Ateizm w dziejach świata występował w rozmaitych postaciach. Dziś w Polsce daje on o sobie znać głównie jako agresywny, ordynarny antyklerykalizm. Jego zwolennicy atakują Kościół katolicki za upominanie się o prawo do życia dzieci nienarodzonych, które obciążone są wadami zdrowotnymi.
Przyglądając się polskim konfliktom światopoglądowym można dojść do wniosku, że uczestniczących w nich ateistów nie interesują kwestie metafizyczne. Natomiast uwiera ich wiara w Boga jako transcendentną instancję stanowienia norm moralnych. Tymczasem to oni sami chcą decydować o tym, co jest dobrem i złem.
Dlatego łykiem świeżego powietrza dla polskiego czytelnika może być lektura książki Johna Graya „Siedem typów ateizmu”. Autor bowiem – znany brytyjski filozof, w przeszłości wykładowca między innymi Uniwersytetu Oksfordzkiego, obecnie emerytowany profesor London School of Economics and Political Science – rozprawia się z utartym schematem, w którym religia i ateizm wzajemnie sobie przeczą.
Przede wszystkim trzeba odnotować, że Gray definiuje ateizm bardzo szeroko. Pod tym terminem pojmuje on nie tylko zaprzeczanie istnieniu Boga, ale i przejawy buntu przeciw Stwórcy.
Refleksja Graya koncentruje się na tym, co intelektualnie ukształtowało nowoczesność. Chodzi o prądy filozoficzne i polityczne, które odrzuciły religię jako relikt przeszłości. To między innymi idee oświeceniowe, marksizm, pozytywizm.
I Gray wskazuje paradoks. Ludzie, którzy postanowili przezwyciężyć wszelką religijność w imię naukowości oraz racjonalności, w gruncie rzeczy sami zaczęli tworzyć nowe świeckie quasi-religie. Postawili oni siebie w roli kapłanów wtajemniczonych w wiedzę o tym, jak przy pomocy różnych doktryn raz na zawsze naprawić świat. Wiarę w Boga zastąpili wiarą w ludzkość.
Banałem jest twierdzić, że realizacja ich projektów przyniosła opłakane skutki. Dyktatura jakobinów czy reżim bolszewicki – co Gray mocno podkreśla – nie przyniosły światu wolności, równości i braterstwa, lecz przysporzyły mu głównie ogromu nieszczęść.
Tyle że brytyjski myśliciel nie poprzestaje na obnażaniu fałszywych obietnic składanych przez dawne utopie. Na celownik bierze też współczesne mrzonki. Jedną z nich jest transhumanizm.
Termin ten odnosi się do rozmaitych teorii, które głoszą, że dzięki rozwojowi różnych technologii można pokierować ewolucją człowieka w takim kierunku, żeby powstała doskonalsza istota. Czołowym przedstawicielem transhumanizmu jest futurolog Ray Kurzweil. Marzy mu się eksportowanie ludzkiego umysłu do cyberprzestrzeni.
Według Graya, przyszłość planowana przez transhumanistów rysuje się – wbrew ich brawurowym zamiarom – pesymistycznie. „Jeśli miałby powstać jakiś rodzaj post- czy nadczłowieka – czytamy w książce – to zostanie on stworzony przez rządy i potężne korporacje, następnie zaś będzie wykorzystywany przez dowolną grupę, której uda się nim zawładnąć: organizacje przestępcze, sieci terrorystyczne, sekty religijne itp.”.