Nowa, monumentalna i możliwie najpełniejsza biografia Josepha Ratzingera – Benedykta XVI to jest dzieło nie byle jakie: niemal tysiąc stron! Premiera tej książki – wprawdzie on-line, ale z udziałem autora, niemieckiego dziennikarza Petera Seewalda towarzyszącego Ratzingerowi od niemal trzydziestu lat – została wyznaczona na dzień 14 kwietnia. Zapewne z myślą o tym, że będziemy o niej pisać do naszych tygodników i niedzielnych wydań radiowych czy telewizyjnych magazynów akurat w przeddzień rocznicy wyboru Benedykta XVI, bo takie imię wybrał 19 kwietnia 2005 roku kardynał Joseph Ratzinger jako 265. papież.
Wprawdzie od ośmiu lat w katolickim świecie mamy już papieża Franciszka, ale o tej rocznicy wciąż pamiętamy. I to nie tylko dlatego, że Benedykt XVI był bezpośrednim następcą – a przedtem jednym z najbliższych współpracowników – „naszego” Jana Pawła II. I nie dlatego tylko, ze w sposób do dziś niepojęty przez miliony katolików ten papież ustąpił z urzędu 11 lutego 2013 roku ogłaszając to publicznie i po łacinie (!), czego w pierwszej chwili nie zrozumieli zarówno dziennikarze, jak i niektórzy kardynałowie.
Ale ta rocznica jest ważna, ponieważ Benedykt XVI przedziwnym i niepojętym dla nas zrządzeniem Bożej Opatrzności wciąż z nami jest, cichutki i coraz szczuplejszy, z całą swoją mądrością, dobrocią i – wiarą, bo to ona prowadziła go całe życie. Dlatego datę polskiej premiery książki można uznać za wybraną tyleż znakomicie, co precyzyjnie – w ojczyźnie papieża-emeryta jest ona bestsellerem od kilku miesięcy, a że Benedykt XVI jest wciąż w Polsce bardzo ceniony, to i w Polsce jego biografia powinna się nieźle sprzedawać.
Ciężar cierpienia
Skorzystam z okazji i upomnę się o emisję świetnego filmu „Brat Przyjaciel Papież” – o Benedykcie XVI – który dla TVP nakręciła dziesięć lat temu Elżbieta Ruman i w którym – mogę tę scenę oglądać wciąż od nowa – brat papieża ks. Georg Ratzinger i niemal stuletni wtedy profesor seminarium duchownego Alfred Läpple opowiadają o tragedii, jaką był dla nich czas hitleryzmu i nazizmu. Wspominają , jak spacerowali po seminaryjnym ogrodzie i w niekończących się dyskusjach zastanawiali się , jak ma funkcjonować Kościół po tym potwornym doświadczeniu. I w jaki sposób oni – ludzie bardzo młodzi, ale z wojennym doświadczeniem – będą realizować swoje kapłaństwo z takim bagażem. Czy Kościół w Niemczech po Hitlerze ma prawo istnieć? To wstrząsająca scena i choć – jak to w filmie – przelatuje w mgnieniu oka, to zostawia niezatarte wrażenie.