Na temat trudnych doświadczeń Mochnackiego w latach 20. XIX wieku, trwają dyskusje do dziś. Jego zachowania z tamtego okresu można różnie interpretować – także jako przejaw kiełkującego makiawelizmu. Młodzian, jakim był wówczas Mochnacki, przecież w jakimś sensie ograł swoich prześladowców. I to, co mu później przyświecało, to była właśnie chęć ogrania potęg, które stały na przeszkodzie polskim dążeniom niepodległościowym.
Mochnacki dążył do restauracji polskiej monarchii. Był przekonany, że wiodącą pozycję w niepodległej Polsce powinna zachować szlachta, a jej misją jako elity narodu będzie demokratyzacja Polaków. W tekście „O rewolucji społecznej w Polsce” kreślił wizję, w której Polska jest „wybrukowana herbami”.
Łączył dyskursy, które w powszechnym mniemaniu stoją ze sobą w sprzeczności. Był bowiem realistą politycznym i jednocześnie – jak już zostało powiedziane – romantykiem.
Jeśli chodzi o romantyzm, to Mochnacki odrzucał cechujące ten nurt kultury uniesienia i egzaltacje. Był przeciwnikiem romantycznego umoralniania polityki. Ją bowiem postrzegał jako pole konfliktu kolidujących ze sobą interesów, a nie ścierania się ludzi dobrych z ludźmi złymi. W romantyzmie widział narodowy idiom, który może być wyrazem czucia i woli Polaków, a więc tego, co stanowi o polskiej narodowej podmiotowości. Mochnackiemu chodziło o to, żeby Polacy uznali się – jak to sformułował w tekście „Detronizacja Mikołaja” – „w nierozdzielnym jestestwie całego narodu”. Romantyzm miał być czynnikiem duchowej konsolidacji Polaków, a zarazem ich kulturowej emancypacji.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Natomiast co do realizmu politycznego XIX-wiecznego myśliciela, to trafnie scharakteryzował tę jego dystynkcję intelektualną Bronisław Łagowski w znakomitej książce „Filozofia polityczna Maurycego Mochnackiego” z roku 1981 (w roku 2023 pozycję tę wznowił Ośrodek Myśli Politycznej). Tu warto poczynić dygresję: autor – filozof i publicysta – w czasach PRL był członkiem PZPR. Ale opowiadając się za władzą partii komunistycznej odwoływał się – co dziś brzmi zaskakująco – nie do marksizmu-leninizmu, lecz do konserwatywnych argumentów na rzecz silnego państwa.
W książce Łagowskiego o Mochnackim czytamy między innymi: „Rozważając politykę wyłącznie jako dziedzinę środka, a więc biorąc ją w wymiarze rzeczywistości, a nie powinności, musimy stwierdzić, że podlega ona, jak wszelka rzeczywistość, prawu przyczynowości, co znaczy, że zdolność wywoływania skutków posiada tu wyłącznie siła. Dodajmy: oraz wszystko to, co potrafi przekształcić się w siłę. Żadna racja – moralna czy jakakolwiek inna – nie może przezwyciężyć przyczynowości ani choćby wejść z nią w kontakt. Oto truizm, na który wszyscy się godzą, a którego implikacje uznają tylko makiaweliści”.
Przy czym, zdaniem Łagowskiego, Mochnacki nie był czcicielem siły dla niej samej. Traktował ją jako kluczowe narzędzie tego, co uważał za priorytet, czyli wybijania się Polaków na niepodległość. Ale piętnując pięknoduchowskie moralizowanie w polityce optował za tym, żeby dla dobra narodu nie wahać się sięgać po środki nadzwyczajne – choćby i po rządy dyktatorskie.