Lukrowana baśniowość „american dream”. Co David Lynch ma wspólnego z Donaldem Trumpem?
piątek,4 sierpnia 2023
Udostępnij:
W twórczości amerykańskiego reżysera mnóstwo jest elementów przywołujących wizję USA lat 50. i 60. XX wieku. To właśnie ta wizja legła u podstaw tego, co zawarte zostało w haśle „Make America Great Again”. Tylko dla Lyncha jest to uosobieniem amerykańskiego kiczu.
Czy David Lynch ma cokolwiek wspólnego z Donaldem Trumpem? To pytanie wydaje się retoryczne. Twórczość amerykańskiego reżysera bynajmniej z polityką się nie kojarzy. Nie jest on przecież artystą zaangażowanym społecznie. Raczej ma w sobie coś z freaka, który zagłębia się w mroczne zakamarki duszy ludzkiej.
Tymczasem po obejrzeniu filmu dokumentalnego „Lynch/Oz” z roku 2022 można w tej sprawie zmienić zdanie. Polscy widzowie mieli już zresztą szansę zobaczyć tę produkcję. W roku bieżącym film był pokazywany w trakcie 20. festiwalu Docs Against Gravity. Jest jednak powód, żeby tematami podjętymi w tym dokumencie wciąż się zajmować. Dlatego, że w kontekście zbliżających się wyborów prezydenckich w USA „Lynch/Oz” mówi coś bardzo ważnego o tym, co się przyjęło określać mianem „amerykańskiego snu” („american dream”). Ale po kolei.
Autorem produkcji, o której mowa, jest Szwajcar Alexandre O. Philippe. Oddaje on w niej głos siedmiorgu Amerykanom z branży filmowej, zafascynowanym twórczością Lyncha. Ci zaś wskazują to, co ukształtowało wyobraźnię znanego reżysera i co zarazem wpłynęło na nich. Tym czymś jest słynny musical „Czarnoksiężnik z krainy Oz”. Ten czarno-biały obraz z roku 1939 w reżyserii Victora Fleminga rozsławił Judy Garland, której przypadła w nim rola głównej bohaterki – Dorotki Gale.
„Czarnoksiężnik z krainy Oz” jest ekranizacją powieści Lymana Franka Bauma o tym samym tytule. Książka ta uchodzi za kultowe dzieło wielu pokoleń młodych amerykańskich czytelników. Opowiada ona o Dorotce, która wraz ze swoim psem Toto zostaje porwana przez trąbę powietrzną i trafia do fantastycznej krainy Oz. Tam dziewczynka nawiązuje różne przyjaźnie, ale jednak nie jest bezpieczna. Na jej życie czyha Zła Czarownica z Zachodu, która oskarża ją o śmierć swojej siostry – Złej Czarownicy ze Wschodu. Tę bowiem zabił lądujący domek, którym Dorotka i Toto przylecieli do Oz. Dziewczynka zatem poszukuje możliwości powrotu do miejsca, z którego przybyła. I za radą przyjaciół o pomoc postanawia się zwrócić do czarnoksiężnika ze Szmaragdowego Grodu – stolicy Oz. Jest on władcą całej krainy.
Dokument Alexandre’a O. Philippe’a rzuca światło na rozmaite odniesienia do powieści Bauma i musicalu Fleminga, które można znaleźć w twórczości Davida Lyncha. W filmie „Dzikość serca” są to odniesienia wręcz bezpośrednie. Występujące w nim postaci otwartym tekstem odwołują się do przygód Dorotki i Toto. Tyle że w dziełach Lyncha chodzi o coś więcej.
Dla niego kraina Oz ma w sobie coś ze wspomnianego na wstępie „amerykańskiego snu”, w którym, wbrew okalającym go mitom, jednak roi się od rozmaitych koszmarów. Ich archetypem jest właśnie Zła Czarownica ze Wschodu. Straszydła te nawiedzają zwykłych Amerykanów w takich dziełach Lyncha, jak trzy sezony serialu „Miasteczko Twin Peaks” czy filmy „Zagubiona autostrada” i „Mulholland Drive”.
W tym przypadku ujawnia się ciemna strona „amerykańskiego snu”. Ale jest też przecież jego strona jasna, którą Lynch również się zajmuje. Reżyser ją dekonstruuje. Obnaża kiczowatość tego, co w powieści Bauma i musicalu Fleminga jest przedstawione jako lukrowana baśniowość.
I tu dochodzimy do wątku politycznego, który pojawia się w dokumencie Alexandre’a O. Philippe’a, i który warto nieco rozwinąć. Chodzi o to, że w twórczości Lyncha mnóstwo jest elementów przywołujących wizję USA lat 50. i 60. XX wieku. To właśnie ta wizja legła u podstaw tego, co zawarte zostało w haśle „Make America Great Again” (MAGA). Chodzi o slogan, którym podczas swoich prezydenckich kampanii wyborczych szermował Donald Trump. Postaci z dzieł Lyncha to wiodący spokojny tryb życia mieszkańcy amerykańskiej prowincji. A zatem właśnie do takich ludzi Trump adresował swój przekaz.
Kim oni są? To amerykańska klasa średnia, która w ciągu minionego półwiecza padła ofiarą gwałtownych zmian w świecie. Z jednej strony przyświecające jej konserwatywne wartości straciły na znaczeniu, z drugiej zaś – uległa ona pauperyzacji, ponieważ drobnych kapitalistów wyparły z rynków wielkie korporacje. Wszystko to jest skutkiem procesów globalnych, lecz swój początek miały one w USA. Nowolewicowa kontrkultura przejęła rząd dusz, a turbokapitalizm rozsadził gospodarkę opartą na poczuciu indywidualnej własności.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Ale słabość amerykańskiej klasy średniej równa się słabości państwa amerykańskiego. Przecież to ta warstwa społeczna była zawsze jego podporą. I Donald Trump, zdając sobie z tego stanu rzeczy sprawę, przystąpił do gry politycznej. Tyle że dla Davida Lyncha jest on uosobieniem amerykańskiego kiczu, z którego reżyser szydzi.
Do myślenia daje nagranie wideo zamieszczone w dokumencie Alexandre’a O. Philippe’a. To krótka wypowiedź Lyncha z roku 2020, sprzed wyborów prezydenckich. Padają w niej słowa o tym, że Ameryka zostanie niebawem wyzwolona od demonów, które ją ostatnio trapią. Czyżby Lynchowi chodziło o prezydenturę Trumpa? Jeśli tak, to z perspektywy reżysera to, co powiedział, okazało się na początku listopada 2020 roku proroctwem.
Nie można jednak również pominąć faktu, że Judy Garland w roli Dorotki Gale nie jest bynajmniej w USA ikoną protrumpowskiej prawicy, lecz… hołubionych w Hollywood środowisk LGBT. To wśród nich rozwija się zjawisko zwane estetyką campową. Istotą campu jest przewrotna, ironiczna afirmacja kiczu – analogiczna do przegięć, w których lubują się tęczowe subkultury.
I właśnie w kategoriach campowych należy interpretować nawiązania w dziełach Lyncha do musicalu „Czarnoksiężnik z krainy Oz”. Ale okazuje się, że mają one też charakter polityczny. Lynch więc wpisuje się w ten nurt hollywoodzkiej kinematografii, który od czasów wojny wietnamskiej gra na ojkofobicznych idiosynkrazjach lewicowo-liberalnych amerykańskich elit.
Zdjęcie główne: Amerykański reżyser David Lynch oraz były prezydent USA i być może kandydat Republikanów do Białego Domu w wyborach 2024 Donald Trump. Fot. PAP/EPA, Nina Prommer oraz Michael Reynolds