Wciąż podnoszone są zarzuty wobec papieża emeryta – trwają spory o słowa i daty sprzed czterdziestu lat.
zobacz więcej
Matka Teresa nie kwestionowała autorytetu kolejnych papieży. Wśród nich był święty Jan Paweł II. Obirek i Nowak tymczasem wypominają mu encyklikę „Evangelium vitae”. To w niej użyty został termin „cywilizacja śmierci” odnoszący się do takich zjawisk, jak aborcja, antykoncepcja, eutanazja, in vitro.
Przede wszystkim warto zadać pytanie o wiarygodność autorów tego tekstu. Obirek to były jezuita. Po zrzuceniu sutanny (opuścił stan duchowny, ponieważ związał się z kobietą) wziął się za publicystykę, której czarnym charakterem jest Kościół. Nowak z kolei to prawnik. Jest on pełnomocnikiem ofiar pedofilii w Kościele, do których zresztą sam należy (wystąpił w głośnym filmie dokumentalnym Tomasza i Marka Sekielskich „Tylko nie mów nikomu”). Trudno oprzeć się rozważaniom, że z takimi biografiami obydwaj publicyści powodowani są bardziej antykościelnymi resentymentami niż pasją poznawczą.
Ale tekst z „Newsweeka” należy potraktować jako element pewnej całości. Stanowi ją dezawuowanie Kościoła katolickiego jako wciąż wpływowej instytucji, która krytycznie recenzuje zmiany społeczne, kulturowe, obyczajowe na Zachodzie w ciągu kilku ostatnich dekad. Piętnując aborcję jako zabójstwo czy definiując małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, Kościół ściąga na siebie gniew lewicowych i liberalnych środowisk opiniotwórczych. Postulują one bowiem radykalną emancypację człowieka, której nie ograniczają normy społeczne, natura ludzka i tradycyjna moralność.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Rzucenie na Kościół podejrzenia o konszachty z kryminalistami oraz obarczenie go winą za to, że ludzie masowo umierają z głodu to jeden ze sposobów na popsucie mu wizerunku. Takie działania dyfamacyjne to zresztą nic nowego. Przypomnijmy, że Watykan – również w polskiej debacie publicznej – był oczerniany opowieściami o tym, że kolaborował z III Rzeszą. Atakowano Piusa XII jako „papieża Hitlera”, mimo że organizował on pomoc dla Żydów, co zaświadczył Eugenio Zolli, naczelny rabin Rzymu (po drugiej wojnie światowej przeszedł na katolicyzm).
Problem polega tylko na tym, że dziś przyprawianie komuś gęby „faszysty” czy „nazisty” robi coraz mniejsze wrażenie. Kiedy w latach 90. XX wieku „Gazeta Wyborcza” używała tej metody wobec prawicy, był to skuteczny zabieg socjotechniczny. Skoro okazuje się jednak, że ktoś, kogo obwołują „faszystą” czy „nazistą”, po prostu… nim nie jest, to każda następna taka akcja zaczyna budzić wątpliwości.
Teraz w zastosowaniu jest więc inna – adekwatna do bieżącej sytuacji międzynarodowej – kwalifikacja. Chodzi o „putinizm”. Ponieważ w odróżnieniu od Adolfa Hitlera Władimir Putin nie jest przeszłością i straszy świat realnie, to obwołanie kogoś jego zwolennikiem ma siłę rażenia. I właśnie dlatego, kiedy w progresywnych polskich mediach odzywają się głosy postponujące prawicę, to próbuje się ją skojarzyć z Kremlem.