To, co uprawia Migalski, można interpretować jako prymitywny nominalizm. Ów rzeczownik oznacza nurt filozofii, który ukształtował się na przełomie XIII i XIV stulecia, i położył podwaliny pod procesy sekularyzacyjne w nowożytnej Europie. Założenia nominalizmu są następujące: pojęcia ogólne (takie jak „człowiek”, „zwierzę”, „roślina”) są wyłącznie wytworami umysłu. Dotyczą one zatem czegoś, co nie istnieje obiektywnie, ponieważ obiektywnie istnieją jedynie konkrety, które się poznaje zmysłami.
Nic zatem dziwnego, że z perspektywy nominalistów terminy teologiczne (czyli „Bóg”, „szatan”, „anioły”, „demony” i inne) mogą się jawić jako śmieszna abstrakcja. Ale nie tylko one. Marek Migalski postawił niegdyś tezę, że bytami urojonymi są narody (poświęcił temu zagadnieniu nawet książkę).
Można byłoby zatem na tej konstatacji poprzestać i Ryszardowi Koziołkowi okazać aplauz za to, w jaki sposób rozprawił się z prostackim atakiem na teologię. Tyle że na dłuższą metę stanowisko rektora UŚ nie musi wcale być tej dziedzinie nauki przyjazne.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Znamienne jest to, co Koziołek napisał na końcu odpowiedzi udzielonej Migalskiemu. Rektor katowickiej uczelni wyraził nadzieję na przesunięcie refleksji teologicznej na uniwersytecie „poza normę i dogmat, w stronę otwartej refleksji nad kondycją człowieka”. I przytoczył słowa słoweńskiego lewicowego myśliciela Slavoja Žižka: „autentyczne chrześcijańskie dziedzictwo jest bowiem zbyt cenne, by pozostawić je fundamentalistycznym dziwakom”.
A zatem nasuwa się wniosek, że opcja, którą wybrał Ryszard Koziołek, ma prowadzić do swojego rodzaju neutralizacji teologii. Jeśli bowiem i rektorowi Uniwersytetu Śląskiego, i Žižkowi, chodzi o to, żeby dyscyplina ta nie została zawłaszczona przez osoby wyznające teorię płaskiej Ziemi oraz podobne kurioza, to mają oni rację. Obawiam się jednak, że w tym przypadku epitet „fundamentalistyczni dziwacy” (bo jest to przecież epitet) obejmuje znacznie szersze grono.