym Kedmi stwierdził, że nawet 6-7 tys. polskich Sprawiedliwych wśród Narodów Świata nie umniejsza faktu, iż ponad 30 mln Polaków (!) zajmowało się mordowaniem i rabowaniem Żydów. Prowadzący program tych wierutnych bzdur nie kwestionował.
Moskwa nawet nie ukrywa, że postrzega rosyjskojęzyczną społeczność w Państwie Żydowskim jako narzędzie wpływu na politykę Tel Awiwu.
zobacz więcej
Podobny ton był obecny w rosyjskich mediach już wcześniej.
Można choćby przywołać emitowaną w czerwcu zeszłego roku audycję w Radiu Radoneż, zapowiedzianą pod wiele dającym do myślenia tytułem: „Zgniły płód europejskiej demokracji”. Dyrektor tej prawosławnej rozgłośni Jewgienij Nikiforow zaprosił do studia historyka i polonistę, byłego szefa Centrum Rosyjsko-Polskiego Dialogu i Porozumienia, Jurija Bondarenkę (niedawno zresztą uczestniczącego w nagonce na nowego dyrektora Instytutu Polskiego w Moskwie, Piotra Skwiecińskiego) oraz znanego dziennikarza Dmitrija Babicza.
Dyskutanci byli zgodni – Polska to kraj borykający się w tej chwili z olbrzymimi problemami. Nie dość, że poziom życia w niej spada i jej mieszkańcy uciekają za chlebem do Europy Zachodniej (a są i tacy – można było usłyszeć w audycji – co byliby nawet chętni szukać poprawy swojego bytu w Rosji), to jeszcze władze RP – wbrew zwykłym Polakom – uwikłały się w konflikt z całym światem.
Bondarenko, Babicz i Nikiforow nie omieszkali jednak też poruszyć kwestii historycznych. I podnieśli temat wysuwanych pod adresem Armii Krajowej i Żołnierzy Wyklętych oskarżeń o zabijanie Żydów. W dyskusji pojawił się zarzut, że Polacy mają na swoim sumieniu bardzo poważne winy, lecz strugając bohaterów i męczenników, nie chcą się do nich przyznać.
Najbardziej jednak na uwagę zasługuje wdzięczność, jaką wyraziła cała trójka wobec Izraela. A za co? Za piętnowanie polskich uprzedzeń wobec innych narodów. Dzięki temu bowiem, że świat się dowiedział od polityków izraelskich o polskim antysemityzmie, rozeszły się wszędzie również wieści o polskiej rusofobii. W rezultacie jest szansa, że rusofobia zacznie być na światowych salonach traktowana jako coś równie haniebnego i wstydliwego jak antysemityzm – konkludowali uczestnicy audycji.
„Wzywamy do elementarnej sprawiedliwości. Trzeba powiedzieć: «Przebaczcie nam»” – nawołuje Polaków historyk.
zobacz więcej
Nowa polska szkoła badań nad historią Holokaustu rzecz jasna nie działa na zlecenie Kremla. Bliżej jej do europejskich środowisk lewicowo-liberalnych, które bądź co bądź krytykują rosyjski autorytaryzm. To ich językiem mówił Jan Grabowski w lutym w rozmowie z Tomaszem Lisem na Onecie, stwierdzając, że Polacy mają w świecie reputację ciemnogrodu. Treść tej narracji można zinterpretować następująco: po jednej stronie jest dobry, postępowy Zachód, który potrafi pokajać się przed Trzecim Światem za wyzysk kolonialny i inne paskudztwa, po drugiej zaś – zły, tradycjonalistyczny Wschód, który do żadnych rozliczeń swojej przeszłości się nie kwapi.
Okazuje się jednak, że taki podział jest fałszywy. Są pola, na których europejskie kręgi lewicowo-liberalne idą ramię w ramię z Kremlem. Tak jest wówczas, kiedy trzeba zrobić czarny piar Polsce i Polakom.
I nawet jeśli naukowcy z nowej polskiej szkoły badań nad historią Holokaustu nie mają zamiaru służyć Moskwie, to służą jej ich argumenty. Żyją one bowiem swoim życiem. Są powielane, a nawet wyolbrzymiane przez tuby prokremlowskiej propagandy.
– Filip Memches