Dlaczego my – świadkowie tamtego czasu – upieramy się, że ta historia wciąż jest żywa?
zobacz więcej
W drugiej historii miałam własny udział: w „Tygodniku Studenckim ITD” „wyrzuciliśmy” redaktora naczelnego, domagając się od władzy zatwierdzenia naszej decyzji i jakże naiwnie wierząc w naszą samorządność. Dlaczego naiwnie? Bo partyjne komitety już trzymały w pogotowiu aktywistę, którego obsadziły na stanowisku, kiedy tylko w stanie wojennym pozwoliły niektórym tytułom prasowym wznowić działalność.
Ale mniejsza o aktywistę, nie w tym rzecz. Rzecz jest o takich jak ów wyrzucony naczelny, który dziś w swojej uczelnianej biografii – bo jest profesorem jednego z uniwersytetów, a jakże! – spokojnie sobie pisze, że był naczelnym „ITD”. No bo był! A że wyrzuconym przez własny zespół? I co z tego?
Zresztą aktywista i jego nowe środowisko hucznie obchodzili teraz rocznicę tego nieistniejącego od dawna tygodnika i zapewne – mogę się mylić, bo jednak mnie tam nie było – też nie wspominali o tym, że zespół wyrzucił naczelnego. Bo może jednak jest w tym coś wstydliwego, coś nad czym do końca nie zapanowali, nawet jeśli w 1982 roku z powrotem podnieśli buńczucznie głowy?
I może to choć trochę oznacza, że w przesłaniu poety, iż „spisane będą czyny i rozmowy” jest cień nadziei dla nas – jednak w gruncie rzeczy przegranych, z poczuciem niespełnionego wobec następnych pokoleń obowiązku, z ciężką myślą, że zawiedliśmy. Cień nadziei, że to się kiedyś poukłada?
– No, nie – racjonalizuje moje nadzieje redaktorka młodsza o pokolenie, jak ten młody profesor. – No nie, tego już się nie da po ludzku załatwić. To już tylko Pan Bóg może rozwiązać, a i to nie do końca. Bo przecież o umarłych nie mówi się „źle”, a jeśli nawet ktoś mówi o nich prawdę, to i tak nic z tego nie wyniknie.
– Barbara Sułek-Kowalska
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy