Żadnego uzdrawiającego efektu wojny zastępczej nie można się spodziewać pomiędzy wspólnotami, które się nigdy w historii nie zetknęły. Co zatem kazało reprezentacji Polski chcieć wygrać z Meksykiem? No wiadomo – pójście dalej w rozgrywkach, aż do finału i tam sprawdzić się jak najlepiej. Szybciej, lepiej, dalej mówi idea olimpijska. Sprawdzić się, wygrać, a nawet tylko wziąć udział to wielka satysfakcja. Pozostaną wspomnienia na resztę życia, zawodników i kibiców.
Idea olimpijska miała być dla amatorów i gdy baron Pierre de Coubertin odnowił igrzyska, które w późnej starożytności zlikwidował Teodozjusz Wielki, właśnie myślał o amatorach. Mieli oni walczyć sobie a muzom, co miało jednocześnie propagować pokój na świecie. W starożytności igrzyska olimpijskie wymagały pokoju pomiędzy uczestnikami, czyli greckimi poleis, ale tylko na dwadzieścia dni przed samymi igrzyskami, które trwały dni pięć i następne pięć dni na powrót zawodników do domu. Przez resztę olimpiady, czyli czteroletniego okresu pomiędzy igrzyskami, Hellenowie mogli wojować ze sobą ile chcieli.
Mniejsza z tym, co sobie wyobrażał naiwny baron kiedy w 1896 roku odnowił ideę olimpijską, ale nie oddziaływała zbyt skutecznie, nie udało się nawet niejednokrotnie zachować pokoju w ścisłym czasie samych igrzysk, ale w obliczu dwóch wojen światowych jakie to ma znaczenie.
Idea nie okazała się nośna no i przestali ją nieść amatorzy, a zawód uprawia się – oczywiście, oprócz innych satysfakcji – dla pieniędzy, a pieniędzy jest w sporcie coraz więcej z igrzysk na igrzyska i z mistrzostw na mistrzostwa.
Gospodarz tegorocznych Mistrzostw Świata w piłce nożnej, Katar, wydal na ich organizacje cztery razy więcej, niż wydali inni na ostatnie pięć mundiali razem wziętych. Pisze się o 220 miliardach dolarów, niekiedy o 250. Katar jest krajem o nieznanych tradycjach piłkarskich i nierozpoznawalnej drużynie narodowej. W kraju o wielkości województwa świętokrzyskiego i liczbie ludności odpowiadającej aglomeracji warszawskiej, z czego większość stanowią robotnicy cudzoziemscy, nie było żadnego stadionu piłkarskiego ani infrastruktury wymaganej podczas takiej imprezy.
Kiedy w 2010 roku Katar został wybrany na gospodarza mundialu w roku 2022 obiecał, że wszystko wybuduje, co przy zasobach finansowych tego państwa wydawało się możliwe. Szejkowie wybudowali 8 stadionów, ponad sto hoteli, sieć dróg i metro. Czyli dotrzymali słowa. Przepisy FIFA (Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej) wymagają od organizatora 12 stadionów, ale niech tam, szejkowie z Kataru, gdy trzeba, nie są skąpi. Powszechnie pisało się od lat o inwestycjach katarskich we francuski klub piłkarski i infrastrukturę sportową akurat w czasach, gdy szefem FIFA był Francuz.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Mówiło się też o zachętach osobistych, bezpośrednio do kieszeni głosujących przedstawicieli FIFA. Wybuchł skandal i niektórym panom skróciły się kadencje, ale to wszystko. O bojkocie mundialu w Katarze zaczęto przebąkiwać w niektórych krajach gdy wyszło na jaw, że licząc od 2013 roku do roku 2021 na budowach mundialowych Kataru śmierć poniosło być może 6,5 tysiąca robotników. Kraje, które się do mistrzostw zakwalifikowały, nie bojkotują, bardziej nieprzejednaną postawę prezentują niektóre państwa, których drużyny w eliminacjach odpadły, ale też nie za głośno, bo jakoś nie wypada.
W Katarze ginęli cudzoziemcy z południowo-wschodniej Azji. System zatrudniania robotników cudzoziemskich tam jest taki, że podpisując kontrakt z pracodawcą nie można go zmienić, ani wyjechać z Kataru przed upływem terminu. Robotnikom z reguły zabiera się paszporty, zmusza do dwunastogodzinnej pracy i kwateruje w kilku w małych klitkach lub wręcz obozach. Żywieni są marnie, a obcinanie umówionych wynagrodzeń, nawet nie płacenie za pracę, nie jest czymś nadzwyczajnym. Żaden dziennikarz zachodni nie dostanie pozwolenia na wizytę, czy filmowanie miejsc zakwaterowania robotników. W Katarze pozwolenie wymagane jest właściwie na filmowanie, czy fotografowanie wszystkiego.
6,5 tysiąca niewolników nie przeżyło pracy w pięćdziesięciostopniowym upale, przy dwunastogodzinnych dniówkach i braku opieki lekarskiej. Wiele tytułów prasowych i innych mediów na Zachodzie oburzyło to w równym stopniu, co brak równouprawnienia kobiet i osób LGBTQ w Katarze. Być może praca niewolnicza przy stadionach i hekatomba Azjatów stała się przez to mniej kująca w oczy i wszyscy zakwalifikowani do Kataru pojechali.
Petrodolary czynią cuda. Pozwalają zapomnieć nie tylko o azjatyckich niewolnikach, ale nawet o takich horrendach, jak to, że za okazywanie sobie uczuć w miejscu publicznym homoseksualiści – nawet, a może przede wszystkim z Zachodu – mogą pójść do więzienia na trzy lata. Europejki w Katarze nie muszą zakrywać głów, a zwykły bez dużego dekoltu t-shirt i spodnie za kolana, to wszystko, czego gospodarz mundialu od nich wymaga. Trzeba jechać. A gdy już się przyjechało, to kapitanowie drużyn krajów walczących gdzie indziej z homofobią zostawią swe tęczowe opaski w szatniach, bo tak nakazała FIFA, a jej z kolei ten, kto płaci, czyli Katar.
Do bojkotu mundialu wzywano niekiedy w mediach od 2010 roku, kiedy to Katar wygrał glosowanie FIFA na miejsce mistrzostw świata w roku bieżącym. Szlachetnej idei sportu nie wolno przecież mieszać z pracą niewolniczą, czy lekceważeniem (zachodnich) praw człowieka. Jeżeli jacyś wrażliwi mieli na bojkot nadzieję, to nie znali całkiem świeżych około sportowych tradycji.