Powinno się jednak też uwzględnić efektywność podejmowanych działań. Zawsze warto przeprowadzać bilans zysków i strat. Podejmując jakąś szlachetną inicjatywę można przecież docelowo wylać dziecko z kąpielą. W dziejach XX stulecia wielokrotnie w imię uszczęśliwienia ludzkości wyrządzano straszliwą krzywdę na masową skalę.
A jak jest z poprawnością polityczną? Cenzura mowy – głównie w formie nacisku środowiskowego – ma w założeniu nie tylko zapobiegać jakiejkolwiek dyskryminacji, ale i wpływać na ludzi wychowawczo. Zwolennicy takiego rozwiązania liczą na to, że człowiek zastępując jedne słowa innymi (na przykład „homoseksualistę” – „gejem”) zacznie inaczej myśleć („homofobiczne” przekonania zostaną wyparte przez afirmatywne podejście do nieregularnych zachowań seksualnych).
Szkopuł w tym, że w wielu przypadkach obraźliwość słowa okazuje się przedmiotem sporów.
W Polsce określenie rdzennego mieszkańca Afryki mianem „czarnucha” ma bez wątpienia obrzydliwie rasistowski wydźwięk. Ale jeśli się powie: „Murzyn” – zaczynają się kontrowersje. Odzywają się wtedy teoretycy z zakresu nauk humanistycznych, którzy doszukują się w tym słowie jakichś ukrytych znaczeń mających świadczyć o tym, że jest ono poniżające.
A zarazem wielu Polaków nie pojmuje o co tu chodzi, ponieważ terminu „Murzyn” używali od dziecka i nigdy im do głowy nie przyszło, że zawarte w nim było cokolwiek negatywnie wartościującego.
Trzeba także wziąć pod uwagę, jak ludzie odbierają rozmaite cenzorskie zapędy. Polacy alergicznie reagują na wszelkie próby ich kneblowania, priorytetem jest dla nich wolność. Dlatego w Polsce – inaczej niż w krajach Europy zachodniej – polityczna poprawność chyba wciąż nie może się zadomowić.
Z czego to wynika? Przypuszczalnie istotną rolę odegrała historia.
Szlachta polska przywiązywała do swoich swobód olbrzymią wagę. Sarmacka kultura polityczna nie godziła się na taki model rządów, jaki był udziałem europejskich monarchii absolutnych. Potem zaś ponad 120 lat zaborów oraz niemal pół wieku państwowości podporządkowanej Sowietom ukształtowało w duszy polskiej nieufność wobec wszelkiej władzy.
W naturze Polaków leżą buntownicze postawy. I można postawić tezę, że wywołują je u nich również współcześni inżynierowie społeczni, którzy roszczą sobie prawo do orzekania, jakich słów wypada używać, a jakich nie.
Dlatego objęcie w Polsce jakąś szczególną symboliczną ochroną plebsu przez patrycjat może nie przynieść pożądanych rezultatów. Przecież taka inicjatywa zadziała na wiele osób, jak płachta na byka. Tylko że tym razem będą to przedstawiciele liberalnych wielkomiejskich grup.