Felietony

Narodowi bolszewicy. Od Niekischa do Prilepina

Uważał, że Zachód został ukształtowany przez dwie „figury imperialne” o korzeniach śródziemnomorskich: „wiekuistego Rzymianina” (uosabiającego chrześcijaństwo) i „wiekuistego Żyda” (uosabiającego kapitalizm). Był przeświadczony, że Niemcy powinny obie odrzucić i wybrać własną tożsamość – „wiekuistego barbarzyńcę”.

Zachar Prilepin miał szczęście. Mimo odniesionych ciężkich ran przeżył. Przypomnijmy, próba zamachu na niego została przeprowadzona 6 maja 2023 roku w okolicach Niżnego Nowogrodu.

W samochodzie, którym znany pisarz rosyjski jechał do Moskwy, wybuchła bomba. Zginął kierowca. Według BBC do akcji przyznał się ruch oporu Atesz – ukraińska organizacja, która walczy z Rosjanami na okupowanych przez nich terytoriach Ukrainy. Kto jednak naprawdę stoi za tym, co się stało, chyba jednak nie wiadomo.

Są takie osoby w rosyjskim życiu publicznym, które, jeśli chodzi o ostentacyjną wrogość Rosji wobec Ukrainy i wspierających ją państw zachodnich, można uznać za postaci emblematyczne. Do ludzi tych z pewnością zalicza się Prilepin.

Jednak jego związki z władzą rosyjską nie są bynajmniej oczywiste. Ów blisko 48-letni prozaik, publicysta, dziennikarz, ale i polityczny aktywista, autor takich powieści jak „Sańkja” czy Klasztor”, był w przeszłości dysydentem. Choć represje go raczej nie dotknęły.

Swoją działalność polityczną zaczynał w Partii Narodowo-Bolszewickiej – ugrupowaniu założonym w roku 1994 przez innego rosyjskiego pisarza, Eduarda Limonowa (więcej o nim w tekście „Na tle takiej opozycji Putin może błyszczeć”). Narodowi bolszewicy popularnie zwani nacbolami zawsze byli poza głównym nurtem rosyjskiej polityki. Nie mieli swoich przedstawicieli w parlamencie rosyjskim. Kontestowali zarówno linię Borysa Jelcyna, jak i kurs Władimira Putina. Nostalgię za mocarstwowością sowiecką łączyli z postulatami lewicowych rozwiązań społecznych. Władzy w Rosji – niezależnie od tego, kto ją sprawował – zarzucali autorytaryzm oraz to, że jest ona na garnuszku zachodnich kapitalistów i zdradza interesy państwa rosyjskiego.

W roku 2007 Partia Narodowo-Bolszewicka została zdelegalizowana pod zarzutem ekstremizmu. Jej członkowie zaś kontynuowali polityczną aktywność w nowych ugrupowaniach.

I tak Prilepin brał udział w masowych demonstracjach – tych, które choćby przetoczyły się przez Moskwę i Petersburg na przełomie roku 2011 i 2012. Działo się to po wyborach parlamentarnych w Rosji. Uczestnicy protestów oskarżali rządzących o fałszerstwa wyborcze.

Wtedy pisarz był surowym krytykiem reżimu putinowskiego. Ale też dystansował się wobec rosyjskiego liberalnego mieszczaństwa, które było wyróżniającą się warstwą społeczną podczas antyputinowskich wystąpień, i z którym nacbolowi nie było po drodze.

Sytuacja się zmieniła w roku 2014 – wraz z wylądowaniem rosyjskich „zielonych ludzików” na Krymie i w Donbasie. Prilepin, doceniając agresywność Kremla na arenie międzynarodowej, postanowił zawrzeć z nim rozejm. Tym samym stał się radykałem koncesjonowanym przez system. A w roku 2021, będąc jednym z przywódców lewicowo-nacjonalistycznej partii „Sprawiedliwa Rosja – Za Prawdę” (z tym, że nacjonalizm w tym przypadku oznacza opcję za rosyjskim wielonarodowościowym imperium, a nie za rosyjskim państwem narodowym), uzyskał mandat deputowanego do Dumy Państwowej. Ostatecznie jednak z niego zrezygnował. Swoją decyzję motywował chęcią szkolenia się w zakresie zarządzania administracją państwową.

Dla Prilepina ważny jest własny wizerunek. Pisarz pozuje na twardziela, który przeszedł w swoim życiu niejeden szlak bojowy.

I faktycznie – służąc w OMON (militarnej jednostce rosyjskich służb specjalnych) walczył w pierwszej wojnie czeczeńskiej. Jej brutalność opisał potem w powieści „Patologie”. Ponadto od roku 2014 wspierał zbrojnie jako ochotnik prorosyjskich separatystów z donieckiej „republiki ludowej”. Był nawet doradcą jej przywódcy Aleksandra Zacharczenki. Wyrażał się o nim z uznaniem w swojej powieści „Niektórzy nie pójdą do piekła” (w roku 2018 ten lokalny watażka został zabity – szczegóły w tekście „Jednemu rozerwało głowę, drugi wyleciał w powietrze, trzeci zginął od pocisku. Szatański plan Moskwy”).
Ernst Niekisch w roku 1919 (Fot. Scherl / SZ-Photo / Forum) i Zachar Prilepin w 2017. (Fot. PAP/EPA/ MAXIM SHIPENKOV )
Nic zatem dziwnego, że zaangażowanie Prilepina po stronie prorosyjskiej rebelii w Donbasie doprowadziło do tego, że w roku 2017 Służba Bezpieczeństwa Ukrainy wszczęła wobec niego postępowanie karne (podejrzenie o uprawianie terroryzmu), a w 2022 został on objęty sankcjami Unii Europejskiej. Tym samym prestiż, jaki pisarz zdobył swoim kunsztem literackim na świecie, z przyczyn politycznych znacząco stopniał.

Poza Rosją Prilepin zresztą miał zszarganą reputację już wcześniej. W roku 2015 dwóch ukraińskich prozaików – Jurij Andruchowycz i Serhij Żadan – odmówiło udziału w dyskusji z nim na berlińskim festiwalu literackim. Z kolei w roku 2016 Rosjanin miał być gościem Festiwalu Conrada w Krakowie. Został zaproszony do uczestnictwa w debacie poświęconej problemowi nacjonalizmu. Spotkało się to z dezaprobatą grupy ukraińskich pisarzy, którzy porównali go do norweskiego terrorysty Andersa Breivika. W efekcie zaproszenie dla Rosjanina zostało cofnięte.

Ale Zachar Prilepin nic sobie z tego nie robi. Z premedytacją szermuje skandalizującymi wypowiedziami. Zależy mu na tym, żeby w oczach zwolenników zachodnich liberalnych wartości był postrzegany jako łobuz – zarówno w Rosji, jak i poza nią. I temu służy choćby głoszony przez niego rewizjonizm historyczny.

Prilepin stara się wybielać epokę sowiecką. Ów zabieg szokuje zwłaszcza w odniesieniu do stalinizmu, którego zbrodnie – przynajmniej te popełnione na narodzie rosyjskim – zostały oficjalnie w historiografii rosyjskiej potępione. Na przykład pisarz podważa wiarygodność powieści Aleksandra Sołżenicyna „Archipelag GUŁag” jako ważnego historycznego świadectwa dotyczącego sowieckiej totalitarnej struktury zniewolenia i przemocy. Utwór ten szyderczo przyrównał on do „ludowej mitologii o wampirach”.

Można byłoby więc Zachara Prilepina potraktować jako mało znaczącego politycznie ekscentryka, gdyby nie to, że narodowy bolszewizm – obok eurazjanizmu (czy też raczej neoeurazjanizmu, którego głównym teoretykiem jest Aleksander Dugin, szczegóły w tekście „Cień Aleksandra Newskiego”) – stanowi ideową podstawę wojny Rosji przeciw Ukrainie. To intrygujące, jak antyzachodnie radykalne idee skolonizowały mentalnie tych polityków rosyjskich, którzy niegdyś uprawiali reset z Zachodem, więc chcieli wówczas z nim dealować, a nie się konfrontować (choć rzecz jasna ponad głowami Polaków i innych narodów „nowej” Europy).

Czym zatem jest narodowy bolszewizm? Sama nazwa tego nurtu ideowego kojarzy się z narodowym socjalizmem. A owo skojarzenie ulega wzmocnieniu, gdy się spojrzy na symbolikę rosyjskiego ruchu narodowo-bolszewickiego. Flaga nacboli jest taka sama, jak III Rzeszy, tyle że zamiast swastyki widnieje na niej sierp i młot.

Wbrew pozorom jednak narodowy bolszewizm historycznie rzecz biorąc stał w opozycji do nazizmu. Ale żeby to wyjaśnić, trzeba przybliżyć nieco sylwetkę niemieckiego polityka i publicysty Ernsta Niekischa. To on narodowemu bolszewizmowi nadał zręby ideowe.

Niekisch działał politycznie w pierwszej połowie XX wieku. W okresie międzywojennym należał początkowo do Socjaldemokratycznej Partii Niemiec. Później jednak jego myśl polityczna ewoluowała w kierunku pruskiego nacjonalizmu.

W czasie republiki weimarskiej Ernst Niekisch był jej gorącym antagonistą. Do traktatu wersalskiego odnosił się negatywnie. Był w gronie tych swoich rodaków, którzy uważali, że Niemcy zostały przez zwycięzców pierwszej wojny światowej poniżone, więc powinny wstać z kolan. A swoje koncepcje polityczne opierał na historiozofii.

Oto jej założenia: przekleństwem Niemiec jest dziedzictwo nadreńskiego, karolińskiego średniowiecza jako to, co stanowi ich łącznik z Zachodem. Tymczasem powinny one podążać własną ścieżką – oprzeć się na tożsamości pruskiej i zawrzeć sojusz ze Związkiem Sowieckim – bazujący nie tylko na geopolityce, ale i czynnikach cywilizacyjnych. A atutem tego nowego podmiotu ma być rasowa synteza germańsko-słowiańska.

Przy czym wizja ta nie wykluczała, że w ramach bloku niemiecko-sowieckiego dojdzie do konfliktu. Niemcy i ZSRR mogłyby się skłócić o to, w czyim posiadaniu będzie Polska.

Związek Sowiecki był przedmiotem fascynacji Niekischa – ale nie jako komunistyczna ideokracja, lecz odrębny względem Zachodu projekt cywilizacyjny będący alternatywą dla liberalnej, kapitalistycznej rzeczywistości. Stąd interpretacja bolszewizmu jako zjawiska rdzennie rosyjskiego – innego niż marksizm w wersji zachodniej z jego tak zwanym internacjonalizmem proletariackim. Ernstowi Niekischowi imponował rozwój sowieckiego przemysłu. Co ciekawe, po pobycie w Moskwie w latach 30. niemiecki polityk nie żywił złudzeń co do położenia klasy robotniczej w Kraju Rad. Ale był przekonany, że dla mieszkańców ZSRR jest coś ważniejszego niż surowe warunki materialne – to misja zapanowania nad światem.
Liberalnemu indywidualizmowi przeciwstawiał Niekisch sowiecki kolektywizm. Wskazywał, że Zachód został ukształtowany przez dwie „figury imperialne” o korzeniach śródziemnomorskich: „wiekuistego Rzymianina” (uosabiającego chrześcijaństwo) i „wiekuistego Żyda” (uosabiającego kapitalizm). Był przeświadczony, że Niemcy powinny obie odrzucić i wybrać własną tożsamość – „wiekuistego barbarzyńcę” stawiającego na potęgę nowoczesnej techniki i zwróconego ku trzeciej „figurze imperialnej” – sowieckiemu państwu robotniczemu.

Podobne wątki można znaleźć w twórczości słynnego pisarza niemieckiego – Ernsta Jüngera (więcej o nim w tekście „Naziści byli dla niego za mało radykalni. W III Rzeszy udał się na wewnętrzną emigrację”). Skądinąd on i Niekisch, mimo tego, co ich dzieliło, zaliczani są do kręgu niemieckiej Rewolucji Konserwatywnej.

Co zatem różni narodowy bolszewizm od sowieckiego bezprzymiotnikowego bolszewizmu? To – jak sama nazwa wskazuje – postawienie na prymat interesów narodowych nad interesami klasowymi.

Ale – co trzeba mocno podkreślić – od zarania III Rzeszy Ernst Niekisch był zdecydowanym przeciwnikiem Adolfa Hitlera. W roku 1932 przestrzegał przed objęciem przez niego władzy w Niemczech. Widział w przywódcy NSDAP polityka cywilizacyjnie obcego Prusom. Hitler jako przybysz z Austrii był faktycznie cudzoziemcem. Niekischowi chodziło o to, że przyszły wódz III Rzeszy, będąc wrogo nastawionym do komunizmu i ZSRR Austriakiem-katolikiem, w gruncie rzeczy reprezentował antysowiecki Zachód, a tym samym stanowił dla Niemiec niebezpieczeństwo.

Dlatego, gdy powstała III Rzesza, nastały dla Niekischa ciężkie czasy. W roku 1937 został aresztowany, a w 1939 skazano go na dożywocie za – jak orzekł podporządkowany nazistom sąd – zdradę stanu i nielegalną aktywność polityczną. Na wolność wyszedł częściowo sparaliżowany i prawie niewidomy dopiero w roku 1945, po klęsce Niemiec w II wojnie światowej. ODWIEDŹ I POLUB NAS Osiadł wtedy w NRD i został członkiem komunistycznej Niemieckiej Socjalistycznej Partii Jedności. To właśnie Niemiecka Republika Demokratyczna stanowiła dla niego państwo pruskie. Ponoć nawet apelował o to, żeby NRD przemianować na Prusy.

W roku 1953 nastąpił jednak zwrot sytuacji. W Berlinie wybuchło powstanie robotników, które enerdowska władza stłumiła. To był moment, w którym Niekisch przewartościował swój stosunek do państwa wschodnioniemieckiego. Uznał, że stało się ono dyktaturą partyjnych biurokratów, a rewolucyjny żar się z niego ulotnił. I zaczął krytykować rzeczywistość sowiecką z pozycji kontrkulturowego intelektualisty rozprawiającego się z glajchszaltungiem społeczeństw masowych. A rezultatem gorzkiego rozczarowania realnym socjalizmem była przeprowadzka Niekischa do Berlina Zachodniego, gdzie zmarł w roku 1967.

Czy antynazizm tego polityka może być alibi dla narodowego bolszewizmu? Bynajmniej. Przecież na antynazizmie zbudowana jest kremlowska polityka historyczna, która stanowi jedno z ideowych źródeł napaści Rosji na Ukrainę. Pomińmy już inne kwestie: traktowanie niepodległej Polski (jak by nie było reprezentującej „wiekuisty Rzym”) jak „bękarta traktatu wersalskiego” czy to, że teza Niekischa o „wiekuistym Żydzie” – niezależnie od intencji, jakie przyświecały jej autorowi, gdy ją formułował – stanowi paliwo dla antysemitów.

We współczesnej Rosji narodowy bolszewizm to kontrkultura. I prowokacyjne zachowania Zachara Prilepina też tego dowodzą. Problemem jest więc zbliżenie narodowego bolszewizmu do głównego nurtu polityki rosyjskiej. A przy okazji nasuwa się analogia z marszem goszystowskiego pokolenia’68 przez instytucje Zachodu.

– Filip Memches

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP 2023

Zdjęcie główne: Wiec narodowych bolszewików w Sankt Petersburgu w 89. rocznicę rewolucji bolszewickiej 7 listopada 2006. Fot. PAP/EPA /ANATOLY MALTSEV
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?