Ostatecznie nie tylko wygłosiła swój nehrebeton podczas uroczystości odsłonięcia popiersia wybitnego polityka, lecz i zadeklarowała, skończywszy deklamację „Ja myślę, że pan premier Mazowiecki buntował się nie na darmo”.
Jak to? Pierwszy premier niepodległej Polski, człowiek niewątpliwych zasług, który latami pracy dla Polski i „Solidarności” chwalebnie zmazał potknięcia młodości – miałby być ojkofobem, którego głównym celem w życiu miałoby kwestionowanie pojęcia wspólnoty, unieważnienie „okrwawionego węzła” polskości?
To teza tak absurdalna, że nie postawił jej żaden z najbardziej zażartych krytyków Okrągłego Stołu i dokonań gabinetu Mazowieckiego, a przecież takich krytyków – bardziej i mniej wyważonych - nie brakuje.
Stanowczo odrzucam myśl, by pani Anna Nehrebecka, przez całe życie człowiek sztuki, tak zaangażowała się w spór czysto polityczny – a jeszcze po stronie krytyków premiera Mazowieckiego! Jeśli jednak odrzucimy taką hipotezę, żywe pozostaje pytanie o genezę rewolucji literackiej, która dokonała się na naszych oczach przed tygodniem.
Myślę – choć jest to, oczywiście, tylko hipoteza – że, jak w tylu innych olśnieniach, które dały początek przełomowi artystycznemu czy naukowemu, mamy do czynienia z połączeniem lat pracy i przebłysku natchnienia, może zbiegu okoliczności, który pozwala dostrzec jaśniej istotę rzeczy.
Podręczniki szkolne pełne są brodatych anegdot o Archimedesie wyskakującym z okrzykiem „Eureka” z kąpieli i Newtonie, wybudzonym z poobiedniej drzemki spadającym jabłkiem: wiemy jednak, że nie byłoby prawa, mówiącego o objętości wypieranego płynu ani reguł opisujących siłę grawitacji, gdyby nie wieloletni namysł obu tych wielkich mężów.
Pani Anna Nehrebecka od lat 60. tworzyła autorskie programy recytatorskie, wiersz polski nie ma przed nią tajemnic: kto jednak może wykluczyć, że ostatecznym impulsem, który dał początek herbertowskiego nehrebetonowi, było sklejenie się kartek zaczytanego tomiku?
– Wojciech Stanisławski
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy