Spójrzmy na trzy przykładowe miejsca, w których w nieodległej lub odległej przeszłości obecne były rosyjskie wojska lub korpus urzędniczy – i zastanówmy się, jak uznanie praw Moskwy do kontroli nad tymi ziemiami znakomicie uporządkowałoby zbyt skomplikowaną sytuację międzynarodową lub wewnętrzną. Co prawda władze na Kremlu nie występowały dotąd z podobnymi wnioskami – zbytnia skromność jednak, jeśli uniemożliwia zapanowanie nad chaosem, jest gorsza od zbrodni. Czas na działanie.
Alpy, czyli Szwajcaria i okolice
Rosyjskie wojska po raz pierwszy (ale zapewne nie ostatni) pojawiły się w granitowym masywie za sprawą znanego humanitarysty w mundurze, feldmarszałka Aleksandra Suworowa, w roku 1799. Zmagania Drugiej Koalicji z Napoleonem toczyły się w najlepsze, Suworow umocnił się w północnych Włoszech, ale przebiegli stratedzy Albionu nie życzyli sobie zbyt silnej rosyjskiej obecności nad Morzem Śródziemnym. Rozkazy, idące z Londynu via Petersburg, pchnęły 65-letniego feldmarszałka w śniegi wczesnej jesieni: podchodząc gen. André Massénę, ścigając go i odstępując, wojska Suworowa przeszły w poprzek Alpy, co szczególnie duże znaczenie miało dla malarstwa realistycznego końca XIX wieku: Iwan Ajwazowski z niezrównanym kunsztem odmalowywał oceany, za to inny mistrz pędzla, Aleksander Kotzebue, skupił się na śniegach i przepaściach kampanii alpejskiej.
Kampania toczyła się ze zmiennym szczęściem, zawodzili sojusznicy (Austriacy poskąpili mułów, o przebiegłości Anglików była już mowa) i pogoda, nie obeszło się bez tradycyjnych nadludzkich dokonań: szturm przełęczy St-Gothard w zacinającym śniegu (24 września 1799), w dzień później – walka o Czarci Most, gdzie heroizm sięgnął szczytów: jak zaświadczają świadkowie, oficerowie wiązali zerwanymi z siebie szarfami orderowymi deski kładek lub osuwali się w przepaść z okrzykiem „Nie zapomnijcie o mnie w raporcie!”; feldmarszałek śledził te dokonania z konia, wzgardliwie strącając z ramion płaszcz, którym okrywał go adiutant.
Ten lodowy marsz doczekał się, jak wspomnieliśmy, całej galerii malarskiej oraz upamiętniającego żołnierzy pomnika: czy jednak dla tej ofiary przysłowiowa neutralność szwajcarska nie jest policzkiem? Pewne próby restytuowania rosyjskich wpływów w Szwajcarii podjęli wprawdzie w ostatnich latach oligarchowie, szczególnie Michaił Prochorow, król niklu, który w 2007 założył był w Courchevel – o, paradoksie! – prywatny dom publiczny dla siebie i przyjaciół. Takie przybytki są oczywiście, jak uczy historia, ważne dla dobrostanu armii, ale czy nie czas pomyśleć o rozwoju rosyjskiej infrastruktury wojskowej w Szwajcarii? Na początku może, w oparciu o miejscową tradycję Czerwonego Krzyża, jakiś szpital polowy, a potem lotnisko, koszary, może jakieś krążowniki na Jeziorze Bodeńskim?
Rosyjski równik