Według młodych oskarżycieli nieprawomyślnej uczonej wszystko, co dziś uchodzi za słuszne jest naukowe, a co niesłuszne – nienaukowe.
zobacz więcej
Tak się jednak składa, że tam profesorem zostaje się z powodu kontraktu w uczelni, a nie dlatego, że wręczył komuś ten tytuł prezydent podczas stosownej uroczystości. Jak mówią wtajemniczone w naukę kręgi: w USA łatwo zostać profesorem i trudno to stanowisko utrzymać, a Polsce trudno profesorem zostać – ale potem jest się nim już do końca życia. I – dodajmy – już tylko się czerpie z tego tytułu profity. Ale tam, w USA jest to stanowisko, u nas – tytuł. A my przeciez kochamy tytuły.
Kiedyś, w systemie peerelowskim tytuły profesorskie przyznawała Rada Państwa, w dodatku ze szczególnym uwzględnieniem „postawy ideowo-politycznej” kandydata. Rady Państwa już nie ma, ale zjawisko nie minęło. Tytuły dalej przyznaje ośrodek władzy państwowej, jakim w RP jest prezydent. Polska jest jedynym chyba krajem na świecie, gdzie po tytuł profesora – dożywotni – idzie się do Pałacu Prezydenckiego czy Belwederu, niezależnie od tego, kto jest akurat tam gospodarzem.
A dobrego samopoczucia zainteresowanych nie zmieniły żadne, nawet najbardziej szydercze, żarty.
Trudno w to uwierzyć, ale w nowym systemie przyznawania stopni i tytułów naukowych ciało, które prowadzi procedurę oceny dorobku kandydata do tytułu profesorskiego, nazywa się Radą Doskonałości Naukowej. Doskonałości! To oczywiście tylko słowo, ale za każdym słowem idzie przecież treść – więc zapytam wprost: O jakiej doskonałości mówimy? W czym się ona przejawia?
Rada Doskonałości Naukowej składa się z kierownictwa, prezydium, zespołów, członków zespołów z podziałem na poszczególne dyscypliny, biura i – oczywiście – inspektora ochrony danych. Jakie to wielkie ciało! Ile się w nim dzieje! Ciekawe, ilu ludzi się tam zatrudnia – w poczuciu misji.