Znokautował przeciwnika i zerwał z boksem. Kapelan prezydenta
piątek,
12 listopada 2021
Dla jednych kamieniem obrazy było to zbratanie się z Jackiem Kuroniem, dla drugich z rodziną braci Kaczyńskich. A ksiądz Roman po prostu służył człowiekowi, w którym widział Boga.
Na 75. urodziny kupiliśmy księdzu Romanowi biały szalik marynarki wojennej – był już wtedy kapelanem prezydenta RP i mój mąż uważał, że „przysługuje” mu szalik każdej polskiej formacji. Jubilat bardzo się ucieszył, bo też był to jego znak rozpoznawczy: bardzo wysoki chudy człowiek w sutannie i czarnym płaszczu, wokół którego powiewał biały szal.
Ale to tylko zewnętrzny obrazek, który wciąż jeszcze wielu mieszkańców podwarszawskich Tworek czy stołecznego Żoliborza potrafi zapewne wywołać z pamięci, bo od śmierci legendarnego kapłana – zginął w katastrofie smoleńskiej – minęło dopiero jedenaście lat. A przedtem w malutkim kościele przy ul. Czarnieckiego w Warszawie ksiądz Roman Indrzejczyk spędził lat dwadzieścia cztery. Lat budowania w parafii współpracy, zaufania i więzi w atmosferze modlitwy, serdeczności i wzajemnego szacunku. Można o tym poczytać w napisanej i wydanej przez parafian książce „Zwyczajna parafia”.
Dar od Boga
W niedzielę 14 listopada przypadają 90. urodziny księdza Romana Indrzejczyka i już to byłby wystarczający powód, żeby go przypomnieć, bo był postacią wyjątkową. Wyjątkową nie z powodu swojej oczywistej i jednoznacznej wiary w Jezusa Chrystusa, nie z powodu życzliwości, erudycji, miłości do tatrzańskich szlaków, harcerskiego entuzjazmu dla życia, zaufania do ludzi i innych cech.
Ale ksiądz Roman miał ten wybitny i niezwykle rzadki talent, prawdziwy dar od Boga, że wszyscy którzy mieli z nim czynienia uważali, iż są dla niego kimś najważniejszym. Byli przekonani, że tylko im poświęca czas i uwagę, że tylko ich wysłuchuje z taką wrażliwością. Tak sądzili uczniowie – z wielu roczników – Szkoły Muzycznej im. Karola Szymanowskiego, gdzie uczył religii, tak myśleli dawni żołnierze Zgrupowania „Żywiciel” Armii Krajowej, spotykając się co miesiąc na Mszy Świętej i potem na herbacie w skromnej sali parafialnej, w takim poczuciu żyli harcerze z Szczepu 305 oraz pielęgniarki, przewodnicy górscy, emeryci i członkowie kolejnych grup i wspólnot. Wszystkim dawał poczucie sensu ich zaangażowania w sprawy społeczne i życie Kościoła.
Zapewne takie samo poczucie mieli członkowie Komitetu Obywatelskiego, który pod koniec lat 80. XX wieku zbierał się na plebanii kościoła Dzieciątka Jezus, bo tam od 1986 roku był proboszczem ksiądz Roman. Wielu z nich po raz pierwszy od lat zetknęło się z katolickim księdzem, co nierzadko przekładało się na powrót do praktyk religijnych, choć ks. Roman nikogo do niczego nie namawiał – ale zawsze był gotów służyć pomocą w tym powrocie.
Sama wtedy nie uczestniczyłam w tych spotkaniach, ale byłam bliskim współpracownikiem jednego z uczestników i pamiętam jego pełne fascynacji relacje o niezwykłym księdzu z Żoliborza. Inna rzecz, że wtedy cała opozycja Kościół „kochała”, co jednak nie przełożyło się na lojalność wobec niego w latach późniejszych.
Wiersze – niewiersze
Ale ktoś taki jak ksiądz Roman nigdy nie wyrażał o to pretensji czy żalów. Wolał o tym napisać jeden ze swoich wierszy – niewierszy, które rozdawał wśród znajomych i przyjaciół.
W zeszycie poetyckim z 2006 roku można przeczytać jego gorzkie konstatacje o tych, którzy jedną wizję mieli i wspólnie walczyli / narażali siebie, w więzieniach siedzieli / razem się głowili jak Polskę uwolnić / od krzywdy, bezprawia i od zakłamani a, a potem zbyt ambitni byli, mieli własne wizje/…/ nawet się skłócili, ręki nie podadzą…/ Lecz wolność została! Solidarność żyje!/ Tylko bardzo szkoda/ że ci bohaterzy nie są już bez skazy…/ że im coś brakuje (cos bardzo ważnego)/ – i zły przykład dali…/pozwolili zwątpić/ że człowiek ma szansę pozostać uczciwy /bezinteresowny/ naprawdę szlachetny…/ dla wspólnego dobra / ojczyzny / honoru / praw ludzkich i…Boga.
Na pewno takie właśnie poczucie wyjątkowego oddania kapłana „naszej” sprawie panowało przez lata w Polskiej Radzie Chrześcijan i Żydów, z której mandatem udałam się w 1992 roku na Żoliborz, aby rozmawiać z ks. Romanem Indrzejczykiem o gościnie dla świeżo upieczonej inicjatywy modlitewnego spotkania z okazji żydowskiego – i biblijnego – święta Radość Tory. Pamiętam, z jaką delikatnością ksiądz rozkładał biały obrus na ołtarzu i jak się modlił przed Najświętszym Sakramentem zanim rozpoczęło się nasze pierwsze, eksperymentalne poniekąd spotkanie.
Jako jedyny tak wysokiej rangi polityk otwarcie mówił o swojej miłości do zwierząt.
zobacz więcej
Katolickość księdza Romana była tak oczywista, tak wyrazista i czytelna, że była dla mnie najlepszą gwarancją właściwego postępowania w tej sprawie, swoistym imprimatur nawet. A jednak…
Lewak od Kaczyńskiego
„Coś ty Atenom zrobił Sokratesie”, że jedni zwą Cię dzisiaj lewakiem, a drudzy demonstrują niezrozumienie, boś poszedł do Kaczyńskiego. To nieważne, że Lech Kaczyński był Prezydentem RP i ksiądz Roman Indrzejczyk poszedł służyć Rzeczpospolitej Polskiej – nieważne, bo dla oburzonych nie liczy się służba ojczyźnie, liczy się tylko służba „swoim”.
To nieważne, że ksiądz Roman budował mosty i realizował naukę Jana Pawła II w dziedzinie ekumenizmu i dialogu z Żydami – dla oburzonych tym stanem rzeczy był z tego powodu był „lewakiem”.
Żadna ze stron tego „oburzenia” nigdy zapewne nie wsłuchała się i nie wczytywała w homilie, rozważania i modlitwy autorstwa księdza Romana Indrzejczyka, bo i po co? Wystarczyły jej zewnętrzne oznaki: dla jednych było to zbratanie z Jackiem Kuroniem, dla drugich z rodziną braci Kaczyńskich. A ksiądz Roman po prostu służył człowiekowi, w którym widział Boga. Uczył tego, mówił i pisał – zwłaszcza do swoich parafian czy grup, którymi się opiekował.
Ich wspomnienia, wręcz świadectwa znaleźć można w reportażu Katarzyny Kamińskiej „Ksiądz Roman” (TVP Program I, 2007), w zebranych już po śmierci wspomnieniach parafian „Był z nami” (wyd. 2010), tomie pozostałych po nim nielicznych zapisanych homilii i rekolekcji „Myśli zebrane 1961-2010” (wyd. 2011), w których ostatnie były już przygotowane na Wielki Post 2010. I mówią o tym tablice, które wdzięczni parafianie umieścili w wielu miejscach, od Tworek zaczynając.
Szkoła Tworek
W Tworkach ks. Roman Indrzejczyk był w latach 1964-1986, a więc przez 22 lata, kapelanem Szpitala Psychiatrycznego i proboszczem tamtejszej parafii św. Edwarda, do której utworzenia doprowadził powoli i systematycznie. Choć początki nie zapowiadały pomyślnego rozwoju sytuacji: dyrektor szpitala był ateistą i nie ułatwiał posługi młodemu księdzu.