Gdy Andropow doszedł do władzy, w wyobraźni masowej Zachodu i Wschodu dawały o sobie znać wizje globalnej wojny jądrowej. Wyrazem tego był głośny amerykański film fabularny w gwiazdorskiej obsadzie „Nazajutrz” z roku 1983. Przedstawiał on straszliwe konsekwencje konfrontacji nuklearnej.
Lęki przed zagładą udzieliły się Samancie Smith. Przewijający się w mediach amerykańskich wizerunek Andropowa jako polityka prącego do globalnego konfliktu bardzo ją zaniepokoił – na tyle, że postanowiła do niego napisać list. W korespondencji tej pytała genseka, dlaczego chce podbić świat, a przynajmniej jej ojczyznę. Skierowała też do niego orędzie następującej treści: „Bóg stworzył świat, żeby ludzie żyli razem i się o świat troszczyli, a nie go podbijali. Proszę, zróbmy tak, jak chce Bóg, i każdy będzie szczęśliwy”.
List Samanthy ukazał się w sowieckiej gazecie „Prawda”. Jednak odpowiedzi nadawczyni nie uzyskała.
Nie zrażona tym faktem Amerykanka zwróciła się listownie do ambasadora ZSRR w USA z pytaniem, czy Andropow jej odpowie. W efekcie wiosną roku 1983 przywódca Związku Sowieckiego w końcu się do niej pisemnie odezwał. Andropow zapewniał Samanthę, że ludzie radzieccy – zgodnie z tym, czego, jak twierdził, nauczył ich sam Włodzimierz Lenin – nie chcą żadnego kraju atakować, i że pragną wyłącznie pokoju. Ponadto w liście znalazło się zaproszenie dla adresatki do ZSRR – żeby się mogła naocznie przekonać, iż mieszkańcy Kraju Rad są za międzynarodową przyjaźnią. Jako termin wizyty zostało zaproponowane lato, czyli czas ciepłych, słonecznych wakacji.
I tak Samantha wraz z rodzicami udała się do Związku Sowieckiego. Media sowieckie entuzjastycznie relacjonowały jej podróż po ZSRR w lipcu 1983 roku. Samantha była w Moskwie i Leningradzie. W stolicy Kraju Rad między innymi zwiedziła Mauzoleum Lenina oraz złożyła kwiaty w miejscu pochówku Jurija Gagarina i na Grobie Nieznanego Żołnierza. Publicznie podzieliła się myślą, że wódz rewolucji bolszewickiej jest dla ludzi radzieckich tym, kim dla Amerykanów – George Washinghton.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Ale gwoździem programu okazał się pobyt Samanthy w Arteku. Był to słynny obóz pionierski na Krymie. Zamiast wygodnych warunków hotelowych Samantha wybrała zakwaterowanie z pionierami, aby zasmakować ich trybu życia. Zadbano o to, żeby czuła się swojsko – jej towarzystwo stanowiły osoby ze znajomością języka angielskiego. Artek Samancie bardzo przypadł do gustu, czego ilustracją jest jej zdjęcie w mundurze pionierskim wśród sowieckich rówieśników.
Andropow – stary lis z KGB – wiedział, co robi. Amerykance pokazano sowiecką wersję wiosek potiomkinowskich. Zatroszczono się o to, żeby Samantha była fasadową rzeczywistością zachwycona. W efekcie lansowała ona na Zachodzie pozytywny obraz ZSRR. Mówiła, że w Związku Sowieckim ludzie są tacy sami, jak jej rodacy, i nie chcą wojny.
W USA wizytę Samanthy Smith odebrano różnie. Po powrocie z ZSRR młoda „ambasadorka pokoju” brylowała w amerykańskich mediach. Istotne jednak były głosy krytykujące eskapadę Samanthy. Po prostu wiele osób w USA zdawało sobie sprawę z oczywistości, jaką był propagandowy charakter akcji podjętej przez Sowietów.
Do Samanthy docierały zarzuty, iż stała się narzędziem Kremla. A ona je próbowała odpierać w wywiadach. Stwierdzała bez ogródek: „Uważam, że mnie wykorzystali. Ale jeśli to nawet była propaganda, to była to propaganda dla pokoju”. Słysząc, że w ZSRR nie zobaczyła wszystkiego (w domyśle – tego, czego gospodarze nie chcieli jej pokazać), skomentowała to: „Przyjmując u siebie gości, też bym nie pokazywała im zagraconej, zakurzonej piwnicy”.