Felietony

Aktor, autorytet, wróg demokratycznej debaty

Na Twitterze odezwały się liczne głosy, że z „faszystami”, czyli prawicą, należy postępować tak, jak to dosadnie ujął artysta. A zatem jego przekaz trafił do emocji żywionych przez niemałą część Polaków.

Do internetu „wyciekło” nagranie wideo słynnego polskiego aktora. Wywołało ono gorące spory w serwisach społecznościowych. Na nagraniu tym wybitny luminarz polskiej kultury zwraca się do swojego małego wnuka z apelem politycznym. Padają mocno niecenzuralne słowa. Z grubsza artysta nawołuje do tego, żeby brutalnie rozprawić się z prawicą (nie tylko polską).

Jej przedstawicieli nazywa „faszystami”. Stwierdza, że z takimi ludźmi nie ma żadnego dialogu, ponieważ podejmowanie z nimi jakiejkolwiek debaty poczytują oni za słabość oponenta, i dlatego jedyny na nich sposób to przemoc.

Człowiek, o którym mowa, jest osobą opiniotwórczą. Uchodzi – z racji na swoje zasługi dla polskiego teatru i polskiej kinematografii – za autorytet. I dlatego nie można przejść obojętnie nad tym, co powiedział.

Gdy obejrzałem wideo, o którym mowa, w pierwszej chwili mnie zmroziło. A to dlatego, że to, co usłyszałem, skojarzyło mi się z seansami nienawiści serwowanymi w rosyjskiej telewizji państwowej po 24 lutego 2022 roku. To właśnie prokremlowscy propagandziści dając upust swoim emocjom (mniejsza o to, czy autentycznym czy wyreżyserowanym), wygłaszają podniesionym tonem oświadczenia, w których komunikują, że z ukraińskimi „nazistami” nie może być żadnych negocjacji i trzeba ich unicestwić.

Wprawdzie wielki polski aktor nie zachęcał do mordowania politycznych przeciwników, niemniej namawianie przez niego do bezwzględnej rozprawy z prawicą, mogłoby przez różnych w gorącej wodzie kąpanych odbiorców zostać zrozumiane opacznie. Tyle że maglowanie tego aspektu jego wypowiedzi to intelektualna łatwizna. Oburzanie się z powodu nasączonych jadem wulgaryzmów jest przecież reakcją banalną.

Tymczasem nagranie, z którym mamy do czynienia, powinno skłonić do rozważań nad kwestiami naprawdę poważnymi, bo dotyczącymi sprzeczności rozdzierających liberalną demokrację. Po wysłuchaniu hejterskiego, ordynarnego monologu sławnego aktora przemknęła mi przez głowę również uwaga, że tak to jest, kiedy artysta o liberalno-progresywnych poglądach weźmie sobie do serca myśl „faszysty” Carla Schmitta. Oczywiście piszę to ironicznie. Niemniej koncepcje Schmitta przywołałem nieprzypadkowo.
Carl Schmitt. Fot. Wikimedia/ http://nationalinterest.org
Zacznijmy od tego, że ich twórca – znany niemiecki prawnik – ma zszarganą reputację. A to dlatego, że od roku 1933 wysługiwał się reżimowi Adolfa Hitlera. Piętnując liberalne rozwiązania ustrojowe i wychwalając dyktatorskie metody rządzenia, dostarczał niemieckim narodowym socjalistom argumentów. Dlatego przylgnęło do niego określenie „koronny jurysta III Rzeszy”.

Schmitt był przekonany, że sednem polityczności jest konflikt. Jako jej podstawowy mechanizm wskazywał rozróżnianie przyjaciela i wroga. Liberalizmowi zarzucał, że próbuje wyzuć polityczność z wszelkich antagonizmów.

W czym – według Schmitta – miałoby się to przejawiać? W fetyszyzacji parlamentarnego rozdyskutowania i konsensusu społecznego. Zabieg ten – twierdził prawnik – służy liberałom do ugłaskania rzeczywistości. Ale i tak w sytuacjach, w których zwolennicy liberalizmu są egzystencjalnie zagrożeni, sięgają oni – za fasadą demokracji i praworządności – po narzędzia, które mają im służyć do przeforsowania swoich racji i interesów, czyli skutecznej konfrontacji z wrogiem.

W rozważaniach Schmitta chodziło o dostrzeżenie tego, że w polityce kluczowe znaczenie mają sytuacje skrajne, graniczne, niestandardowe. W nich nie da się zastosować obowiązującego prawa, ponieważ prawodawca ich nie przewidział. Ale to właśnie w tych sytuacjach ujawnia się horror polityczności. Okazuje się bowiem, że władzy politycznej nie sprawują konstytucje i inne akty prawne, lecz żywi, obdarzeni wolną wolą ludzie, którzy podejmują decyzje. A te – w dramatycznych okolicznościach – bywają bolesnymi niespodziankami. I opcja ideowa nie gra tu roli. Przerażająca dla liberalnych mieszczuchów natura polityczności jest ponad podziałami światopoglądowymi. ODWIEDŹ I POLUB NAS Tak manifestuje się to, co Schmitt pojmował pod pojęciem „suwerenności”. Jak czytamy w jego pracy „Teologia polityczna” (polski przekład – Marek A. Cichocki): „Suwerenny jest ten, kto decyduje o stanie wyjątkowym”. Ale Schmitt bynajmniej nie stawał się tu rzecznikiem bezprawia i zamordyzmu. Traktował bowiem stan wyjątkowy „jako ogólne pojęcie z zakresu nauki o państwie, a nie jako jakieś szczególnego rodzaju rozporządzenie lub jako stan oblężenia”.

Znamienne, że najważniejsze pisma Schmitta dotyczące powyższych zagadnień powstały w latach 20. A jeszcze w roku 1932 współpracował on z ówczesnym kanclerzem Niemiec Kurtem von Schleicherem nad projektem delegalizacji NSDAP. Potem jednak zmienił zdanie i poparł nazistów.

Rzecz w tym, że Schmitt zawsze był legalistą. Stawał po stronie tego obozu politycznego, który aktualnie rządził w jego ojczyźnie. Na kolejnych etapach swojego życia pozostawał wierny kolejno: cesarstwu wilhelmińskiemu, republice weimarskiej, III Rzeszy i wreszcie zachodnioniemieckiej demokracji.

Co łączy współczesną lewicę z faszyzmem?

Dziedzictwo Maja’68 to pochwała pedofilii i porównywanie policji francuskiej do SS.

zobacz więcej
W pewnym sensie można byłoby więc przyjąć, że po prostu okazał się koniunkturalistą. I tak go właśnie potraktowali naziści. Mieli w pamięci, że do pewnego momentu działał on na ich szkodę, a dopiero potem – gdy urośli oni w siłę – dokonał wolty. Dlatego w roku 1936 uznali go za osobę niegodną zaufania (choć doszły do tego też inne czynniki). Tym samym w III Rzeszy Schmitt utracił status prominenta, ale zarazem – co także trzeba odnotować – nie był przez reżim Hitlera represjonowany.

Wracając do wideo słynnego polskiego aktora, w swoim apelu obnażył on – jak mniemam, mimowolnie – sedno polityczności, które agitatorzy liberalizmu starają się przykryć koncyliacyjno-pokojową retoryką. Otwarte nawoływanie do przemocy – nawet jeśli ma ono charakter metaforyczny – jest przecież ilustracją mechanizmu opisywanego przez Schmitta.

Ponadto trzeba zauważyć, że w „bańce” informacyjnej wielkiego aktora jego nagranie nie spotkało się z krytyką. Wręcz przeciwnie, na Twitterze odezwały się liczne głosy, że z „faszystami”, czyli prawicą, należy postępować tak jak to dosadnie ujął artysta. A zatem jego przekaz trafił do emocji żywionych przez niemałą część Polaków.

Zresztą sam „wyciek” był kontrolowany. Wideo trafiło do internetu dzięki poplecznikowi aktora. Jest nim zaś aktywny na Twitterze publicysta – pupil polityka będącego liderem progresywno-liberalnej opozycji w Polsce.

Czy to oznacza, że ci Polacy, którzy zachwycili się nagraniem, godzą się na delegitymizację dyskursu obowiązującego w liberalnej demokracji? Dokładnie tak, i to nawet jeśli nie zdają sobie z tego sprawy. Dlatego teraz opowieści liberałów o tym, że w Polsce trzeba skończyć z awanturnictwem i przywrócić europejskie, cywilizowane standardy debaty, brzmią po prostu niewiarygodnie.

– Filip Memches

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

SDP 2023

Zdjęcie główne: Warszawa, 4 czerwca 2023 Marsz antrządowy. Fot. Marek Lapis / Forum
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?