– Getto warszawskie pójdzie z dymem. Ale my zginiemy z bronią w ręku. My wypowiemy wojnę Niemcom. To będzie najbardziej beznadziejna wojna w historii – syjonista najwyraźniej powiedział coś, czego nie powinien.
Przywódca Bundu poderwał się, jakby zaskoczony słowami towarzysza. – W rzeczy samej, organizujemy powstanie w getcie. Nie dlatego, że spodziewamy się wygranej. My tę walkę przegramy. Chcemy jednak, aby świat patrzył na nią i odczuwał wyrzuty sumienia, że pozostawił nas samych sobie – mówił.
To był październik 1942 roku: kurier Polskiego Państwa Podziemnego, porucznik Jan Kozielewski, lat 28, po raz trzeci przygotowywał się do wyprawy na Zachód, tym razem aż do Londynu, do polskiego rządu na uchodźstwie. Jako Jan Karski.
„Przed wyjazdem z kraju otrzymałem od delegata rządu polecenie spotkania się z dwoma przywódcami żydowskiego Podziemia, reprezentującymi syjonistów i socjalistów zrzeszonych w Bundzie. Faktycznie, występowali oni w imieniu wszystkich Żydów polskich” – tak w 1944 roku opisywał ten fragment swojej misji Jan Karski w napisanej na polecenie rządu książce „Story od a secret state” wydanej w USA w tym samym roku po angielsku, a także po polsku („Tajne państwo”), norwesku, szwedzku i po francusku. W PRL książka była zakazana, choć nie była nieznana – przywozili ja czasami z Zachodu jacyś ludzie, ale pierwsze wydanie ukazało się dopiero w 1999 roku jako „Tajne państwo”.
W książce młody wtedy Karski utajnił większość nazwisk, dziś wiadomo, że tymi dwoma przywódcami byli Leon Feiner „Berezowski”, prawnik, od 1941 roku reprezentant konspiracyjnego Bundu w kontaktach z Delegaturą Rządu na Kraj oraz – prawdopodobnie – Menachem Kirszenbaum, przewodniczący partii Ogólnych Syjonistów.
Karski, w ramach tych rozmów, był dwukrotnie w getcie warszawskim, został też przemycony do obozu przejściowego w podlubelskiej Izbicy, gdzie w przebraniu – i z dokumentami – ukraińskiego strażnika obserwował przerażający załadunek ludzi do wysypanych wapnem bydlęcych wagonów, którymi jechali do obozu zagłady w Bełżcu. W swojej książce nie pisze, że był to niemiecki obóz zagłady czy niemiecki obóz przejściowy, bo w 1944 roku było to oczywiste.
Kozielewski-Karski był kurierem delegata rządu także dlatego, że miał niezwykłą, fotograficzną pamięć nie tylko do obrazów, ale też do liczb, dat i dokumentów. Kiedy potem w Londynie spotykał się z premierem Władysławem Sikorskim i brytyjskim ministrem Anthony’m Edenem, to nie tyko przedstawiał swój spisany już tam, nad Tamizą, raport, ale też mówił długo i konkretnie.
Książkę napisał jako młody człowiek, jeszcze na gorąco – ponad pół wieku później jako stary już człowiek opowiadał o tych wszystkich wydarzeniach i rozmowach w konspiracyjnej rzeczywistości z nie mniejszym zaangażowaniem i troską o konkret. Nie tylko warto, ale trzeba obejrzeć dokumentalny film z roku 2000, zatytułowany „Śmierć Zygielbojma”, w reżyserii Dżamili Ankiewicz (współproducentem była TVP, a
na portalu vod.tvp.pl znajduje się też kilka filmów poświęconych samemu Janowi Karskiemu). Dowiemy się – ze źródła – jakie wtedy były fakty i rozmowy.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Kiedy Karski dzięki konspiracyjnym kontaktom odwiedza getto warszawskie – jesienią 1942 roku – uderza go brak starych ludzi.
„–Dlaczego prawie nie widać starych ludzi? Są w domach? – pytam.
– Nie widać ich, bo ich…nie ma. Wyjechali do Treblinki, proszę pana. Może są w niebie? Niemcy są praktycznym narodem. Ci co mają jeszcze siłę, są brani do roboty. Inni są mordowani (…) wszyscy stąd odjedziemy, proszę pana. W jedną stronę… – mówił bez jakichkolwiek emocji przewodnik” (Jan Karski, „Tajne państwo”).
Datą graniczną był 22 lipca 1942 roku, kilka miesięcy przed rozmowami i wyjazdem Jana Karskiego. Tego dnia Niemcy rozpoczęli „akcję likwidacyjną” – codzienne wywózki mieszkańców w getta do Obozu Zagłady w Treblince. Do pociągów wsiadali na Umschlagplatz – placu przeładunkowym przy ulicy Stawki, skąd wyruszały transporty do komór gazowych. Teraz stoi tam pomnik, przy którym w 1999 roku modlił się Jan Paweł II.