Felietony

Ofiary wiosny czy oszalałej konsumpcji?

Rowery też oszalały. Znaczy, nie same jednoślady, lecz ich producenci. Ceny szybują jak odrzutowce. Podobno jest uzasadnienie: od jakości opon po rewolucyjny design. Do tego cały osprzęt oraz strój, kolorystycznie zgrany z lakierem pojazdu. Tylko tak będziesz trendy. Samo pedałowanie nie ma znaczenia.

Wraz z nadejściem wiosny porywa mnie demon czystości. Jak co roku. Przez kilka dni przeglądałam szafy i szuflady, selekcjonowałam, wyrzucałam, potem szalałam z mopem, naprawiałam ubytki w ścianach, pucowałam. Nie jestem w tym odosobniona. Co nas napędza?

Otóż wielkie sprzątanie po zimie jest potrzebą atawistyczną. W każdej kulturze Primavera (pisana z dużej lub małej litery) wybudza z zimowego snu i skłania do działania. Zarówno przyrodę, jak ludzi. Toteż gruntowne oporządzanie obejścia traktowano (a w niektórych społecznościach trzeba użyć czasu teraźniejszego) podobnie jak topienie lub palenie Marzanny (znów pisanej z dużej bądź małej litery, w zależności od tego, czy chodzi o boginię czy kukłę): jako akt odradzania. Żeby zrobić miejsce nowemu życiu, trzeba złożyć ofiarę. Kiedyś – śmiertelną. Rozwiązanie okrutne, ale uważane za konieczne.

Ale cywilizowani ludzi czują opór wobec takiego barbarzyństwa. Dawno już znaleziono formy zastępcze. Choćby pod postacią symbolicznych rytuałów, te zaś – stały się kanwą sztuki.

Tak à propos: nadchodzi rocznica prapremiery „Święta wiosny” z muzyką Igora Strawińskiego i choreografią Wacława Niżyńskiego. Było to w Paryżu 110 lat temu, dokładnie 29 maja 1913. Wydarzenie przeszło do historii jako jeden z największych skandali muzyczno-baletowych. Uczeni ludzie są zdania, że nieprzypadkowo ten spektakl poprzedził pierwszy światowy konflikt, którego konsekwencje odczuwamy do dziś. Wiosna zawsze pobudza buntownicze nastroje, a wielcy artyści mieli w tym udział dyktowany instynktem.

Tamta wojna wywróciła do góry nogami porządek polityczny, geograficzny, społeczny, obyczajowy. Można powiedzieć, że Polska znalazła się wśród beneficjentów tego czteroletniego huraganu dziejów. Jak wiadomo, rozejm w Compiègne wcale nie oznaczał spokoju na Starym Kontynencie, a tym bardziej nie gwarantował nam bezpieczeństwa ani trwałych granic. Ale to zupełnie inna historia.

Ludzkie śmieci widać z kosmosu wyraźniej niż Wielki Mur Chiński. Zabija nas „toksyczna zupa”

Trudno nam zapamiętać i stosować 10 przykazań bożych, a co dopiero aż 62 punkty odpowiedniego sortowania śmieci z instrukcji Ministerstwa Środowiska.

zobacz więcej
Ja dziś o wiosennym obłędzie czyszczenia, które – jako się rzekło – łączy się z niszczeniem, usuwaniem, unicestwianiem. Z tym, że miejsce ofiary w postaci dorodnej dziewki ze „Święta wiosny” zajmują przedmioty.

Zmienił się nasz stosunek do tego, czym posługujemy się na co dzień. Wyrzucamy obiekty obiektywnie nadal nadające się do użycia. Jednak z biegiem lat spadające w domowej hierarchii coraz niżej, do coraz bardziej zagraconej piwnicy czy garażu. Albo znikające w czeluściach waliz i pudeł, do których nigdy nie zaglądamy. Niekiedy – w dramatycznym geście destrukcji – ktoś decyduje: podkładamy ogień. A jak nie mamy kominka ani nie rozpalamy ogniska na polanie, to prostsze rozwiązanie: śmietnik.

Obiekty, które jeszcze do czegoś się nadają, z pewnością wyłowią „szambonurki”, czyli przeszukiwacze pojemników na śmieci. A co zrobić z przedatowanym sprzętem elektronicznym? Takim, do którego już nikt nie produkuje części zamiennych? W Afryce wybebeszają z tych trupów wszystkie elementy żywotne i robią z tego użytek. U nas techniczne truchła trafiają na swoje śmiertelne stosy po wsze dni, bez szans na bodaj częściową utylizację.

Coś, co straciło blichtr nowości, nie zasługuje na uwagę. Przyjdzie nowe. To nowe pcha się nam przed oczy i uszy w każdym medium, przy każdej netowej operacji. Marian i Barbara – ta już przysłowiowa (namolna reklama też staje się czasem przysłowiowa) para maniakalnych konsumentów elektronicznych nowości – wyskakują jak diabły z pudełka, zachęcając do zakupu po promocyjnej cenie. Punkty naprawy splajtowały, taniej kupić nowe niż reperować stare. Stare? Raptem z ubiegłego roku. Albo bez nowej, kompletnie zbędnej funkcji.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Jednocześnie, ekologiczni hipokryci nawołują do ratowania Ziemi na przykład poprzez ograniczanie konsumpcji mięsa. Kto odważy się zabrać głos przeciwko kompulsywnemu wprowadzaniu technologicznych hitów za coraz większe pieniądze (wirtualne, rzecz jasna)?

Kto szepnie słowo przeciw naradom geniuszy w Davos, tak bardzo zatrwożonym zatruciem globu, że spieszą na swoje światowe forum najszybszymi z możliwych środków transportu, emitującymi masakryczne ilości spalin zatruwających ekosystem gazami cieplarnianymi. I gadu, gadu, ale nikt z uczestników nie przesiądzie się na rower.

Zresztą, rowery też oszalały. Znaczy, nie same jednoślady, lecz ich producenci. Ceny szybują jak odrzutowce. Podobno jest uzasadnienie: od jakości opon po rewolucyjny design. Do tego cały osprzęt oraz strój, kolorystycznie zgrany z lakierem pojazdu. Tylko tak będziesz trendy. Samo pedałowanie nie ma znaczenia.

Oczywiście, stary rower na szmelc. Jak wszystko, co trąci przeszłością, choćby liczoną w miesiącach.
A mnie wzruszyła wystawa w stołecznej Kordegardzie, zatytułowana „Pamięć 1943” (do 7 maja). Przywołuje pamięć – o powstaniu w stołecznym getcie. Czym? Rzeczami. W gablotach, jak bezcenne wykopaliska, zdeponowano ślady bytowania ludzi pozbawionych przyszłości, ale wciąż jeszcze przywiązanych do cywilizacyjnych rytuałów.

To są rzeczy wzruszająco tanie, a zarazem piękne w swej bezpretensjonalnej użytkowności. Emaliowane wiaderka, chochle, kubki. Zardzewiałe widły, szufle, szkielety wózków dla dzieci. I szklane kieliszki – jakim cudem ocalały?

To wszystko są obiekty mierne, mizerne, ale niezbędne. Bez nich człowiek cofa się do prehistorii. Stąd wartość tych przedmiotów – nie ich wyszukany design, lecz świadczenie o codziennych potrzebach. Jak wynika z tego pokazu, niezbędne jest nie to, co oszałamia urodą, lecz to, co pomaga żyć.

Współcześni obrońcy „serca” Ziemi apelują o ograniczenie stanu posiadania do stu przedmiotów. Proszę mi pokazać osobę z górnej, a nawet średniej społecznej półki, która to respektuje! I jak się ma ta mrzonka wobec oszalałej, napędzanej socjotechniką konsumpcji?

Na razie – póki tli się w nas wiosenny zryw porządkowania – zróbmy mały rachunek nie sumienia, ale rzeczy. Po co nam ich tyle?

– Monika Małkowska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Wystawę „Pamięć 1943” można oglądać w galerii Kordegarda w Warszawie, do 7 maja 2023 r.
SDP 2023
Zdjęcie główne: Coś, co straciło blichtr nowości, nie zasługuje na uwagę. Przyjdzie nowe. Fot. Piotr Jasiczek / Forum
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?