Najwięcej klasztorów, angażujących się w pomoc było w Warszawie i Lwowie, najczęściej pomagały siostry z Rodziny Maryi, siostry służebniczki, szarytki. Jest to wynik badań zainicjowanych przez prof. Jerzego Kłoczowskiego w 1972 roku. On sam, jako żołnierz Powstania Warszawskiego, chronił towarzysza broni z walk na Mokotowie (rejon pułku „Baszta”), o którym wiedział, że jest uciekinierem z getta, i to nastolatkiem.
Opowiadał mi o tym, już w Paryżu, ów młodociany wtedy żołnierz, znakomity malarz i rysownik Marek Rudnicki. Zwrócił mi wtedy uwagę, że Jerzy Kłoczowski już w czasie wojny, choć był wtedy bardzo młody (rocznik 1924) , zdawał sobie sprawę z rozległości pomocy świadczonej przez polskie państwo podziemne, w tym zakonnice i księży.
– Przecież oni wszyscy ze sobą współpracowali, Irena Sendlerowa była nie tylko kierowniczką referatu dziecięcego Rady Pomocy Żydom przy Delegaturze Rządu na Kraj („Żegoty”), ale i doświadczoną urzędniczką magistratu, czyli Zarządu Miasta – przypomina Alina Petrowa-Wasilewicz. A pamiętajmy, że mija właśnie 80. rocznica sformalizowania działań pod egidą tejże Rady, którą powołano 4 grudnia 1942.
– Sendlerowa wiedziała, że zakony są najpewniejsze z pewnych, bo nawet jeśli zabraknie im chleba i pieniędzy, to siostry i tak nikogo nie wyrzucą na ulicę – mówi Petrowa-Wasilewicz.
Przykładów więc nie brakuje i należy o nich pisać i mówić, żebyśmy mieli w żywej pamięci bohaterstwo polskich zakonnic, które w Polsce okupowanej przez Niemców i Sowietów umiały stanąć na wysokości zadania.
Wiele już lat temu, w 1997 roku (ćwierć wieku!) , odbyło się w Izraelu, w kibucu im. Bojowników Gett, I Światowe Spotkanie „Dzieci Klasztorów”, czyli żydowskich dzieci uratowanych od zagłady dzięki bohaterskiej postawie sióstr zakonnych. W zjeździe zorganizowanym przez izraelskie organizacje „Dom-Pomnik Pamięci Dziecka” i „Dzieci bez Tożsamości”, wzięło udział blisko 200 osób, które ocalały w klasztorach na terenie Polski, a także Francji, Belgii, Włoch, Austrii, Czech, Holandii i Chorwacji. Było wiele dobrych słów, łez, podziękowań, wspomnień.
Jedną z inicjatorek tego spotkania była Lea Balint, dziewczynka z Brwinowa, uratowana przez siostry franciszkanki, z którymi wciąż jest w żywym kontakcie . To właśnie ona doprowadziła do tego, że siostry franciszkanki zostały uhonorowane medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.
Ale i ona ma już ponad 80 lat. Świadków jest coraz mniej, a wiedzy jeszcze mniej. Coraz więcej ignorancji i – co za tym idzie – arogancji w podejściu do tematu. Na to nie możemy sobie pozwolić. – Temat nie jest do końca rozpracowany i historycy mogą mieć pełne ręce roboty, jeśli się za nią wezmą – mówi Alina Petrowa-Wasilewicz. – Jest przecież obowiązek pamięci, więc trzeba ratować wszystko, co się da. Każdy naród pielęgnuje pamięć o swoich bohaterach.
– Barbara Sułek-Kowalska
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy