Jednocześnie „Święto wiosny” było zjawiskiem oryginalnym, w którym manifestowała się rosyjskość jego twórców. Sam Diagilew w wywiadzie, którego w roku 1916 udzielił „The New York Times” oświadczył: „Wszyscy byliśmy rewolucjonistami” i dodał, że walka toczyła się o sztukę rosyjską, a bardzo mało brakowało, że stałby się on „rewolucjonistą w innych dziedzinach niż kolor i muzyka”.
Na marginesie warto zauważyć, że w Baletach Rosyjskich panowały pod pewnymi względami stosunki patologiczne. Diagilew z niektórymi tancerzami – w tym z Wacławem Niżyńskim – utrzymywał relacje homoseksualne. A przecież był zarazem ich menedżerem i protektorem. Niżyński po rozstaniu z Diagilewem i opuszczeniu Baletów Rosyjskich zaczął pisać „Dziennik”, w którym wspominał, że szef traktował go jak swoją własność. Obecnie – w czasach ruchu #metoo – takie wykorzystywanie podwładnych przez przełożonego jawi się jako coś niedopuszczalnego.
W roku 1913 reakcje paryskiej publiczności na „Święto wiosny” były różne. Część widzów baletem się zachwycała, inna część zaś – bulwersowała. I właśnie o negatywnym odbiorze zrobiło się głośno.
Kilka dni po prapremierze spektaklu opublikowany został w dzienniku „Le Figaro” felieton kpiący z występu rosyjskiego zespołu. Autor tekstu Alfred Capus porównał Wacława Niżyńskiego do Attyli – wodza Hunów pustoszących Europę. Balety Rosyjskie zostały przedstawione jako horda barbarzyńców, którzy najechali Paryż, zostali w nim wygwizdani i w swoim nieokrzesaniu nie mogli pojąć, dlaczego ich to spotkało.
Z kolei rok później, już po zamordowaniu arcyksięcia Franciszka Ferdynanda Habsburga w Sarajewie, a więc wtedy, gdy wojna była blisko, Maurice Dupont w tekście na łamach czasopisma „Le Revue Bleue” dzielił się niepokojem, jaki wywołało w nim „Święto wiosny”. Dopatrywał się w balecie nihilizmu. Pisał, że to „dionizyjska orgia wyśniona przez Nietzschego i wywołana jego profetycznym pragnieniem bycia światłem przewodnim wiodącym świat ku śmierci”.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Modris Eksteins w swojej książce skoncentrował się na roli Niemiec jako wielkiego kontestatora w dziejach XX-wiecznego świata. Z wywodów historyka wyłania się teza, że „Święto wiosny” stanowiło zwiastun pierwszej wojny światowej i jej dalekosiężnych rezultatów. Według Eksteinsa, Niemcy w imię modernistycznych ideałów dążyły do zmiany architektury świata – przede wszystkim zburzenia konserwatywnego globalnego porządku, na straży którego stała Wielka Brytania. Dlatego wspierały rebelie w innych krajach. Choćby pomagały nacjonalistom irlandzkim w walce z imperium brytyjskim i zorganizowały transport Włodzimierza Lenina ze Szwajcarii do Rosji, by ten w Piotrogrodzie podżegał do rewolucji.
Jeśli jednak mowa o „Święcie wiosny”, to trzeba się także zastanowić nad tym, jaką rolą w historii XX-wiecznego świata odegrał kraj, z którego przybyła trupa Diagilewa. Biorąc pod uwagę bilans Związku Sowieckiego kwestia ta wydaje się banalna. Ale przecież w tym przypadku chodzi o to, co wykracza poza ideologię komunistyczną i totalitarną praktykę, a nawet poza okres sowiecki w dziejach Rosji.
Po rewolucji bolszewickiej ani Diagilew, ani twórcy „Święta wiosny” nie wrócili do swojej ojczyzny. Zostali na Zachodzie. Jeden z nich jednak w latach 30. zaczął się ubiegać o zamieszkanie w Kraju Rad, choć bezskutecznie. To Nikołaj Roerich (przypomnijmy, malarz ten zaprojektował scenografię „Święta wiosny” i był współautorem jego libretta).