Cień Aleksandra Newskiego
piątek,
25 marca 2022
Władimir Putin chcąc zachować władzę i się zapisać w dziejach świata gra na Chińczyków przeciw Amerykanom i ich europejskim sojusznikom – tak jak XIII-wieczny książę Nowogrodu Wielkiego grał na Mongołów przeciw Niemcom i Szwedom.
Napaść Rosji na Ukrainę wywołała w świecie powszechny szok. Tym, których rosyjska inwazja wprawiła w zdumienie, można oczywiście zarzucić naiwność, bo przecież Kreml nigdy nie był gołębiem pokoju. To, co się zaczęło 24 lutego 2022 roku jest właściwie mocno zbrutalizowaną kontynuacją działań Rosji z roku 2014, gdy zajęła ona Krym i najechała na Donbas.
A jednak mamy do czynienia z czymś nowym. Chodzi o pełnoskalową wojnę. Mogło się wydawać, że Rosjanie – biorąc pod uwagę koszty konfliktu zbrojnego – zadowolą się przeprowadzaniem ataków hybrydowych, które miałyby na celu trwałą polityczną destabilizację Ukrainy i tym samym niedopuszczenie do zmian w układzie sił na linii Wschód-Zachód. Co zatem sprawiło, że Kreml zdecydował się sięgnąć po drastyczne środki? Czy tylko wiara we własną demagogię, że Ukraińcy nie są narodem i mylne rozpoznanie, że nie stawią oporu „bratniej” armii?
Wśród wielu czynników, które przyczyniły się do obecnej pożogi na Ukrainie, należy wziąć pod uwagę także cywilizacyjny zwrot Rosji. Aby wyjaśnić na czym on polega trzeba cofnąć się w przeszłość.
W roku 2007 John McCain, szykując się do wyścigu o prezydenturę USA z ramienia Republikanów, oznajmił, że w oczach Putina dostrzegł trzy litery: KGB. Ów szczegół w biografii prezydenta Rosji – działalność w sowieckiej służbie specjalnej – był podnoszony w rozmaitych dyskusjach już wcześniej. W Polsce stanowił on jeden z ważnych argumentów przeciw Putinowi. A prezydent Rosji tylko potwierdzał jego prawdziwość. Uprawiał bowiem politykę posiłkującą się emocjami wielu Rosjan z nostalgią odnoszących się do ZSRR. Plan podboju Ukrainy zaś może się jawić jako kolejny etap rewanżowania się Rosji za skutki, jakie przyniosła jej klęska Związku Sowieckiego w zimnej wojnie.
Tyle że przez długi czas Putin – niezależnie od swojej postsowieckiej tożsamości – czerpał wzory z rosyjskiej polityki realizowanej w czasach sprzed przewrotu bolszewickiego. Drogowskazem dla niego było to, co zainicjował car Piotr I Wielki. Rosja za dynastii Romanowów stała się uczestnikiem koncertu mocarstw. I mimo że na przełomie XIX i XX wieku jej system polityczny nie był kompatybilny z zachodnimi demokracjami – takimi jak Francja czy Wielka Brytania – to jednak na polu stosunków międzynarodowych była ona ich partnerem. W roku 2006 rosyjski politolog Dmitrij Trenin stwierdził, że Putin przypomina Piotra Stołypina, premiera Rosji w latach 1906-1911, który zamierzał przeprowadzić modernizacyjne kapitalistyczne reformy w warunkach autorytaryzmu.
Przypomnijmy, że Stołypinowi się to nie powiodło, gdyż w roku 1911 jego misję przerwał zamach – polityk został śmiertelnie raniony przez działacza partii eserów (zresztą zarazem agenta carskiej tajnej policji – Ochrany). Natomiast Putin postawił na gospodarkę ekstensywną – utrzymywanie Rosji ze sprzedaży surowców. Niemniej można dostrzec analogie między nim a Romanowymi. Putin optował za hegemonią Rosji na obszarze byłych republik sowieckich i postulował neutralizację wschodniej flanki NATO. Ale jednocześnie chciał mieć dobre stosunki z Zachodem. Pokłosiem tego była bliska współpraca gospodarcza Rosji z Francją i Niemcami, będąca nie w smak choćby Polsce.
Ten paradygmat polityki rosyjskiej ciekawie skomentował w roku 2009 Jan Rokita. Proces, przez który przechodziła wówczas Rosja, nazwał on „denikinizacją” (od nazwiska rosyjskiego kontrrewolucyjnego oficera, generała Antona Denikina). Rokita miał na myśli zwycięstwo Białej Gwardii zza grobu w rosyjskiej wojnie domowej „ku satysfakcji świata i przestrachowi Polaków”.
W samej Rosji polityka dealów Kremla z państwami zachodnimi wywoływała gniew ze strony opozycyjnych środowisk lewicowych i nacjonalistycznych. Pod adresem Putina formułowano – zaskakujące z polskiej perspektywy – oskarżenia, że jest on pachołkiem zachodnich kapitalistów i wystawia swoją ojczyznę na pastwę globalizacji. Wystarczyło jednak, że przywódca Rosji – czy to jako jej prezydent czy jako jej premier – rozpętywał jakąś międzynarodową awanturę (jak w Gruzji czy na Ukrainie), to zyskiwał w swojej ojczyźnie poparcie również tych sił, które go krytykowały za rzekome wysługiwanie się Zachodowi.
Ale teraz widać, że Putin się odwrócił od dziedzictwa Romanowów. Ów wariant zresztą zapowiadał także wspomniany wyżej Trenin. Chodzi o pójście w ślady Aleksandra Newskiego.
Ten książę (święty prawosławny) panował w Nowogrodzie Wielkim w XIII wieku. Wówczas na ziemie ruskie nacierały z jednej strony wojska Złotej Ordy, z drugiej zaś – Niemcy z Inflant (zakon kawalerów mieczowych) oraz Szwedzi.
Aleksander Newski uznał, że Zachód jest dla niego bardziej groźny niż Mongołowie. Przyjął założenie, że Niemcy i Szwedzi stawiając sobie za cel przejście ziem ruskich na katolicyzm dążyli do ich duchowo-kulturowego przeorania, natomiast Złota Orda nie ingerowała w sprawy wewnętrzne podporządkowanych sobie terenów. Dlatego władca Nowogrodu Wielkiego mając świadomość swoich bieżących słabości wybrał zależność od Mongołów i zarazem konfrontację z Zachodem.