Nie od dziś bowiem polityczne i kulturalne elity Europy przykładają do totalitaryzmów brunatnego i czerwonego różne miary: Hitlera traktują bez taryfy ulgowej, wobec Lenina zaś są wyrozumiałe. I dlatego książka Courtois jest istotna. Obnaża ona bowiem zakłamanie zachodnich opiniotwórczych środowisk – tych, którym część establishmentu politycznego i kulturalnego w Polsce okazuje respekt – w odniesieniu do pamięci o XX-wiecznej historii.
Warto przypomnieć, że Courtois mocno się dostało za jego wkład w „Czarną księgę komunizmu”. Ogłosił on w niej rezultaty badań, które prowadził w latach 90. w archiwach moskiewskich i tym samym naruszył tabu panujące w niemałej części zachodnich kręgów intelektualnych. Francuski historyk stwierdził bowiem, że światowy komunizm ma na swoim koncie dziesiątki milionów ofiar więcej niż niemiecki narodowy socjalizm, a III Rzesza w zakresie realizacji ludobójczych planów wzorowała się na Związku Sowieckim.
Wątek tego, co złowieszczo łączy Holokaust z bolszewickim terrorem Courtois podejmuje również w „Leninie, wynalazcy totalitaryzmu”. Ot choćby przywołuje stłumienie przez Armię Czerwoną pod dowództwem Michaiła Tuchaczewskiego w roku 1921 powstania tambowskiego – zrywu chłopów przeciw władzy sowieckiej
(pisał o nim w Tygodniku TVP Wojciech Stanisławski).
Reżim Lenina stosował zbiorową odpowiedzialność całych rodzin. Nie szczędzono starców, kobiet i dzieci. Do pacyfikacji powstania użyto gazu bojowego. Courtois ów fakt komentuje sarkastycznie: „Stosowanie gazu duszącego wobec cywili… naziści będą umieli skorzystać z tego rozwiązania”.
W kontekście tej uwagi francuskiego historyka nasuwa się myśl, że najważniejszym elementem jego książki o Leninie jest tak naprawdę wstęp do niej. To właściwie krótki esej o fałszywym wizerunku, który do przywódcy bolszewików przylgnął w imaginarium społeczeństw zachodnich. I nie chodzi tu tylko o wysublimowane rozważania lewicowych intelektualistów, docierające do wąskiego grona odbiorców.
Legenda o Leninie jako romantycznym rewolucjoniście uczyniła z niego wręcz postać popkulturową. Skutki? Ot choćby (jak dowiadujemy się z książki Courtois) w Chalonnes-sur-Loire – liczącej około 6500 mieszkańców francuskiej gminie – ku czci twórcy ZSRR nazwano bistro.
Na Zachodzie Lenin jest bowiem przeciwstawiany Józefowi Stalinowi. Ten drugi ma ucieleśniać „błędy i wypaczenia” systemu sowieckiego, podczas gdy ten pierwszy – rzekomo szlachetną, moralnie nieskazitelną ideę równości i sprawiedliwości. W efekcie komunizm nigdy nie został osądzony tak, jak to się stało z nazizmem, potępiony został jedynie stalinizm. Tymczasem Courtois nie pozostawia wątpliwości, że nie byłoby Stalina bez Lenina. Gruzin kontynuował to, co rozpoczął Rosjanin.