I teraz sytuacja do pewnego stopnia się powtarza. Przykładem mogą być tweety Aleksieja Puszkowa, przewodniczącego komisji Rady Federacji (izby wyższej parlamentu rosyjskiego) do spraw polityki informacyjnej, który skądinąd znany jest z wielu wypowiedzi postponujących Polskę. Ten prominentny rosyjski polityk między innymi odnotowuje, że w Ameryce dochodzi do aktów rasizmu (jego zdaniem, w Rosji ten problem nie występuje) i stwierdza, że USA przestały być wzorem dla świata.
Żeby nie było wątpliwości – Puszkow oficjalnie potępia wywoływanie brutalnych zamieszek przez uczestników protestów za oceanem. Niemniej w tweetach Rosjanina wyczuwa się satysfakcję z powodu tarapatów, w jakie popadła Ameryka.
Rzecz jasna ideologicznie Kreml i niemieccy maoiści nie stoją po tej samej stronie barykady (bądź co bądź maoizm był w światowym ruchu komunistycznym nurtem antysowieckim). Ale mają wspólnego wroga. Są nim te siły w Europie i USA, które niebezpieczeństwa dla Zachodu upatrują zarówno w reżimie putinowskim, jak i lewicowym radykalizmie.
W samej Rosji ugrupowania skrajnej lewicy nie mogą rozwinąć skrzydeł. Reżim putinowski pilnuje porządku i ma do dyspozycji prawo surowo zakazujące „działalności ekstremistycznej”. Natomiast jeśli swój interes upatruje on w osłabianiu krajów zachodnich, to nie ma nic przeciw temu, żeby je od wewnątrz destabilizowali także lewicowi radykałowie.
Dlatego można wysunąć hipotezę, że propagandowy sukces niemieckich maoistów w Gelsenkirchen przyjęto w Moskwie z satysfakcją, choć sam Kreml ze wzniesieniem pomnika Lenina nie miał nic wspólnego.
Bezradność lokalnych polityków z Nadrenii Północnej-Westfalii wobec akcji podjętej przez marginalną lewacką partię mówi o tym, czy Zachód jest zdolny bronić się przed nowym najazdem barbarzyńców. Okazuje się zatem, że z „wolnych sądów” może być dla Kremla taka sama korzyść jak z „użytecznych idiotów”.
– Filip Memches
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy