Jakim prawem ktoś – ktokolwiek, nie tylko ideowy przeciwnik – próbuje więc nam wmawiać, że pomagamy, bo w ten sposób umacniamy się w swojej niechęci wobec Rosji, neutralizujmy strach przed nią, budujemy wobec niej opór? Nie dajmy się na to nabrać, bo to naprawdę pułapka. Bo niby co ma z takiego sposobu myślenia wynikać? Że Polaków nie stać na szlachetne, wzniosłe czyny? Że nie niosą pomocy pokrzywdzonym, wypędzonym, skrwawionym, prześladowanym? Że nie są dostatecznie chrześcijanami?
Przecież nie trzeba wojny na Ukrainie, żeby zobaczyć, jak Polacy odpowiadają na apele o pomoc: wystarczy kataklizm na antypodach, żeby otwierały się nasze portfele i na konto Caritas Polska spływały datki. Taka na przykład akcja „Rodzina Rodzinie” na rzecz potrzebujących rodzin w Syrii trwa nieprzerwanie od 2016 roku. Kilkadziesiąt tysięcy polskich rodzin wciąż systematycznie dokonuje comiesięcznych wpłat poprzez Caritas Polska na rzecz pomocy konkretnym rodzinom w Syrii.
Nie muszę zresztą uciekać się do danych z Caritas, bo sama znam takie rodziny, które na dodatek otrzymują informacje o rozmiarach pomocy świadczonej z ich udziałem. A to tylko drobny przykład, bo nie mam zamiaru przedstawiać tutaj bilansu działań pomocowych, ale kto chce wiedzieć, ten wie lub się dowiaduje – jeśli sam pomaga, to się nie chwali.
Oczywiście, jak się chce przyczepić łatkę, to dziura się znajdzie: zawsze można powiedzieć, że łatwiej wpłacić kilkaset złotych (łatwiej? to wpłać sam, narzekaczu!) niż otworzyć dom i zaprosić potrzebującego. Ale przecież teraz właśnie otworzyły się domy dla uciekinierów z Ukrainy, którzy zostali do nich zaproszeni. I co? Też niedobrze?
No, chyba niedobrze, skoro malkontenci – bo nie chcę mówić, że prowokatorzy – narzekają, że to nie jest pomoc „dla” – ale pomoc „przeciw”. No, ludzie!!! Czy rzeczywiście tak trudno przyznać, że chrześcijaństwo z jego zestawem zadań i cnót jest realnie obecne w naszym życiu?
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Nie jest celem mojego felietonu promocja polskich zalet i szlachetnego polskiego charakteru pozbawionego wad, bo taki model nie istnieje. Nie, celem jest zwrócenie uwagi na sprawiedliwy obraz tego, co jako wspólnota narodowa potrafiliśmy i potrafimy zrobić dla innych, dla bliźniego.
Już w XIX wieku, kiedy władze carskie zakazały zgromadzeń zakonnych – które także niosły systemową pomoc charytatywną – pojawili się na „rozebranych” ziemiach polskich działacze, świeccy i duchowni, którzy potrafili się o tę zorganizowaną pomoc dla potrzebujących zatroszczyć. Niejaki Honorat Koźmiński (1829-1916) na przykład, ksiądz katolicki i zakonnik kapucyn, już w 1855 roku wraz z Angelą Truszkowską zakłada zgromadzenie sióstr felicjanek, którego celem była działalność charytatywna – zgromadzenie działa do dziś i na pewno niejeden z wielkich krytyków „polskiego charakteru” korzystał z jego pomocy, kiedy chciał umieścić chorą i pozbawioną świadomości starszą osobę w przyzwoitym domu opieki.
Ten sam o. Honorat Koźmiński w latach 1872‒1898 założył 14 żeńskich zgromadzeń zakonnych skrytych – a kandydatek nie brakuje – których zadaniem jest między innymi działalność charytatywna, bo także i uświęcenie osobiste, i akcja apostolska w rodzinach, fabrykach, szpitalach itd.