Nie tylko jednak w Polsce przytoczony fragment wystąpienia Franciszka wywołał zrozumiałe gniewne reakcje. Wypowiedź papieża spotkała się z krytycznymi komentarzami choćby wśród niektórych niemieckich intelektualistów. Padły między innymi zarzuty, że Franciszek nie ma pojęcia o znaczeniu Piotra I i Katarzyny II dla rosyjskiej samoświadomości imperialnej.
Z oczywistych względów jednak szczególnie na uwagę zasługuje stanowisko arcybiskupa Światosława Szewczuka, zwierzchnika Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego. Przypomnijmy, że na przestrzeni dziejów to właśnie członkowie tej, uznającej prymat papiestwa wspólnoty wyznaniowej byli prześladowani wpierw przez carat, a potem przez Sowietów. Arcybiskup Szewczuk nie zostawił suchej nitki na słowach Franciszka, któremu bądź co bądź podlega. Oświadczył wprost, że mogą one zostać odebrane jako głos poparcia biskupa Rzymu dla rosyjskiej agresywnej polityki wobec Ukrainy.
Nic zatem dziwnego, że do dezaprobaty, z jaką spotkała się w świecie wypowiedź papieża, odniósł się rzecznik Stolicy Apostolskiej Matteo Bruni. Napisał on, że Franciszek „zamierzał zachęcić młodych ludzi do zachowania i promowania wszystkiego, co pozytywne w wielkim rosyjskim dziedzictwie kulturowym i duchowym, a na pewno nie do wychwalania imperialistycznej logiki”.
Niestety, takie mętne i naciągane wyjaśnienie jest nieprzekonujące. Cóż, mleko się rozlało. Papież po raz kolejny dostarczył argumentu na rzecz tezy, że sprzyja – choćby i mimowolnie – Kremlowi. Tyle że w tym przypadku – i to jest zastanawiające – Franciszek poniekąd zaprzeczył swojej dotychczasowej linii światopoglądowej. Ale po kolei.
Przede wszystkim trzeba odnotować, że Watykan nie tylko zajmuje się ewangelizacją świata, ale i – jako państwo – prowadzi politykę zagraniczną. A to nieuchronnie oznacza wikłanie się w grę wielkich interesów. Na przykład w przeszłości Stolica Apostolska stawała w Europie po stronie arystokratycznych elit przeciw siłom rewolucyjnym. W efekcie potępiała XIX-wieczne polskie zrywy niepodległościowe. Tyle że – co trzeba zaznaczyć w kontekście wojny na Ukrainie – dla katolików papiestwo powinno być autorytetem w kwestiach doktryny wiary, a nie na polu układania sobie przez Watykan stosunków międzynarodowych.
Nie jest żadnym odkryciem stwierdzenie, że na politykę zagraniczną Stolicy Apostolskiej za pontyfikatu Franciszka wpływ ma to, że papież jest z Ameryki Łacińskiej. Przyjmuje on perspektywę, z której Rosja jawi się jako państwo stawiające opór hegemonii USA w świecie. Mamy tu do czynienia z dyskursem wymierzonym w zachodni kolonializm. W czasach zimnej wojny ów dyskurs przyświecał w wielu krajach lewicy (nie tylko komunistom), która przychylnie zapatrywała się na pomoc udzielaną przez ZSRR „narodowowyzwoleńczym” partyzantkom Trzeciego Świata, walczącym z władzą kolonialną mocarstw zachodnich.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Ale to, jak się Franciszek zapatruje na stosunki międzynarodowe, to nie wszystko. Zastanawiając się nad orędziem papieża do rosyjskiej młodzieży katolickiej trzeba też wziąć pod uwagę poglądy biskupa Rzymu dotyczące filozofii człowieka. Franciszek od początku swojego pontyfikatu porusza problemy, które podejmowane są na gruncie ekologizmu (można tu wymienić encyklikę „Laudato si’” z roku 2015). Kontestuje antropocentryczną, oświeceniową wizję rzeczywistości, a co za tym idzie – kapitalizm jako wytwór, zbudowanej na racjonalizmie, cywilizacji zachodniej. Stąd się bierze jego respekt dla religijności ludów pogańskich, które czczą bóstwa przyrody (jak choćby dla andyjskiego kultu Pachamamy).
Tyle, że słowa papieża skierowane do młodych rosyjskich katolików są manifestacją czegoś, co koliduje z antyoświeceniowym paradygmatem. I Piotr I, i Katarzyna II nie mieli nic wspólnego z hołubionymi przez Franciszka „szlachetnymi dzikusami”. Monarchowie ci chcieli zaimplementować w Rosji brutalną nowoczesność (w tym sensie byli postępowi), a źródłem know how miał być dla nich Zachód. Oświecenie im imponowało – także jako filozoficzna legitymacja dla kolonialistycznej polityki białego człowieka. Miejsce państwa, na czele którego stali, widzieli w Europie. Z kolonializmem mocarstw zachodnich zatem nie walczyli. Wręcz odwrotnie, sami byli przez poczwienników, słowianofilów, eurazjanistów – a więc przedstawicieli „patriotycznych” nurtów myśli rosyjskiej – oskarżani o to, że Rosję wydali na pastwę Zachodu (więcej o tym w tekście
„Ojciec rosyjskiej mocarstwowości. Wprowadził Rosję na europejskie salony”).
I właśnie przede wszystkim z tej przyczyny orędzie papieża do rosyjskiej młodzieży katolickiej jest zdumiewające. Inna rzecz, że w słowach Franciszka pobrzmiewa po prostu snobistyczny ton charakteryzujący rozmaitych zachodnich pięknoduchów, dla których elementem savoir-vivre’u jest entuzjazmowanie się „wielką” kulturą rosyjską. Kto nie pada na kolana przed wierszami Aleksandra Puszkina czy spektaklami baletowymi Teatru Bolszoj, tego ci ludzie uważają za barbarzyńcę. Swoją drogą owa ich dystynktywna postawa to coś, z czego Kreml zawsze czynił propagandowy użytek.
– Filip Memches
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy