Felietony

„Gierek”. Neoliberalizm pod pręgierzem

Film Michała Węgrzyna wpisuje się w publicystyczny spór nie tyle o komunizm, ile o transformację ustrojową, czyli postkomunizm.

Werdykt recenzentów tego filmu brzmi jednogłośnie: straszny gniot. „Gierek” Michała Węgrzyna nie może liczyć na przychylne opinie. Produkcja zbiera zewsząd ciosy. I to właściwie za wszystko.

Marna gra aktorska, która degraduje poważny temat do poziomu groteski, pretensjonalna fabuła, naciągana teza o pozytywnej roli, jaka rzekomo przypadła tytułowej postaci w dziejach PRL, błędy dotyczące szczegółów historycznych – listę zarzutów można dłużyć. I po obejrzeniu „Gierka” zalew miażdżącej krytyki nie jest dla mnie niespodzianką.

Tyle że można domniemywać, iż powody, dla których ów film jest dezawuowany, nie dotyczą przede wszystkim jego poziomu artystycznego. Rzecz w tym, że można wskazać równie beznadziejne polskie produkcje, ale potraktowane zgoła inaczej.

Weźmy choćby „Pokłosie” Władysława Pasikowskiego z roku 2012 – kiczowatą opowieść o mieszkańcu wsi prześladowanym przez społeczność, w której żyje, za to, że próbuje ocalić nagrobki (macewy) ze zburzonego przez Niemców w czasie okupacji żydowskiego cmentarza.

Na warszawskich salonach film był przyjęty z entuzjazmem, a jeden z polityków wyznał nawet, że oglądając go ze wzruszenia płakał. W tych kręgach rozliczanie się z polskim antysemityzmem – choćby i przy pomocy topornej propagandy – jest w cenie.

Inna produkcja, którą można tu wymienić, to „Pokot” Agnieszki Holland z roku 2017. Ta ekranizacja powieści Olgi Tokarczuk „Prowadź swój pług przez kości umarłych” przedstawia losy kobiety stawiającej czoła prowincjonalnemu układowi, którego trzon stanowią biznesmen, policjant i ksiądz. Są oni myśliwymi i kłusownikami, bohaterka zaś traktuje zwierzęta na równi z ludźmi. Dlatego postanawia lokalnej sitwie wymierzyć sprawiedliwość.

W „Pokocie” rzeczywistość rysowana jest grubą kreską, niczym w bolszewickiej agitce. Więcej to ma wspólnego z publicystyką niż ze sztuką.

A jednak w roku 2017 produkcja Holland zdobyła na festiwalu Berlinale jedną z nagród jako „najlepszy film otwierający nowe perspektywy”. Cóż, nic dziwnego, przecież progresywne elity kultury zachodniej okazują uznanie reżyserom, którzy wojują z konserwatywnym patriarchatem, pozbawionym respektu dla Matki Ziemi.
Wizyta I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka na Kubie w styczniu 1975 roku. Na zdjęciu z przywódcą Kuby Fidelem Castro. Fot. PAP/Jan Morek
Tymczasem „Gierek” nie może liczyć na taki odbiór, jak produkcje Pasikowskiego i Holland. Jego reżyser nie dorobił się takiej pozycji, jaką ma ta dwójka. A i przekaz filmu jest nie w smak tym środowiskom w Polsce, które, ciesząc się znaczącym umocowaniem w instytucjach i mediach, uzurpują sobie decydowanie o tym, jaka polityczna i światopoglądowa agenda ma obowiązywać w polskiej kulturze.

W środowiskach tych zaś panuje przekonanie, że kiedy skonał PRL, Polacy zaczęli dzielnie budować społeczeństwo obywatelskie, demokrację, kapitalizm, co próbowały im obrzydzić różne oszołomy. I budowa ta trwałaby dalej, gdyby w połowie ubiegłej dekady przez świat nie przetoczyła się populistyczna fala, która także dotarła do Polski i przyniosła istotną zmianę.

Lata 90. XX wieku stały się bezpowrotną przeszłością. Publicyści, którzy w polskiej debacie publicznej obnażają nędzę neoliberalnych mądrości, nie są już – jak to było w pierwszej dekadzie III RP – zepchniętymi do narożnika zmarginalizowanymi awanturnikami. A do ich grona należy Rafał Woś, współscenarzysta „Gierka”. Jest on także... odtwórcą w nim roli ekonomisty, za którego pierwowzór posłużył – jako szwarccharakter – Leszek Balcerowicz (w latach 1978-1980 członek zespołu doradców przy premierze PRL, postulujący urynkowienie polskiej gospodarki). I może tutaj jest pies pogrzebany.

Woś to autor tekstów, w których wprost broni socjalistycznych rozwiązań gospodarczych – zarówno tych wprowadzanych na Zachodzie przez socjaldemokratów, jak i tych wdrażanych w ramach centralnego planowania w krajach bloku wschodniego. Znamienne, że irytuje on zarówno neoliberałów zafascynowanych monetaryzmem Balcerowicza, jak i lewicowców z okolic „Krytyki Politycznej”. A to dlatego, że optując za socjalizmem w kwestiach społecznych i ekonomicznych, nie staje po stronie lewicy w jej bojach kulturowych z ludem polskim, który przecież jest konserwatywny. Ot taki „symetryzm”.

Dlatego czytając w serwisach społecznościowych i mediach rozmaite złośliwości pod adresem „Gierka”, warto zwrócić uwagę na to, że są one często skierowane właśnie w stronę Wosia. Można wręcz odnieść wrażenie, że dyskusja o filmie stała się właściwie dyskusją o współscenarzyście i jego wizji świata.

Ale jeśli już mowa o samym „Gierku”, to być może jego twórcy nie zamierzali pokazywać PRL lat 70. jeden do jednego. Przecież Michał Koterski wcielając się w rolę Edwarda Gierka w niczym nie przypomina – także fizycznie – człowieka, którego zagrał. Ponadto w produkcji Węgrzyna brakuje ważnych postaci historycznych: Wojciecha Jaruzelskiego, Stanisława Kani, Piotra Jaroszewicza, Jurija Andropowa. Są one wyłącznie pierwowzorami występujących w filmie postaci fikcyjnych, które pod wieloma względami stanowią tak naprawdę ich parodię. To daje do myślenia.
Można postawić hipotezę, że dla twórców „Gierka” PRL lat 70. jest w dużym stopniu kostiumem (choć rzecz jasna mocno wybrakowanym). Ubrali oni w niego publicystyczny spór nie tyle o komunizm, ile o transformację ustrojową, czyli postkomunizm. Bo to po roku 1989 – a więc już po tym, gdy Polska zrzuciła z siebie jarzmo zależności od Związku Sowieckiego – kwestia suwerenności narodowej stała się fundamentalną sprawą polskiej polityki.

Ekranowy Edward Gierek chce podmiotowości państwa polskiego i polepszenia bytu Polaków mimo tego, że przyszło mu rządzić w warunkach, które nie sprzyjają takim dążeniom. Robi wszystko, żeby się nie skonfliktować ze społeczeństwem, bo mogłoby to skutkować rozlewem krwi. Stara się ułożyć z Kościołem katolickim, który – mimo wysiłków podejmowanych przez komunistów – pozostaje w Polsce znaczącym autorytetem. Wrogami polityka są zaś dwie siły: wewnątrz kraju – „beton” w strukturach władzy PRL podporządkowany KGB, a za granicą – globalna finansjera.

W „Gierku” porywanie się I sekretarza KC PZPR na polityczną samodzielność przejawia się choćby we wspieraniu pracy profesora-generała, którego pierwowzorem był Sylwester Kaliski.

Ów inżynier, wojskowy, w latach 1974-1978 minister nauki, szkolnictwa wyższego i techniki prowadził badania nad kontrolowaną mikrosyntezą termojądrową. Miała ona umożliwić bezpieczne pozyskiwanie tanich źródeł energii. W roku 1973 w świat poszła wieść, że eksperyment kierowanego przez Kaliskiego zespołu przyniósł sukces. PRL dołączył do małego, ekskluzywnego grona państw zajmujących się energią termojądrową (wątek ten jest również w filmie Węgrzyna obecny).

Krążą spekulacje, że dzięki temu osiągnięciu Gierkowi zamarzyła się polska bomba termojądrowa. Dawałaby ona PRL w istotnym zakresie niezależność w ramach Układu Warszawskiego. Podobną ścieżką poszła Francja jako członek NATO za prezydentury Charlesa de Gaulle’a dzięki swojemu programowi jądrowemu. Gierkowi zaś polityka francuska imponowała. We Francji spędził on bądź co bądź sporą część swojego życia.

Tymczasem w roku 1978 Kaliski zginął w wypadku samochodowym (profesora-generała w „Gierku” też to spotyka). Pojawiły się różne teorie spiskowe na temat przyczyn katastrofy. Nikomu jednak nie udało się w wiarygodny sposób wykazać, że do śmierci uczonego ktoś się przyczynił.
Wracając do tego, co możemy zobaczyć na ekranie, „Gierek” słusznie oburza tych widzów, którzy zarzucają jego twórcom, iż idealizują polityka ponoszącego jednak odpowiedzialność za funkcjonowanie komunistycznego reżimu. Niemniej jeśli ta produkcja w zamierzeniu nie jest historią jeden do jednego, lecz komentarzem dotyczącym postkomunizmu, to trzeba przyznać, że trafnie wskazuje ona pola konfrontacji w Polsce po roku 1989.

Wielu ludzi władzy PRL w porę się zorientowało, iż system komunistyczny skazany jest na bankructwo, więc zaczęło się przestawiać na nowe tory dziejowe. A to oznaczało wpuszczanie przez nich do Polski międzynarodowego kapitału, którego z kolei zarządcy chcieli na kryzysie upadającego państwa ubić interes. Ilustracją tego stanu rzeczy jest końcowa scena w filmie Węgrzyna.

I tak neoliberalizm zbliżył tych polityków w Polsce, którzy wysługiwali się Kremlowi, z globalnym wielkim biznesem przeciw polskiej narodowej suwerenności. Kto by pomyślał w czasach Gierka, że taki sojusz będzie możliwy?

– Filip Memches

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Złote lata Gierka?
Zdjęcie główne: Plakat do filmu „Gierek”. Fot. Global Studio/ materiały prasowe
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?