Przedwojenna prognoza
Już przed 83 laty przewidywano też, co może nastąpić. „Piłkarstwo polskie stanęło na skraju przepaści, w głębi której kryją się tak potężni jego wrogowie, jak absolutna depopularyzacja tego sportu wśród kulturalnych warstw społecznych, a nawet zamykanie boisk przez władze bezpieczeństwa” – pisano. „W sprawy te musi wejrzeć co prędzej Wydział Gier i Dyscypliny Ligi i zastosować natychmiast cały szereg środków sensacyjnych” – apelowano.
A co takiego działo się na ligowych boiskach w 1928 roku? W przeciągu ledwie kilku tygodni miało miejsce kilka niepokojących zdarzeń. Przerwany został m.in. mecz Łódzkiego Klubu Sportowego z Wisłą Kraków. W 64. minucie sędzia, inż. Dudryk podyktował rzut karny dla gości i się zaczęło. „Na jego strzelenie publiczność nie chciała się zgodzić i wstąpiła na boisko. Sędzia rzut odwołał” – relacjonował tygodnik „Stadjon”.
Sędzia Hanke oblegany w domu
Jeszcze goręcej było kilkanaście dni później podczas meczu Pogoni Lwów ze Śląskiem Świętochłowice. „Według protokołu policyjnego, spisanego na boisku, na kilka minut przed końcem, napastnik Śląska Panka kopnął leżącego na ziemi pomocnika Pogoni Deutschmanna w głowę umyślnie. Sędzia Hanke natychmiast przerwał mecz. Wówczas publiczność rzuciła się na niego. Policja wzięła go w obronę. Pan Hanke schronił się do jednego z domów prywatnych w Lipinach. Publiczność obległa dom, tak że policja musiała interweniować” – pisał „Stadjon”.
Do mniejszych incydentów dochodziło też na innych stadionach, aż sprawą zajął się nie kto inny jak Wydział Dyscypliny Ligi. Kilka klubów ukarano grzywnami od 250 do 500 złotych, a Śląsk Świętochłowice całkiem zawieszono na cztery tygodnie. To oznaczało, że zespół kolejne mecze przegrywał walkowerem. Doszło nawet do tego, że Toruński Klub Sportowy na znak protestu w ogóle wycofał się z rozgrywek! Podziały społeczne były wówczas tak spore, że np. Wisła Kraków miała przez jakiś czas w swoim statucie punkt, zabraniający Żydom wstępu na stadion.
Co ciekawe nawet wybuch II wojny światowej i lata okupacji nie utemperowały niektórych kibiców. Mimo, że hitlerowcy zabronili organizowania imprez sportowych na ziemiach polskich, konspiracyjne rozgrywki trwały w najlepsze, niestety nie zawsze w sportowej atmosferze.
Burda pod okiem SS
Do annałów przeszły wydarzenia z jesieni 1943 r., gdy w Krakowie zorganizowano mecz derbowy Wisły z Cracovią o mistrzostwo miasta. Pod koniec spotkania, gdy sędzia podyktował rzut karny, na boisku doszło do szarpaniny, od razu na murawę wbiegli widzowie i zaczęła się potężna bijatyka. Ta szybko przeniosła się na ulice miasta, aż pod okna komendy SS. Na szczęście dla kibiców, komendantem był wtedy pewien Austriak, fan piłki, a niegdyś także piłkarz. Anegdota głosi, że gdy usłyszał o zamieszkach, miał powiedzieć: „Kibice? A niech się biją”.
Wbrew powszechnej opinii nawet okres Polski Ludowej nie był tak zupełnie wolny od zjawisk chuligańskich. Po wojnie powstały kluby branżowe, których kibice odczuwali niechęć między sobą. Nie lubiane były m.in. kluby milicyjne, czy wojskowe. Prawdziwy początek zadym na stadionach miał miejsce w połowie lat 70. Zapamiętano przede wszystkim finał Pucharu Polski z 1980 r., kiedy zmierzyły się (podobnie jak w tym roku) Legia z Lechem. W wyniku kilkugodzinnych bijatyk rannych zostało kilkanaście osób, a niepotwierdzone informacje mówią nawet o jednej zabitej.
„Piłkarstwo polskie stanęło na skraju przepaści, w głębi której kryją się tak potężni jego wrogowie, jak absolutna depopularyzacja tego sportu wśród kulturalnych warstw społecznych, a nawet zamykanie boisk przez władze bezpieczeństwa”