Trudno nam zapamiętać i stosować 10 przykazań bożych, a co dopiero aż 62 punkty odpowiedniego sortowania śmieci z instrukcji Ministerstwa Środowiska.
zobacz więcej
Ja dziś o wiosennym obłędzie czyszczenia, które – jako się rzekło – łączy się z niszczeniem, usuwaniem, unicestwianiem. Z tym, że miejsce ofiary w postaci dorodnej dziewki ze „Święta wiosny” zajmują przedmioty.
Zmienił się nasz stosunek do tego, czym posługujemy się na co dzień.
Wyrzucamy obiekty obiektywnie nadal nadające się do użycia. Jednak z biegiem lat spadające w domowej hierarchii coraz niżej, do coraz bardziej zagraconej piwnicy czy garażu. Albo znikające w czeluściach waliz i pudeł, do których nigdy nie zaglądamy. Niekiedy – w dramatycznym geście destrukcji – ktoś decyduje: podkładamy ogień. A jak nie mamy kominka ani nie rozpalamy ogniska na polanie, to prostsze rozwiązanie: śmietnik.
Obiekty, które jeszcze do czegoś się nadają, z pewnością wyłowią „szambonurki”, czyli przeszukiwacze pojemników na śmieci. A co zrobić z przedatowanym sprzętem elektronicznym? Takim, do którego już nikt nie produkuje części zamiennych? W Afryce wybebeszają z tych trupów wszystkie elementy żywotne i robią z tego użytek. U nas techniczne truchła trafiają na swoje śmiertelne stosy po wsze dni, bez szans na bodaj częściową utylizację.
Coś, co straciło blichtr nowości, nie zasługuje na uwagę. Przyjdzie nowe. To nowe pcha się nam przed oczy i uszy w każdym medium, przy każdej netowej operacji. Marian i Barbara – ta już przysłowiowa (namolna reklama też staje się czasem przysłowiowa) para maniakalnych konsumentów elektronicznych nowości – wyskakują jak diabły z pudełka, zachęcając do zakupu po promocyjnej cenie. Punkty naprawy splajtowały, taniej kupić nowe niż reperować stare. Stare? Raptem z ubiegłego roku. Albo bez nowej, kompletnie zbędnej funkcji.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Jednocześnie, ekologiczni hipokryci nawołują do ratowania Ziemi na przykład poprzez ograniczanie konsumpcji mięsa. Kto odważy się zabrać głos przeciwko kompulsywnemu wprowadzaniu technologicznych hitów za coraz większe pieniądze (wirtualne, rzecz jasna)?
Kto szepnie słowo przeciw naradom geniuszy w Davos, tak bardzo zatrwożonym zatruciem globu, że spieszą na swoje światowe forum najszybszymi z możliwych środków transportu, emitującymi masakryczne ilości spalin zatruwających ekosystem gazami cieplarnianymi. I gadu, gadu, ale nikt z uczestników nie przesiądzie się na rower.
Zresztą, rowery też oszalały. Znaczy, nie same jednoślady, lecz ich producenci. Ceny szybują jak odrzutowce. Podobno jest uzasadnienie: od jakości opon po rewolucyjny design. Do tego cały osprzęt oraz strój, kolorystycznie zgrany z lakierem pojazdu. Tylko tak będziesz trendy. Samo pedałowanie nie ma znaczenia.
Oczywiście, stary rower na szmelc. Jak wszystko, co trąci przeszłością, choćby liczoną w miesiącach.