Felietony

Rosyjscy „demokraci” i ich polscy suflerzy

Lewicowo-liberalni kulturträgerzy znad Wisły roztaczają przed swoimi wychowankami ze Wschodu świetlaną przyszłość – wizję globalnego „społeczeństwa otwartego”, w którym panuje powszechna tolerancja, a wszelkie odmienności są dopieszczone.

Negatywna ocena reżimu putinowskiego i jego sojuszników rodzi pokusę bezkrytycznego podejścia do sił, które przeciw nim występują. Formułowanie jakichkolwiek zarzutów pod adresem dysydentów, stawiających dzielnie czoła postsowieckim systemom autorytarnym, bywa traktowane jako wsparcie dla Kremla.

Tymczasem to, jakie idee i cele przyświecają opozycjonistom w krajach dawnego ZSRR – nie jest bez znaczenia. Trzeba zatem przyglądać się działalności tych ludzi bez taryfy ulgowej. Zwłaszcza gdy komentują oni nie tylko sytuację w Rosji.

Przykładem może być Władimir Miłow, ekonomista, współpracownik Aleksieja Nawalnego i w przeszłości Borysa Niemcowa, w roku 2002 wiceminister energetyki Federacji Rosyjskiej. Niedawno udzielił on wywiadu „Do Rzeczy”, gdzie między innymi się odniósł do bieżącej sytuacji w Polsce.

Rosyjski polityk wyraził zatroskanie stanem demokracji nad Wisłą. Stwierdził, że obecna polska rzeczywistość przypomina mu stopniowe wprowadzanie przez Władimira Putina zamordyzmu w Rosji. Argumentem dla Miłowa są naciski, które eurokraci wywierają na Polskę: „Bruksela potępia to, co władza w Warszawie robi z sądownictwem”.

Czytając wywody Rosjanina na temat polskich sporów, można odnieść wrażenie, że zacytował on wypowiedzi osób zaangażowanych po jednej stronie politycznego konfliktu w III Rzeczypospolitej. Miłow nie przyjmuje perspektywy bezstronnego obserwatora. Powtarza oskarżenia wysuwane pod adresem rządzącej Polską prawicy przez obóz, który z nią walczy.

Trudno oprzeć się myśli, że rosyjski polityk ma polskich suflerów. I tu dochodzimy do kwestii tego, które środowiska z Polski i w jaki sposób w ciągu minionych trzech dekad docierały ze swoim przekazem do uczestników gry o władzę w krajach byłego ZSRR.

Po roku 1989 Wschód przestawał być przedmiotem zainteresowania Polaków. Przyczyny były oczywiste: półwiecze przynależności do sowieckiej strefy wpływów zdegradowało Polskę cywilizacyjnie. Priorytet stanowiła integracja z szeroko pojętym Zachodem i odcięcie balastu PRL-owskiej przeszłości, bez oglądania się na zgliszcza, które realny komunizm zostawił po sobie za Bugiem.

Oficjalnie elity III RP odwoływały się do doktryny Jerzego Giedroycia. W pewnym uproszczeniu ów program oznaczał: po pierwsze – wzmacnianie oddzielających Polskę od Rosji nowo utworzonych państw, czyli Litwy, Białorusi i Ukrainy, a po drugie – kibicowanie w krajach dawnego ZSRR prozachodnim „demokratom”.

W praktyce jednak doktryną Giedroycia przejmowała się głównie wypatrująca szlachetnego oblicza Rosji postsolidarnościowa, etosowa inteligencja – zwłaszcza te jej pokolenia, które żywiły sentyment do twórczości Bułata Okudżawy i Władimira Wysockiego. Tyle że w III RP możliwość przekucia tej koncepcji w konkretne działania uzyskały środowiska lewicowo-liberalne. To one bowiem stały się politycznymi i finansowymi beneficjentami transformacji ustrojowej.
Redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” Adam Michnik i redaktor naczelny dziennika „Nowaja Gazieta” Dmitrij Muratow w trakcie debaty „Europa, Rosja, Ukraina” w maju 2014 roku. Fot. PAP/Tomasz Gzell
Tym samym monopol na wychowywanie wschodnich opozycjonistów stawiających czoła Putinowi, Aleksandrowi Łukaszence, Wiktorowi Janukowyczowi przypadł w Polsce takim cieszącym się prestiżem ośrodkom, jak „Gazeta Wyborcza” czy Fundacja Batorego. Nic zatem dziwnego, że w krajach byłego ZSRR nie brak dysydentów, którzy w głowach mają progresistowską narrację, propagowaną w Polsce przez „obrońców demokracji”. To im bowiem zawdzięczają rozmaite formy pomocy – takie jak lans w mediach o światowym zasięgu czy stypendia.

Inna rzecz, że moralizatorstwo polskich etosowców znalazło dla siebie na Wschodzie podatny grunt. Tamtejsi „demokraci” upominają się głównie o przestrzeganie „praw człowieka”, co oznacza tyle, że wybory mają być uczciwe, a opozycjonistów nie wolno represjonować.

W przeszłości było podobnie, o czym mówił Siergiej Lebiediew, rosyjski prozaik, autor ważnych, rozliczeniowych z epoką sowiecką, powieści („Granica zapomnienia”, „Debiutant”), w wywiadzie udzielonym jesienią ubiegłego roku Tygodnikowi TVP. Pisarz zwrócił uwagę na to, że Rosjanie, którzy występowali przeciw reżimowi komunistycznemu – a była ich garstka – nie wykraczali mentalnie poza schematy narzucane społeczeństwu przez państwo sowieckie. Żądali bowiem od władzy, żeby ta przestrzegała stanowionego przez siebie prawa. I na tym ich bunt się kończył. Kiedy jednak realny komunizm runął, a ZSRR się rozpadał, ludzie ci nie byli w stanie – w odróżnieniu od funkcjonariuszy KGB – podjąć politycznej gry i zaproponować nowej agendy.


Dziś zaś lewicowo-liberalni kulturträgerzy z Polski roztaczają przed swoimi wychowankami ze Wschodu świetlaną przyszłość – wizję globalnego „społeczeństwa otwartego”, w którym panuje powszechna tolerancja, a wszelkie odmienności są dopieszczone. Ostrzegają oni ich też przed ziszczeniem się scenariusza polskiego lub węgierskiego – żeby nie dali się zwieść „fundamentalizmom” stawiającym na: rodzinę opartą o związek kobiety i mężczyzny, naród, tradycję, religię, państwową suwerenność.

Skądinąd warto odnotować, że w skrajnych przypadkach „demokraci” w krajach dawnego ZSRR przedzierzgają się z moralizatorów w skandalistów. I wtedy stają się agentami lewackiej rewolucji obyczajowej, czym zniechęcają do siebie masy tubylczych normalsów, o których głosy i tak jest im trudno, i tylko utrwalają władzę dyktatorów.

Można tu wymienić choćby bluźniercze akcje performatywne z roku 2012: sprofanowanie przez członkinie grupy Pussy Riot soboru Chrystusa Zbawiciela w Moskwie czy ścięcie przez aktywistki ruchu FEMEN krzyża poświęconego ofiarom NKWD w Kijowie.

Rzecz jasna mieszczańscy politycy pokroju Miłowa nie brną w takie transgresje. Natomiast z polskiego punktu widzenia przysparzają oni też innych kłopotów, niż śpiewanie w jednym chórze z osobami, które mieszkańców krajów postkomunistycznych ogłupiają choćby tezą, że teraz po totalitaryzmach to konserwatyzm zagraża wolnościom.

Nawalny nie odda Ukrainie Krymu

Poeta Josif Brodski szydził z ukraińskich aspiracji do uniezależnienia się od Rosji.

zobacz więcej
W przywołanym na początku niniejszego tekstu wywiadzie „Do Rzeczy” z Miłowem pojawił się wątek aneksji Krymu. Dysydent oznajmił, że społeczeństwo rosyjskie popiera przyłączenie tego półwyspu do Rosji. I dodał, że żaden polityk rosyjski nie może sobie pozwolić na deklarację, że zamierza zwrócić owo terytorium Ukrainie. Z jednej strony z ust opozycjonisty padły słowa o potrzebie szukania z Kijowem kompromisu, z drugiej zaś – oświadczył on: „Jak powiedział Nawalny, Krym to nie kanapka. Tam żyje rosyjska ludność. Potępiamy samą aneksję. Ale na Krymie żyje 1,5 mln posiadaczy rosyjskich paszportów. Moskwa nie może ich – ot tak – porzucić”.

Takie dwuznaczne stanowisko rosyjskiego opozycjonisty nie powinno być niespodzianką. Manifestuje on sprzeciw wobec polityki Kremla, zwłaszcza tych jej aspektów, które piętnują liberalne opiniotwórcze kręgi w krajach zachodnich. A zarazem respektuje wielkomocarstwowe aspiracje Rosjan, bo zależy mu na poparciu rodaków.

Jak widać na przykładzie Miłowa, rosyjscy „demokraci” mogą szermować lewicowo-liberalnymi sloganami i umizgiwać się do wpływowych środowisk w Europie, które ich popierają. Ale są sprawy, w których liczą się oni z „patriotycznymi” nastrojami społecznymi w swoim kraju. „Prawoczłowiecze” moralizatorstwo tego nie zastąpi.

– Filip Memches

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


W najbliższym teleturnieju „Giganci historii” jego uczestnicy będą rywalizować w dziedzinie wiedzy o upadku komunizmu w Europie. Emisja – niedziela 6 czerwca, godz. 16.30, TVP Historia
Kto wygrał przełom '89?, 02.06.2021
Zdjęcie główne: Marsz protestu w Moskwie w sierpniu 2019 roku – manifestanci niosą wizerunki aresztowanych liderów opozycji, z lewej – Ilji Jaszyna, z prawej – Władimira Miłowa. Fot. Mikhail Svetlov/Getty Images
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?