Nowoczesny sprzęt nie jest już wyznacznikiem luksusu. Jego rola w codziennym życiu uległa dewaluacji. I, choć trudno jest, zwłaszcza mając dzieci, obejść się bez pralki, nie stanowi ona wartości, którą jak rodzinny kapitał wnosi się do związku. To, że owa pralka dziś działa, nie gwarantuje przecież, że będzie sprawna jutro. Kiedy się zepsuje najczęściej słyszymy, że naprawa nie jest opłacalna. Lepiej kupić nową…
A ja znam prawdziwego szczęściarza, który wciąż posiada działającą Franię. I zapewne nie jest odosobnionym przypadkiem, ponieważ kiedyś zbiorniki w pralkach były emaliowane. Później wykonywano je ze stali odpornej na korozję, tzw. inoxu (
inoxydable, co dosłownie oznacza „nieutleniający się”). Osadzenia w takim urządzeniu robiono z żeliwa, o czym dziś w taniej technologii plastikowych chwilówek, można tylko pomarzyć. Zdarzały się przypadki przebicia bębna przez kilkugroszową monetę zostawioną w kieszeni ubrania.
Chciałoby się zapytać: a gdzie instytucja kontroli jakości produktu? W szarym, groteskowym PRL-u taką pralkę słusznie okrzyknięto by mianem bubla. Tymczasem w świecie podwyższonej troski o klimat nadal tylko dyskutuje się o krótkiej żywotności sprzętu, ale nikt nie ma odwagi rzucić rękawicy korporacjom odpowiedzialnym za zaśmiecanie Ziemi. Gdyby musiały one płacić odszkodowania klimatyczne do budżetów państw, które otworzyły swoje rynki na ich krótkotrwałe produkty, asortyment stałby się zapewne trwalszy.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Bo to, że zasady handlu określa zwykła ludzka chciwość, było jasne już ponad 100 lat temu. Do niechlubnej historii przeszedł słynny kartel Phoebus (jego członkami były tak znane firmy jak: Osram, Philips czy General Electric), który w latach 1925 - 1939 celowo skracał żywotność swoich wyrobów, by zmusić konsumentów do częstszych zakupów. I choć korporacja nigdy nie przyznała się do nieetycznych działań, to wiadomo, że firmy, które produkowały trwalsze żarówki, były karane przez Phoebusa wysokimi grzywnami.
Współcześnie ten mechanizm wciąż trzyma się mocno, co stanowi tajemnicę poliszynela. Nie kłóci się także z narracją ekologów o tzw. kryzysie klimatycznym – zjawisku, za które winę ponosi oczywiście zawsze konsument.
Za krótką żywotność rzeczy odpowiada też powszechne wyparcie systemów mechanicznych przez elektroniczne. Chociaż sprzęt potrafi dziś znacznie więcej niż kiedyś, nie przybliża nas do doskonałego świata znanego z literatury futurystycznej. Nasze inteligentne akcesoria nie dość, że nie są tanie, to jeszcze daleko im do długowieczności. Jeśli nawet któreś oprze się mechanicznemu zniszczeniu, po pewnym czasie nie uruchomimy go, bo nie będzie już aktualnego oprogramowania.