„Pozwólcie nam godnie przeżyć jesień naszego życia oraz nie odchodzić w niedostatku i w zapomnieniu. Apelujemy może po raz pierwszy, ale na pewno po raz ostatni. Potem już nie będziemy mieli sił. A może i już nas nie będzie”.
Kto zadba dziś i w następnych latach o dawnych opozycjonistów, antykomunistów z czasów PRL? Gdy zaczynali swój bój o wolną Polskę i demokrację, mieli po 20, 30, 40 lat. Od strajków i Porozumień Sierpniowych w 1980 roku mija lat 41. A przecież wielu włączyło się w działalność opozycyjną jeszcze przed Sierpniem, w latach 70 i 60. ubiegłego wieku. Dziś potrzebują wsparcia, pomocy, ułatwień w życiowych sprawach. I często się zawodzą.
Dokładnie: 13 633. Tyle osób, według najnowszych danych z sierpnia tego roku, ma status działaczy opozycji antykomunistycznej oraz osób represjonowanych z powodów politycznych, przyznany przez Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych (UdSKiOR). To naprawdę niewielka grupa, która powinna być otoczona mocnym wsparciem państwa.
A dopiero rok temu na 40-lecie Porozumień Sierpniowych, czyli 31 lat po wyborach, które zadecydowały o odzyskaniu przez Polskę suwerenności, udało się wprowadzić przepisy podwyższające tym osobom najniższe emerytury. Posłowie i senatorowie wszystkich opcji byli w tej sprawie właściwie jednomyślni. Świadczenia podwyższone zostały do wysokości 2400 zł brutto (co roku kwota jest waloryzowana), co częściowo rekompensowało ekonomiczne skutki doznanych w okresie PRL represji. Część z tych osób ma oczywiście wyższe świadczenia, ale tylko część. I trudno uznać, że ta decyzja to było wystarczające i mocne wsparcie państwa.
Cegiełka wystawiana przez opozycję antykomunistyczną w PRL. Zakazane publikacje podziemne z tamtego okresu, przyniesione przez działaczy opozycji solidarnościowej do białostockiego oddziału IPN. Fot. Anatol Chomicz / Forum
Warto przy tym podkreślić, że emerytury i renty funkcjonariuszy aparatu represji, SB-ków, są obecnie niższe niż emerytury działaczy opozycji antykomunistycznej. Ale przez lata było odwrotnie: oprawcy byli w pozycji uprzywilejowanej w stosunku do ofiar, co stało w jawnej sprzeczności z normami przyjętymi w państwie prawa.
Apel 141 Sygnatariuszy
III RP przez długi czas w ogóle nie zajmowała się problemami dawnych opozycjonistów, nie traktowała ich spraw ani ze zrozumieniem, ani z szacunkiem. Wyjątkiem jest prezydentura śp. Lecha Kaczyńskiego, który doceniał wartość, jaką jest zachowanie pamięci o robotnikach, mniej znanych działaczach z różnych regionów Polski, często anonimowych, odważnych ludziach, którzy w czasach Solidarności, ale i dużo wcześniej, a także w czasach stanu wojennego i latach 80., stawiali opór systemowi komunistycznemu. O takim podejściu prezydenta publicznie mówił m.in. śp. Wojciech Borowik, prezes Stowarzyszenia Wolnego Słowa czy też śp. Grażyna Wendt-Przybylska, zasłużona lekarka z Płocka, jedyna kobieta z Komisji Krajowej Solidarności, internowana w stanie wojennym.
Problemy z pamięcią historyczną trwają do dziś, a czasy sierpniowych strajków, Pierwszej Solidarności i późniejsze wydają się wciąż trudne do zinterpretowania i w jakimś sensie społecznie niewygodne. Przez co cały czas nie znajdują odpowiedniego miejsca w najnowszej historii Polski.
Również być może dlatego, że bezkompromisowe, odważne postawy drukarzy, kolporterów, wydawców czy działaczy zdelegalizowanej Solidarności mieszają się z uwikłaniem i brakiem transparentności działań najważniejszych przywódców oporu antykomunistycznego tamtych lat. Trudno o bezwarunkową, pozytywną akceptację, gdy duma graniczy ze wstydem.
Ostatni czas przyniósł jednak zmiany. Mniej więcej w tym samym okresie, co podniesienie emerytur, a więc latem zeszłego roku, przygotowany został Apel 141 Sygnatariuszy (społeczna inicjatywa dwóch opozycjonistów: Macieja Goliszewskiego i Leszka Stalla), wysłany do wszystkich najważniejszych osób w państwie. Ostatecznie po kilku miesiącach doprowadził on do nowelizacji ustawy o działaczach opozycji antykomunistycznej i osobach represjonowanych.
„Pozwólcie nam otrzymywać godne renty i emerytury. Pozwólcie nam godnie przeżyć jesień naszego życia oraz nie odchodzić w niedostatku i w zapomnieniu. Apelujemy może po raz pierwszy, ale na pewno po raz ostatni. Potem już nie będziemy mieli sił. A może i już nas nie będzie" – napisali autorzy apelu, pod którym podpisało się wówczas, czyli w lipcu zeszłego roku, 141 sygnatariuszy.
Tym razem chodziło o przeliczenie na nowo emerytur i rent w taki sposób, by po latach zlikwidowana została niechlubna fikcja emerytalna. Polegała na tym, że chociaż ustawa emerytalna przewidywała zaliczenie stażu pracy w podziemiu do okresów składkowych, to ponieważ, co oczywiste, nie wpływały z tego tytułu do ZUS żadne składki – nie było z czego naliczać ich na poczet emerytury. I staż w przeliczeniu na świadczenie pieniężne dawał wartość w wysokości… zero zł. Te absurdalne przepisy zostały zmienione i teraz praca w podziemiu, a także czas represji, mogą być przeliczane od przeciętnego wynagrodzenia, obowiązującego w tamtym czasie.
Pomiędzy ZUS, Urzędem ds. Kombatantów i sądami
Teoretycznie wygląda to dobrze, ale w praktyce dobrze nie jest, bo aby skorzystać z tej możliwości, trzeba przejść odpowiednią urzędniczą procedurę: trudną i budząca wątpliwości.
Oto, co mówi Jarosław Maciej Goliszewski, były opozycjonista, członek Stowarzyszenia Wolnego Słowa (SWS), który swoją determinacją doprowadził do zmiany kompromitujących przepisów:
– Bywa, że wpada się w Trójkąt Bermudzki pomiędzy ZUS-em, UdSKiOR-em i sądami. Trudno go pokonać i ci, którzy mają mniej siły, choćby z racji podeszłego wieku i słabego zdrowia, tracą na tym, bo każdy miesiąc zwłoki, to mniejsza emerytura. Brak empatii i zrozumienia w jakich czasach żyliśmy, zrozumienia, że PRL to był czas, gdy nas szykanowano i robiono wszystko, by uprzykrzyć nam życie i w związku z tym obecnie nie zawsze łatwo jest dowieść swoich oczywistych praw. Przekłada się dzisiejsze procedury na te z czasów PRL, to absurd, który prowadzi do rezygnacji i upominania się nie o przywileje, ale o należne prawa. Powinna być dostępna skuteczna, codzienna pomoc świadczona przez urzędników – a pierwszym takim opiekunem powinien być Urząd do Spraw Kombatantów – opiniuje Maciej Goliszewski.
Pomnik „Solidarność” w Warszawie, odsłonięty u zbiegu ul. Świętokrzyskiej i Kopernika w czerwcu 2021 roku, w rocznicę pierwszych częściowo wolnych wyborów. Fot. Mateusz Włodarczyk / Forum
Sam jest poniekąd taką prywatną instytucją pomocowo-odwoławczą, do której zdezorientowani, ale i poirytowani opozycjoniści się zwracają, dzwonią, pytają, przesyłają maile, a on w miarę swoich możliwości wszystko wyjaśnia, interweniuje, konsultuje z prawnikami.
Przytacza trudności, jakie mają np. osoby po wylewach, które nie mogą sprawnie posługiwać się mową i argumentować w ZUS, albo nawet po prostu wytłumaczyć, o co im chodzi. Ktoś nie może przekonać urzędników, że w ogóle obowiązuje nowe prawo, kto inny, że ma błędnie naliczony okres składkowy, źle policzony kapitał początkowy. Albo dowiaduje się, że ostatecznie ma powalczyć o swoje prawa w sądzie – zaś sprawy w sądzie, to kolejne co najmniej wielomiesięczne czekanie. – A ludzie mają po 80 lat – dopowiada Goliszewski.
Pomagając jednemu z kolegów, w korespondencji z UdSKiOR napisał wprost, że poczuwa się do moralnego obowiązku śledzenia realizacji ustawy i ewentualnego interweniowania. I to robi. Podkreśla przy tym, że rozumie ostrożność, aby nie dochodziło do wyłudzeń nienależnych świadczeń.
Niemożliwe? To może przynajmniej jakaś infolinia?
Ale jeśli jest tyle trudności, to może powinien zadziałać inny mechanizm – taki, jak w przypadku świadczenia wypłacanego nie przez ZUS, ale przez Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. Wszyscy, którzy mają potwierdzony status mogą otrzymywać co miesiąc waloryzowane świadczenie w wysokości 460 zł. Składają tylko wniosek i to koniec formalności.
Może więc szybciej i prościej byłoby podnieść wysokość tego świadczenia? Albo sprawy emerytalne załatwiać właśnie za pośrednictwem urzędu? Niemożliwe? To może przynajmniej jakaś infolinia ze stałą pomocą?
Wszystko w rękach polityków. A ponieważ zbliża się kolejna ważna, dramatyczna, a przy tym okrągła rocznica – 40 lat od wprowadzenia stanu wojennego – jest szansa, by parlamentarzyści ze wszystkich politycznych opcji znów przypomnieli sobie o ludziach, którym tak wiele zawdzięczają i bez których nie mogliby dziś zasiadać w parlamencie wolnego państwa.
„13 grudnia - Warszawa stanu wojennego” – projekt edukacyjno-historyczny Instytutu Pamięci Narodowej z 2014 r. Na ulice stolicy wyjechał wtedy zabytkowy autobus linii 13XII, oklejony fotografiami z 1981 roku, opozycyjnymi hasłami i znaczkami z drugiego obiegu wydawniczego. Fot. Joanna Borowska / Forum
I jeszcze sprawa kosztów – z przyczyn oczywistych skutki finansowe dla budżetu będą z roku na rok coraz mniejsze. Ludzi dawnej Solidarności i demokratycznej opozycji z czasów PRL ubywa w zastraszająco szybkim tempie, a pandemia i brak właściwego dostępu do służby zdrowia ma też w tym swój udział.
Kilka miesięcy temu zmarł niezastąpiony prezes Stowarzyszenia Wolnego Słowa Wojciech Borowik, wcześniej legendarny drukarz Andrzej Górski, ścigany przez lata przez bezpiekę. Nie żyje Henryk Wujec i Jan Lityński, w Toruniu zmarł niedawno związany z opozycją dziennikarz Stanisław Świątek, internowany, a potem aresztowany w czasach stanu wojennego. Zmarł też prawnik Jacek Gniedziuk, kolporter wydawnictw niezależnych i działacz podziemnej Solidarności, którego żegnali w czerwcu w Pruszkowie przyjaciele z SWS – o czym przeczytać można na stronie internetowej stowarzyszenia.
Przykładów jest oczywiście znacznie więcej w każdym regionie kraju.
Tygodnik TVPPolub nas
Wydawałoby się, że dzisiejsze czasy sprzyjają dawnym opozycjonistom. Czy rzeczywiście tak jest? Obecne rozwiązania są już oczywiście dużo korzystniejsze i bardziej sprawiedliwe niż wtedy, gdy wmawiano, że „nie uchodzi” dopominać się o jakiekolwiek rekompensaty, finanse czy ułatwienia dotyczące np. opieki medycznej dla tych którzy „walczyli z komuną”.
Trudno było się takiemu podejściu sprzeciwiać, skoro taką postawę reprezentowała również część dawnych opozycjonistów, którym po upadku PRL po prostu się powiodło, czy to w polityce, czy w biznesie. Niektórzy z nich, ale nie wszyscy, przyznali po latach, że popełniono wówczas błąd i starają się dziś naprawiać te zaniechania na różne sposoby.
Państwo powoli likwiduje nonsensy, fikcje i niesprawiedliwość – czy kolejne, okrągłe rocznice przyspieszą te działania? Jedno jest pewne – każde wsparcie i aktywność się liczy.