Felietony

Spełniła się, dokonując aborcji. Opublikowała swoje zdjęcie z krwią na rękach…

Dokonała coming outu w reakcji na działalność ruchów pro life: coś w niej pękło, gdy przed szpitalem, w którym pracuje, zobaczyła antyaborcyjną furgonetkę.

Oswajanie z nieakceptowanymi społecznie lub powszechnie kontrowersyjnymi postawami to jedna z widocznych cech dzisiejszych mediów, które sławią nowoczesność i postęp. Może o tym świadczyć opublikowany w bieżącym tygodniu wywiad, który portal Ofeminin (wydawca – Ringier Axel Springer Polska) przeprowadził z Doctor Ashtangą.

Pod tym osobliwym i tajemniczym pseudonimem – oznaczającym opracowaną w XX wieku gałąź jogi – kryje się doktor Anna Parzyńska, lekarz ginekolog. Wywołała ona burzę swoim facebookowym wpisem, w którym, nie przebierając w knajackim słownictwie, wyraziła „poczucie spełnienia” z powodu wykonywanych przez siebie… aborcji.

Zresztą chyba bardziej bulwersujące od samego wpisu okazały się ilustrujące je zdjęcia. Przedstawiają one pozującą do nich Doctor Ashtangę – ubabraną we krwi. W pierwszej chwili, biorąc pod uwagę kontekst postu, można byłoby pomyśleć, że to krew uśmierconego nienarodzonego dziecka. Tymczasem jak się okazuje, Anna Parzyńska sfotografowała się po zabiegu ręcznego wydobycia łożyska.
Ginekolog doktor Anna Parzyńska wywołała burzę swoim facebookowym wpisem. Fot. printscreen
Oczywiście z pespektywy pani doktor aborcja nie jest aktem dzieciobójstwa prenatalnego. Doctor Ashtanga określa ją mianem „terminacji ciąży”. Twierdzi, że to akt wyciągnięcia pomocnej dłoni potrzebującym kobietom.

I można odnieść wrażenie, że takie opinie nie są w Polsce niczym nowym. Przekraczanie granic w zakresie społecznej aprobaty dla dzieciobójstwa prenatalnego od wielu lat testuje magazyn „Wysokie Obcasy”.

Tak było w przypadku głośnej rozmowy z Natalią Przybysz z roku 2016. Popularna wokalistka opowiadała o okolicznościach, w jakich zdecydowała się na aborcję. Nie chciała urodzić trzeciego dziecka, ponieważ jej mieszkanie było za ciasne. „WO” lansowały ją jako ikonę ówczesnych „czarnych protestów” na ulicach polskich miast.

Potem, w roku 2018, „Wysokie Obcasy” wywołały szok wielu osób – w tym nawet dziennikarzy o poglądach liberalnych – zamieszczając na okładce zdjęcie trzech kobiet z podpisem „Aborcja jest ok”. Owe panie zostały pokazane jako dzielne osoby – bohaterki, które chcą, żeby w polskiej społecznej świadomości usuwanie ciąży kojarzyło się z czymś pozytywnym.

W „WO” można było przeczytać na temat ich działalności między innymi: „ktoś musi (…) dać głos kobietom. I powiedzieć: aborcja jest normalna. Jestem za aborcją. Każdy kocha kogoś, kto miał aborcję. Do tego dużo różu, uśmiechu i brokatu”.

Wracając do wywiadu z Doctor Ashtangą, warto poznać powody, dla których postanowiła ona wykonać coś w rodzaju coming outu. Otóż – jak się przyznała – zrobiła to w reakcji na działalność ruchów pro life: coś w niej pękło, gdy zobaczyła przed szpitalem, w którym pracuje, antyaborcyjną furgonetkę. I tu dochodzimy do istotnej kwestii. Część ruchów pro life jest często oskarżana – skądinąd ze strony różnych środowisk – że usiłuje przekonywać do swojego stanowiska używając drastycznych środków perswazji. Chodzi o epatowanie w przestrzeni publicznej makabrycznymi zdjęciami rozerwanych płodów.

Tego Doctor Ashtandze zarzucić wprawdzie nie można, niemniej jednak naruszyła ona swoim wpisem tabu. Dlaczego? W społeczeństwie polskim przeprowadzanie aborcji uchodzi za czyn jeśli nie zasługujący na potępienie, to przynajmniej taki, którym nie należy się chwalić.

Niemniej – jeśli mowa o używaniu brutalnych narzędzi perswazji – między Anną Parzyńską a ruchami pro life występuje dość istotna różnica. Dotyczy ona celu podejmowanych działań. Pani doktor chce wbić do głów czytelnikom jej wpisu, że usuwanie ciąży jest poza dobrem i złem. Tymczasem ruchom pro life zależy na uświadomieniu ludziom oczywistego faktu biologicznego: płód to nie „zlepek komórek” (jak twierdzą zwolennicy prawa do aborcji), lecz człowiek.

Nawet w nowoczesnej i postępowej części świata – stawianej polskiej klasie politycznej za wzór przez zblatowane z feministkami media – ustawodawcy dalecy są od afirmacji dzieciobójstwa prenatalnego.

Dwa miliony demonstrantów przeciw aborcji. „Trzeba wyjść na ulice. To jest walka”

Jest projekt, aby kobieta w trudnej sytuacji, która straciła pracę i nie ma z czego żyć, mogła usunąć ciążę nawet w ósmym miesiącu. Już we wtorek w parlamencie debata o tym, czy należy ograniczyć ochronę życia nienarodzonego.

zobacz więcej
Przypomnijmy choćby wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z roku 2011 w procesie, który wytoczył niemiecki neurobiolog Olivier Brüstle Greenpeace’owi. Sędziowie UE wydali wtedy zakaz patentowania metod prowadzących do niszczenia ludzkich embrionów. Jako argument podali, że życie ludzkie powinno być chronione od momentu poczęcia.

Swoją drogą warto odnotować, że w wywiadzie udzielonym Ofeminin, Doctor Ashtanga wyrasta na prawdziwą legalistkę. Skarżąc się na obecność antyaborcyjnej furgonetki pod szpitalem, oznajmia, że nie rozumie, dlaczego taki pojazd tam stoi, „skoro terminacja jest dopuszczona przez prawo”.

Daje tu o sobie znać wpływ na myślenie pani doktor pozytywizmu prawniczego. Ów nurt, który się narodził w Niemczech w XIX wieku, traktuje prawo jako sferę autonomiczną wobec etyki i obyczajów. Na gruncie takiego podejścia można znaleźć alibi dla dowolnej zbrodni. Wystarczy tylko, że będzie ona legalna. A XX-wieczna historia Europy może dostarczyć na to wiele ponurych przykładów.

W wywiadzie z Doctor Ashtangą nie można jeszcze pominąć jednego wątku. Otóż Anna Parzyńska mówi wprost o tym, że dla jej pacjentek aborcja to ciężkie przeżycie i potrzebują one pomocy psychologicznej. Skoro tak, to pani doktor strzela sobie samobójczego gola. Przyznaje bowiem rację swoim oponentom, którzy argumentują, że usuwanie ciąży powinno być zakazane także dlatego, że zagraża zdrowiu psychicznemu matki.

– Filip Memches

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Proaborcyjna demonstracja w Gdańsku 15 kwietnia 2020. Fot. Michal Fludra/NurPhoto via Getty Images
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?