Felietony

Odgrzewane kotlety, czyli „zrywanie konkordatu”

Rytualne wezwania do zerwania konkordatu niewiele wnoszą, bo wszystko zostało powiedziane. Hektolitry jadu już wylano. I to kilka lat przed jego ratyfikacją, którą w 1998 roku podpisał Aleksander Kwaśniewski, prezydent RP.

Już po raz drugi, w podobnych okolicznościach wakacyjnego zgromadzenia opozycyjnej młodzieżówki, mówi się o konieczności wypowiedzenia konkordatu przez Polskę i nazywa się go archaizmem. Wydawać by się mogło, że doświadczony polityk, poseł i europoseł, w dodatku politolog, umie czytać ze zrozumieniem, zwłaszcza dokumenty prawne, umowy międzyrządowe i dyplomatyczne. I że orientuje się w jakości tych dokumentów, czyli na przykład rozumie wagę czegoś takiego jak umowa między Rzeczpospolitą Polską a Stolicą Apostolską.

To właśnie ten typ umów międzynarodowych nazywany jest konkordatem – Stolica Apostolska ma takich umów bodaj 180, także z organizacjami międzynarodowymi oraz z państwami, które ani trochę nie są uważane za katolickie. I zapewne nikomu w tych państwach nie przychodzi do głowy, aby zrywać czy wypowiadać taką umowę – zawierają ją przecież dwie strony i obu zależy na relacji.

Stolica Apostolska, czyli Państwo Watykańskie – obie nazwy są równoprawne, choć sam Watykan nie stosuje obu tych nazw naraz, w jednym dokumencie – jest podmiotem prawa międzynarodowego, pozycja Watykanu w stosunkach międzynarodowych jest wyrazista, dyplomacja watykańska inspiruje wielorakie działania na rzecz pokoju i angażuje się w organizowane przez innych akcje humanitarne i społeczne. I działa w sposób ciągły, także wtedy, gdy zmieniają się papieże. To dyplomacja w klasycznym, dyskretnym stylu – jeśli nawet dla wielu obserwatorów jest przykładem najbardziej politycznej gry.

Powrót do Europy

Powrót Polski do własnych relacji międzynarodowych był po 1989 roku sprawą najwyższej wagi, także do relacji ze Państwem Watykańskim, z którym łączą nasz kraj stosunki tysiącletnie. Wszak najstarszy znany polski dokument państwowy to akt z początku lat 90. X wieku znany jako Dagome iudex , w którym Mieszko I oddaje państwo gnieźnieńskie – civitas Schinesghe – pod opiekę papieża Jana XV, czyli pod opiekę św. Piotra. Jednym słowem, wchodzi do Europy.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Nie pora tu i miejsce, by opisywać stulecie po stuleciu bogate relacje Rzeczypospolitej z papiestwem, ale jest się do czego odnieść. Dość powiedzieć, że kiedy po rozbiorach Polska powróciła na mapę świata i stała się znowu podmiotem w relacjach międzynarodowych, konkordat z Państwem Watykańskim podpisała w 1925 roku, a jego ratyfikacja zajęła raptem cztery miesiące, jego zerwanie zaś – we wrześniu 1945 roku – zaledwie jedną chwilę. Uzależniony od moskiewskiego nadania Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej podjął jednostronną uchwałę o zerwaniu konkordatu, co pociągnęło za sobą rozliczne niekorzystne skutki w życiu Polski i Polaków.

Dlatego jedną z pierwszych decyzji nowych władz po 1989 roku – zwłaszcza, że papieżem był Polak, który w upadku dławiącego Polskę i kawał Europy komunizmu odegrał kluczową rolę – była decyzja o powrocie do normalnego świata stosunków międzynarodowych. Także do normalnych relacji ze Stolicą Apostolską. „Rzeczpospolita Polska podpisując Konkordat po odzyskaniu suwerenności, powróciła do grona liczących się demokracji – szanujących wolność religijną – i starających się tak ułożyć relacje z Kościołem, aby gwarantowały one pokój społeczny i stwarzały wysoką ochronę praw obywatelskich” – komentuje Marcin Przeciszewski na łamach KAI.
Po wymianie dokumentów ratyfikacyjnych konkordatu polska delegacja, na której czele stał premier Jerzy Buzek, została przyjęta przez Jana Pawła II. Fot. PAP/CAF-GRZEGORZ GAŁĄZKA
Konkordat podpisany został w 1993 roku, u schyłku rządu Hanny Suchockiej, ale tym razem ratyfikacja zajęła aż pięć lat – sfinalizował ją Aleksander Kwaśniewski. Można by to uznać za chichot historii – komuna zerwała konkordat, postkomuna go wznowiła – ale międzynarodowa dyplomacja, a watykańska w szczególności, nie uznaje raczej żartów i chichotów, niechby i historii.

Jazgot przed ratyfikacją

W każdym razie, w czasie tych pięciu lat oczekiwania na ratyfikację – w tak zwanym międzyczasie sfinalizowany został konkordat Stolicy Apostolskiej nawet z Izraelem – lewica i różni inni przedstawiciele zjednoczonych przeciwników normalizacji wylewali na konkordat hektolitry jadu i odpalali tony decybeli zunifikowanego jazgotu. Ich organizatorom i autorom nigdy nie przeszkadzały żadne rzeczowe argumenty. Dziś nawet mówią o przestarzałych już powodach jego zawarcia, bo zawierany był w czasach, gdy Polska odcinała się od komunistycznej przeszłości – czyli że już się odcięła? – a konkordat miał gwarantować katolikom wolność wyznania i praktykowania religii.

Przypomnijmy w skrócie, że nasz konkordat podkreśla zasadę „wzajemnej niezależności i autonomii” Kościoła i państwa, co oznacza rozdział Kościoła od państwa, ale i wzajemną współpracę dla dobra obywateli. Jej przykładem jest choćby niesłychana wprost praca zakonnic w niezliczonych domach opieki, ośrodkach dla najciężej niepełnosprawnych, także wśród starych i niedołężnych parafian. Konkordat gwarantuje prawo do organizacji opieki duszpasterskiej w szpitalach, zakładach opieki społecznej, więzieniach oraz istnienie duszpasterstwa wojskowego (ordynariat polowy) – warto wiedzieć przy okazji, że we wszystkich krajach UE państwo finansuje nauczanie religii w szkole (tam, gdzie ono istnieje), duszpasterstwo wojskowe oraz kapelanów więziennych.

Państwo bez Boga jest niesprawiedliwe

Kard. Robert Sarah: Cywilizacja zachodnia przeżywa śmiertelny kryzys. Osiągnęła granice autodestrukcyjnej nienawiści.

zobacz więcej
Z kolei, zgodnie z zasadą „niezależności i autonomii”, Kościół i jego urzędowi przedstawiciele nie biorą udziału we władzach świeckich, rezygnują z biernego prawa wyborczego, nie biorą udziału w działalności politycznej. Z kolei państwo uznaje osobowość prawną struktur Kościoła katolickiego i respektuje prawo kierowania się przez Kościół wewnętrznym prawem kanonicznym oraz gwarantuje Kościołowi swobodę w organizacji kultu publicznego jak również nienaruszalność cmentarzy katolickich.

Wróćmy teraz do argumentów przeciwników konkordatu. Pierwszym , ulubionym, było tak zwane „małżeństwo konkordatowe”, które było nazwane „drogą do bigamii” i zagrożeniem dla niekatolików. Tymczasem szybko stało się podstawową formą zawierania małżeństwa. Chodzi zaś o to, że małżeństwo zawarte w Kościele katolickim, po dopełnieniu ustawowych formalności, powoduje skutki cywilne w systemie prawa państwowego – i para nie musi powtarzać aktu podpisania małżeństwa w urzędzie stanu cywilnego. Bardzo szybko okazało się, że z tej możliwości skorzystały inne Kościoły i związki wyznaniowe.

Drugi argument, o dyskryminacji niekatolików, również miał krótkie nogi. Z rozwiązań proponowanych przez konkordat skorzystały szybko – jak już napisałam wyżej o ślubach – inne Kościoły i związki wyznaniowe. Swoje relacje z państwem uregulowały podobnego typu umowami.

Najpotężniejszym jednak argumentem miały być podatki i inne sprawy finansowe.

Najpierw podatki, które dotyczą wszystkich Kościółów i związków wyznaniowych i które zawsze budzą wielkie emocje, może proporcjonalnie do stanu niewiedzy na ten temat. W ostatnich dniach, zapewne z powodu wzmożenia wywołanego nową falą antykonkordatowych wypowiedzi, Katolicka Agencja Informacyjna po raz kolejny opublikowała kompetentny i klarowny opis sytuacji, analizę stanu prawnego i faktycznego.

Czytamy w niej, że „Kościół katolicki w Polsce – podobnie jak inne Kościoły i związki wyznaniowe – ma obowiązek płacić podatki na rzecz państwa i z tej powinności się wywiązuje. Czynią to zarówno kościelne osoby prawne, jak i poszczególni duchowni, zarówno prowadzący duszpasterstwo parafialne, jak i ci zatrudnieni na umowę o pracę w kuriach, seminariach, na uniwersytetach czy w szkołach.”
Ksiądz Tomasz Bek (z lewej) podczas lekcji religii w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci Niewidomych im. Róży Czackiej w Laskach, koło Warszawy. Fot. PAP/Albert Zawada
Artykuł omawia poszczególne przepisy, zwolnienia podatkowe, status osób prawnych i fizycznych – ale trzeba chcieć go przeczytać . KAI przypomina tę analizę od lat, zgodnie z rytmem rytualnych, jak napisałam, ataków na konkordat. Ale co z tego? Zawsze przecież znajdą się chętni do odegrania roli „śmiałków”, nawet za cenę śmieszności.

KAI przypomina, że „ani ustawa o stosunku państwa do Kościoła katolickiego z 1989 r., ani Konkordat z 1993 r. nie regulują spraw finansowania Kościoła. Konkordat w art. 22 odsyła tę kwestię do dalszych regulacji i umów pomiędzy stronami (a nie zostały one zakończone). Kościół katolicki jak i inne Kościoły utrzymują się zasadniczo z dobrowolnych ofiar wiernych. Nie istnieje też żadna forma „podatku kościelnego”, a państwowe dotacje na rzecz Kościołów są związane wyłącznie z ich działalnością społeczną, edukacyjna czy na rzecz ochrony zabytków. Działalność duszpasterska Kościoła i duża część charytatywnej utrzymywana jest ze składek wiernych.

Najznaczniejszą dotacją na rzecz zarejestrowanych w Polsce Kościołów i związków wyznaniowych są środki tzw. Funduszu Kościelnego (stanowiącego dziedzictwo z okresu komunistycznego), który został powołany na mocy ustawy z 1950 r. o przejęciu przez państwo dóbr „martwej ręki”. Miała być to forma rekompensaty dla Kościołów za przejęte przez państwo nieruchomości ziemskie. Nigdy jednak wartość tych dóbr nie została oszacowana, a wysokość środków Funduszu Kościelnego zależała wyłącznie od decyzji politycznych. Obecnie waha się ona w granicach 200 mln zł rocznie.

Fundusz Kościelny finansuje niemal wyłącznie składki na ubezpieczenie emerytalne, rentowe i wypadkowe duchownych – wszystkich wyznań – nie podlegających tym ubezpieczeniom z innych tytułów, w wysokości 80%, a za członków zakonów kontemplacyjnych klauzurowych i misjonarzy w 100%. Obejmuje to ok. 40% duchownych katolickich. Natomiast duchowni, którzy są zatrudnieni na podstawie umowy o pracę (np. jako katecheci, wykładowcy, kapelani więzienni, szpitalni czy wojskowi) sami opłacają składki emerytalne.

A komentarze wciąż takie same

Fakty są więc suche i beznamiętne, dopiero dotyczące ich komentarze podbijane są emocjami. Nie szkodzi, że od lat podobnymi czy wręcz tymi samymi. Co cztery lata pojawiają się przecież nowi wyborcy, więc nie znają starych argumentów, niechby i zgranych. Teraz młodzi ludzie zobojętnieli na Kościół, ale na obojętności daleko się nie zajedzie. Może się uda wzniecić w tym nowym pokoleniu świeże uczucia niechęci czy protestu. Skoro nie można inaczej, to trzeba „na konkordat”. Zawsze na jakieś pięć minut wystarczy. Bo poza tym, to o co chodzi? Przecież tak naprawdę nikt rozsądny – a opozycja chce uchodzić za rozsądną, a jakże – nie ma zamiaru wywracać tego całego konkordatu…

– Barbara Sułek-Kowalska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Warszawa 2006 rok. Uczestnicy marszu antyklerykalnego, który został zorganizowany przez Rację Polskiej Lewicy w 13. rocznicę zawarcia konkordatu. Fot. PAP/Tomasz Gzell
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?