Trudno zatem na Zachodzie nie być ukrainofilem. A jednak z upływem czasu ukrainofilia w krajach zachodnich może stać się postawą politycznie niepoprawną. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie zawiera się we wnioskach nasuwających się ze słów, które padły parę tygodni temu z ust Wołodymira Zełenskiego w rozmowie z ukraińskimi dziennikarzami.
Otóż prezydent Ukrainy oświadczył, iż nie jest możliwe, żeby państwo na czele którego stoi, było w przyszłości – po wygranej wojnie – „liberalne, europejskie”. Jego zdaniem, będzie ono mocne dzięki sile każdego ukraińskiego gospodarstwa domowego, każdego Ukraińca. Obrona państwa – oznajmił Zełenski – „będzie numerem jeden”, społeczeństwo ukraińskie stanie się „wielką armią”. Polityk dodał, że w jego kraju nie będzie powodów do zdziwienia na widok żołnierzy w supermarketach czy kinach. Wreszcie Zełenski oświadczył, że Ukraina stanie się „wielkim Izraelem z własnym obliczem”.
Według prezydenta Ukrainy, taka jest perspektywa najbliższych 10 lat. A państwem, które – jak stwierdził Zełenski – zmusza Ukraińców do militaryzacji ich społeczeństwa, jest Federacja Rosyjska. Przy czym polityk zastrzegł, że taki scenariusz bynajmniej nie oznacza pójścia w stronę autorytaryzmu. Zełenski wyraził przekonanie, że to właśnie demokracja stanowi źródło patriotyzmu Ukraińców. Zasugerował, że przelewają oni krew za cały naród, a nie – w odróżnieniu od Rosjan – za jednego człowieka, który jest przywódcą państwa.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Zełenski nie po raz pierwszy porównał Ukrainę do Izraela. Wcześniej – w marcu bieżącego roku – zrobił to podczas przemówienia wygłoszonego online do Knesetu. W wystąpieniu tym przywołał on postać pochodzącej z Kijowa premier Izraela w latach 1969-1974, Goldy Meir. Zacytował jej słowa: „Chcemy nadal żyć. Nasi sąsiedzi widzą nas martwych. To kwestia, która nie pozostawia wiele miejsca dla kompromisu”. Mówił o podobieństwie losów łączącym Ukraińców z Żydami – i to nie tylko Izraelczykami. Snuł bowiem analogie między obecnie trwającym dramatem narodu ukraińskiego a Holokaustem.
I właśnie takie postawienie sprawy przez polityka ukraińskiego wywołało w Izraelu kontrowersje. Odezwały się głosy, że choć Ukraińcy przechodzą teraz koszmar, to jednak w tym przypadku nie można snuć analogii z tym, co wyrządził Żydom Adolf Hitler. Takiego argumentu użył choćby premier Izraela Naftali Bennett.
Jeśli jednak nawet ma on rację, to nie można pominąć faktu, że sam Zełenski jest Ukraińcem pochodzenia żydowskiego. Można więc przyjąć założenie, że prezydent Ukrainy podchodzi do pamięci o Holokauście z taką samą czcią, z jaką do niej podchodzi wielu Izraelczyków.