Kiedy Notre-Dame stała się „świątynią Rozumu”
piątek,
19 kwietnia 2019
Ideowi poprzednicy Macrona zdążyli rozprawić się z katolicyzmem. Poza tym w samym Kościele w XX wieku – nie tylko we Francji – dały o sobie znać samobójcze tendencje redukujące chrześcijaństwo do dobroczynności i pacyfizmu. A duchowni, którzy przymykają oczy na polityczną poprawność i moralną degrengoladę Zachodu, to wymarzeni partnerzy gospodarza Pałacu Elizejskiego.
Tylko we Francji od roku 2000 zburzono blisko 50 kościołów, w Kanadzie w ciągu najbliższych 10 lat zamkniętych ma być blisko 9 tys. świątyń katolickich i protestanckich.
zobacz więcej
Smutek i żal – te emocje towarzyszyły ludziom w wielu krajach na wieść o pożarze w katedrze Notre-Dame w Paryżu. To, czy ktoś jest katolikiem czy nie jest, było bez znaczenia. Z perspektywy osób niewierzących, w ogniu stanął wspaniały zabytek – istna perła światowego dziedzictwa historycznego i kulturowego.
Prezydent Francji Emmanuel Macron – lewicowo-liberalny polityk, któremu światopoglądowo nie po drodze z Kościołem katolickim – zapowiadając odbudowę świątyni, uderzył w patriotyczne tony: „Paryska Notre-Dame to nasza historia, nasza literatura, nasz świat wyobrażony. To miejsce, w którym każdy z nas przeżył swe najważniejsze chwile”.
Znamienne, że słowa te wypowiedział ten sam człowiek, który jeszcze dwa lata temu – podczas swojej zwycięskiej kampanii wyborczej – stwierdził, że „nie ma kultury francuskiej, jest tylko kultura Francji”.
Oczywiście w ramach owej „kultury Francji” jest zapewne – według Macrona – miejsce i na katolicyzm. Ale taki, który nie wywołuje sporów z innymi jej składnikami, zwłaszcza ateizmem oraz islamem. Chodzi zatem o katolicyzm „otwarty”, „tolerancyjny”, czyli – mówiąc wprost – pozbawiony misyjnego żaru i nie wywołujący kontrowersji w życiu publicznym.
Żeby jednak taką wersję katolicyzmu udało się wypreparować, potrzebne były dziesięciolecia, a nawet stulecia zabiegów laicyzacyjnych, które nieraz przybierały bardzo drastyczne formy. Konkretnie jakie? Na to pytanie odpowiada między innymi francuski historyk François Souchal w znakomitej książce „Wandalizm rewolucji” z roku 1993 (w Polsce ukazała się dwa lata temu w przekładzie Pawła Migasiewicza).
Kaźń królów Judy i Izraela
Autor tej publikacji zajął się ostatnią dekadą XVIII wieku. Rewolucja, która wybuchła we Francji w roku 1789, doprowadziła nie tylko do masowych okrutnych mordów (m.in. w czasie trwającego w latach 1793-1800 rojalistycznego powstania w Wandei), ale i poczyniła gigantyczne szkody na wielopokoleniowym dorobku materialnym tego kraju.
Nad Sekwaną doszło wtedy do głębokiego kryzysu cywilizacyjnego. Dewastowano wszystko, co stanowiło ślad znienawidzonej przez zrewoltowaną tłuszczę przeszłości: zamki, pałace, dwory, miejskie rezydencje i rzecz jasna kościoły oraz cmentarze.
Dwie trzecie parafii zlikwidowano bezpośrednio przed wizytą papieża. Te, które pozostały powierzono w zarządzanie siostrom zakonnym i ludziom świeckim,
zobacz więcej
W książce Souchala nie brakuje wątku dotyczącego paryskiej Notre-Dame. W roku 1792 – gdy w świątyni jeszcze pozwalano odprawiać nabożeństwa – władze rewolucyjne przystąpiły do jej rabunku: „na wozy bezładnie wrzucono relikwiarze w kształcie popiersi i rąk, ze złota, z pozłacanego srebra, wysadzane szlachetnymi kamieniami, (…) a także kielichy mszalne, cyboria, krucyfiksy, monstrancje. Jawna kradzież, ale dokonana zgodnie z wytycznymi Rady Głównej Komisarzy Sekcji [sekcja była jednostką podziału administracyjnego miast w okresie rewolucji]”.
Z kolei stojących w szeregu na fasadzie zachodniej na górnej galerii katedry 28 figur królów Judy i Izraela zostało pozbawionych koron. Był to wymowny akt.
W lipcu 1793 roku Pierre-Gaspard Chaumette, radykalny działacz rewolucyjny nawoływał na łamach jednej z gazet, żeby pójść dalej: „Z pewnością nie zapomnimy co najmniej skrócić o głowę wszystkich tych królów z kamienia, którymi przeładowany jest portal kościoła metropolitalnego”.
W rezultacie, trzy miesiące później, Komuna Paryża – ówczesny rewolucyjny zarząd miasta – wydał na swoim posiedzeniu decyzję następującej treści: „Rada, mając na względzie swoją powinność usunięcia wszystkich pomników, które podtrzymywały przesądy religijne, i tych, które przywracają obmierzłą pamięć o królach, postanawia, że w osiem dni gotyckie podobizny królów Francji [rewolucjoniści uznali, że figury starotestamentowych władców przedstawiają tak naprawdę monarchów francuskich], umieszczone nad portalem kościoła Notre-Dame, zostaną obalone i zniszczone”.
I tak dokonano symbolicznego „tyranobójstwa”. W książce Souchala czytamy: „Wyrwano figurę jedną po drugiej. Zakładano im sznury na szyje i ściągano na plac przed kościołem, gdzie się rozbijały”.
To tylko część strat poniesionych przez katedrę. Splądrowany obiekt przemianowano zaś na oświeceniową „świątynię Rozumu”.
Tania przyjaźń
W następnej dekadzie nastąpiła wprawdzie napoleońska „odwilż” i państwo oddało Notre-Dame Kościołowi, niemniej dążenie do marginalizacji religii zadomowiło się wśród francuskich elit politycznych na dobre.
Można choćby przypomnieć słynną ustawę z roku 1905. Zakładała ona „rozdział Kościoła od państwa”. Jednym z jej celów była sekularyzacja szkolnictwa publicznego. To w efekcie tej ustawy Notre-Dame stała się własnością państwa francuskiego.
Skądinąd – jak przypomina Souchal – w połowie XIX wieku katedra mogła w ogóle zniknąć z panoramy Paryża. Na wyspie Cité rozebrano niemal wszystkie świątynie katolickie, które przetrwały rewolucje. Wyjątek uczyniono Notre-Dame i Saint-Chapelle.