Po godzinach

Dlaczego Polacy kochają, gdy na filmach gadają

Mija sześćdziesiąt lat od powstania Telewizji Polskiej, a głos lektora telewizyjnego nieprzerwanie gości w polskich domach. Co dla obcokrajowców może być szokiem, dla nas jest oczywistością. Czy kiedy w pokoikach na wysokim piętrze Pałacu Kultury i Nauki w latach 50. rodziła się polska telewizja, ktoś pomyślał, że lektor może stać się naszą narodową specjalnością?

Nie ma i nie było szkoły dla lektorów. Jak zatem formułowała się ekipa, która od ponad pół wieku opowiada z telewizora filmowe historie? Wbrew pozorom, osoby profesjonalnie uczące się dykcji są w dużej mniejszości.

„Czy mogę przeczytać film?”

Zmarły w tym roku Jan Suzin, legenda telewizji, był architektem. Między innym razem z ojcem – także architektem – rekonstruował kościół garnizonowy przy ulicy Długiej w Warszawie, pracował przy odbudowie zniszczonej w czasie wojny stolicy. Pewnego dnia, miał wówczas 25 lat, nudząc się w pracy, przeczytał w „Expressie Wieczornym”, że szukają kandydatów na telewizyjnych spikerów. Postanowił wziąć udział w eliminacjach. Jak później wspominał, głównie dlatego, że bardzo ciekawiła go sama, raczkująca wtedy w Polsce, telewizja.

Lucjan Szołajski również postanowił spróbować swoich sił i do Telewizji Polskiej wszedł z ulicy. – Spytałem, czy mógłbym na próbę przeczytać film. Odpowiedziano: a, czy pan to kiedykolwiek robił? Jak mogłem robić, przecież nie było telewizji w Polsce, ja nigdy nie czytałem żadnych filmów – mówił w TVP2.

Tomasz Knapik równoległe z czytaniem list dialogowych do filmów, studiował elektronikę na Politechnice Warszawskiej, a później przez 30 lat wykładał na tej uczelni. W rozmowie z tvp.info przyznał, że gdyby nie został lektorem, pewnie teraz byłby już profesorem zwyczajnym i członkiem Państwowej Akademii Nauk.

A jak rozpoczęła się jego przygoda z telewizją? – Najpierw było radio. Na jednej z lekcji polskiego w szkole średniej zajęcia prowadziła studentka polonistyki, która, okazało się po chwili, była sekretarzem redakcji w rozgłośni harcerskiej. Wyciągnęła mnie do tablicy i tak spodobał jej się mój głos, że zaproponowała pracę. Później było Polskie Radio, a stamtąd już był tylko krok do TVP – wspomina.

Janusz Szydłowski i Stanisław Olejniczak byli nauczycielami, odpowiednio fizyki i języka rosyjskiego. Ten pierwszy w rozmowie z tvp.info powiedział, że jego marzeniem była praca realizatora dźwięku. Przyszedł nawet na rozmowę do Polskiego Radia, ale kiedy usłyszano jego głos, skierowano go do czytania materiałów filmowych. Olejniczak podczas pracy w szkole prowadził uroczystości i zabawy dla dzieci. Do radia zgłosił się, żeby spróbować swoich sił, przyjęto go.

Na pierwszy ogień z Eastwoodem

Początki pracy w Telewizji Polskiej były dla lektorów trudne, ale wciągające i to bez znaczenia, w jakim czasie zaczynali i skąd do TVP trafiali.

– Kiedy powstawały nowe „Wiadomości” w Telewizji Polskiej, dawny „Dziennik” zamieniał się w „Wiadomości”, zostałem skierowany przez swojego ówczesnego szefa emisji radiowej do czytania materiałów filmowych w „Wiadomościach”. Chwilę później zająłem się również filmami fabularnymi – wspomina Olejniczak w filmie dokumentalnym „Zawód Lektor”.

Janusz Szydłowski też trafił do telewizji z radia, ale nieco wcześniej, bo pod koniec lat 70. – Na początku nie czytałem filmów dla telewidzów, tylko dla cenzora. Była wtedy taka instytucja, cenzor musiał najpierw zobaczyć materiał, a dopiero wtedy zgadzał się lub nie na puszczenie go na antenie. Po kilku tak przeczytanych materiałach, zaproszono mnie jednak na antenę. Z tego co pamiętam, pierwszym moim obrazem był film z Clintem Eastwoodem, który jako żołnierz podczas wojny secesyjnej zostaje ranny i trafia pod opiekę grupy kobiet – opowiada Szydłowski.
Lucjan Szołajski (fot. TVP)
Lektorami, którzy w latach 50. przecierali szlaki w TVP byli Jan Suzin, Lucjan Szołajski, a później Tomasz Knapik. „Pierwszym filmem była „Ziemia” Ołeksandra Dowżenki. Popełniłem fatalny błąd, bo wydawało mi się, że trzeba te napisy podgrywać. Nic błędniejszego! W ten sposób nawet najlepszy film jest nie do zniesienia. Na drugi dzień odebrałem zasłużoną rugę i potem wszystko poszło już gładko” – mówił Suzin w 2002 roku w wywiadzie dla „Gazety Telewizyjnej”.

– Pierwsze filmy czytałem, kiedy siedziba TVP mieściła się jeszcze w Pałacu Kultury i Nauki. Nie było nas wtedy dużo, był Lucjan Szołajski, Jan Suzin, no może ktoś jeszcze – opowiada Knapik.

„Pan jest ze wsi nie z Warszawy”

Knapik dodaje, że romantyzm zawodu zanikł, odkąd przestało się czytać filmy na żywo. – Czytało się wieczorem, a kiedy z rana puszczana była powtórka, to trzeba było przyjść i cały film przeczytać od początku. I była wtedy inna adrenalina, bo choć rzadko, to zdarzały się wpadki – wspomina.

Czasami takie wpadki mogły powodować niebezpieczne dla lektora reperkusje. – Największy stres przeżyłem, kiedy czytałem jakiś film rumuński. W tekście, który dostaje lektor, z jednej strony zapisana jest osoba, która akurat wypowiada kwestię, a po drugiej dialog. Akurat miałem wynotowane, że będzie jakiś napis, więc patrzę na prawo i czytam „do wynajęcia”. Na obrazie pojawił się grób rumuńskiego decydenta, a dopiero po chwili dom, który miał do tego wynajęcia być. Z koleżanką, która realizowała nagranie czekaliśmy więc na najgorsze. Prezesem TVP był wtedy Maciej Szczepański, nie z przypadku nazwany „krwawym Maciusiem”. Myślę: no tak, jak ambasador Rumunii zadzwoni do kogoś partii, a ten do prezesa to leżymy. Na szczęście nie było odzewu – opowiada Knapik.

Wpadki przydarzały się nie tylko w filmach fabularnych. – Czytając wiadomości do Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego, ktoś w pośpiechu podyktował maszynistce, że jakiś wypadek wydarzył się na rogu Marszałkowskiej i Nowego Światu. Natychmiast urwały się telefony, że muszę być ze wsi skoro nie wiem, że są to równoległe ulice. A ja przecież jestem rodowitym warszawiakiem – wspomina lektor.

Szybko dorzuca kolejne: – Innym kolegom też różne wpadki się przydarzały. Ktoś przeczytał „artystyczne”, zamiast „autystyczne”dzieci” albo „Marsz Mołotowa” zamiast „Mokotowa”. Najbardziej utkwiła mi w pamięci jednak inna historia, kiedy w jednym z wydań Kuriera pozostawało mało czasu i jeden z materiałów spadł z anteny. Lektor nie został poinformowany, więc myślał, że puszczany jest ten o niewidomych dzieciach z Lasek. Czytał: „Popatrzmy na te smutne twarzyczki”, a na obrazie zebranie gremium partyjnego.
Tomasz Knapik (fot. TVP)
„Ona se skurvila”

Coraz to nowsze technologie wprowadzane do telewizji sprawiają, że już nie tylko nie czyta się filmów na żywo, ale dyskutuje, czy całkowicie z lektorstwa nie zrezygnować, wprowadzając na stałe napisy lub dubbing. Lektor przypominamy to polska specjalność, nigdzie w Europie niepraktykowana.

Na forach internetowych można przeczytać jednoznaczne wpisy: „Z napisami można się napawać muzyką, efektami dźwiękowymi, w miarę normalną wymową. A z lektorem? Oryginalnej ścieżki dźwiękowej prawie nie słychać” – pisze adamsom. A greg dodaje: „Nie ważne, czy bohater krzyczy czy mówi szeptem, lektor zawsze tłumaczy go tak samo, oficjalnie, nie dostosowuje się w ogóle do charakteru wypowiedzi, a to jest bardzo nienormalne i nienaturalne”.

Takie dyskusje co kilka lat wracają, ale telewidzowie jednak ciągle chcą oglądać filmy z lektorem. – Rozmawiałem kiedyś z zaprzyjaźnionym facetem z wypożyczalni. Opowiadał mi, że jakiś pan spytał, czy film jest z lektorem. Kolega odpowiedział, że nie, na to klient: to sam sobie go oglądaj – opowiada Knapik. Dodaje: – Sam jestem lektorem, więc nie będę podcinał gałęzi, na której siedzę, ale widać, że ludziom się to nie znudziło.

Podobne zdanie ma Jacek Szydłowski. – Dla wielu telewidzów pojawiające się napisy są po prostu za szybkie, nie nadążają za ich czytaniem. Sam często mam kłopot, na przykład w filmach Woody’ego Allena, które obfitują w dużą ilość dialogów. Natomiast dubbing jest często absurdalny. Kiedyś w Niemczech oglądałem serial „Columbo” i kwestie niepozornego i nieśmiałego detektywa czytał facet z głosem dwumetrowego boksera. Lektor jest tańszy, a poza tym teraz technika tak poszła do przodu, że niedługo każdy będzie mógł sobie wybrać – mówi w rozmowie z tvp.info Szydłowski.

Częstym argumentem przeciwko lektorom jest niedorzeczne tłumaczenie przekleństw, bo akurat dany film puszczany jest w godzinach przedpołudniowych lub wczesnym wieczorem i nie mogą padać brzydkie słowa. – Jestem zdania, że nie powinno się cenzurować wypowiadanych kwestii. Pamiętam taką śmieszną sytuację, kiedy czytałem film czeski, jakoś przed południem, więc musiał „iść” bez przekleństw. Akurat bohaterem był rogacz, który w pewnym momencie krzyczy: „Ona se skurvila!”, na co ja przeczytałem „Ona nie była mi wierna!”. Zresztą na temat tłumaczonych przekleństw w filmach był nawet skecz kabaretowy z udziałem Macieja Stuhra – wspomina Knapik.
Stanisław Olejniczak (fot. TVP)
Jedyny Polak, który obejrzał wszystkie odcinki „Mody na Sukces”

Powszechność występowania głosów lektorów sprawia, że są utożsamiane z konkretnymi filmami, serialami lub gatunkami filmowymi. Jan Suzin już na zawsze zostanie zapamiętany jako czytacz westernów i serialu „Bonanza”. Ksawerego Jasieńskiego i Krystynę Czubównę wszyscy kojarzą z dokumentów przyrodniczych, a Tomasz Knapik specjalizuje się w filmach sensacyjnych klasy B. Lucjan Szołajski czytał dla milionów „Niewolnicę Izaurę”, natomiast Stanisław Olejniczak to słynne przywitanie „Dziń dybry”, angielskiego policjanta w serialu „Allo Allo” i ponad pięć tysięcy odcinków telenoweli „Moda na Sukces”, którą zaczął czytać we wrześniu 1994 roku. W internecie pojawiają się nawet żarty, że Olejniczak to jedyny Polak, który obejrzał wszystkie odcinki „MnS”.

Nawet głos Dariusza Odiji, aktora filmowego i dubbingowego, stał się kultowy za sprawą legendarnego programu muzycznego „30 ton – lista, lista przebojów”, który puszczany był w Telewizji Polskiej w latach 1995-2006. Słynne powiedzonko prowadzącego program z offu Odiji: „całuski, cukiereczki, ciasteczka”, wypowiadało się przez wiele lat na każdym szkolnym korytarzu.

Głosy lektorów są do tego stopnia popularne, że momentami wprowadzają w osłupienie przypadkowe osoby, kiedy „czytacze” pojawią się w miejscu publicznym.

– Była komunia święta mojego syna i poproszono rodziców o przeczytanie fragmentów teksu liturgicznego. Gdy ja zacząłem czytać, w kościele zapanowała konsternacja i myśl:  Jezus Maria, gdzie tu jest telewizor – opowiadał w programie „Pytanie na Śniadanie” lektor Jacek Brzostyński.

Czasami jednak aparatura studia nagrań modyfikuje głos i lektorów nie poznają najbliżsi. – Mój tata poznał mnie, że czytam „Teleexpress”, dopiero po dwóch latach – opowiadał z okazji jubileuszu programu informacyjnego TVP1 Maciej Szklarz.

Można pić, palić i chodzić na panienki

Co powinien mieć dobry lektor? – Ważna jest podzielność uwagi, przydaje się znajomość języków obcych. Dobra dykcja i barwa są kluczowe, o ile zgadza się także intonacja – tłumaczy Janusz Szydłowski. – Wbrew temu, co się kiedyś mówiło, uważam, że lektor nie może być bezbarwny. Oczywiście nie mogę zagłuszyć, czy przytłaczać sobą treści filmu, ale muszę nadążać za akcją. Coś z aktorstwa na pewno jest potrzebne w tym zawodzie – mówił w filmie „Zawód Lektor” Janusz Brzostyński.

A czy tak jak w pracy aktora i piosenkarza trzeba dbać o swój „warsztat”? – Nigdy nie pielęgnowałem głosu, tak jak niektórzy aktorzy, którzy chodzą owinięci w szaliki i co tydzień stawiają się na wizycie u foniatry. Znakomity reżyser teatralny Aleksander Bardini miał powiedzieć kiedyś, że jak ktoś chce mieć głos, to nie może robić trzech rzeczy na P: pić, palić i chodzić na panienki, a jak ma głos, to wszystko jedno – opowiada Tomasz Knapik. Na potwierdzanie swoich słów dodaje: – Była taka historia z moim starszym kolegą, Jurkiem Rosołowskim, któremu po rzuceniu palenia z dnia na dzień tak wysoko głos podskoczył, że nikt go więcej do czytania filmu nie zatrudnił.

4 października TVP Kultura rozpoczyna emisję serialu „Mad Men” w trzech wersjach: z lektorem, z napisami i w wersji oryginalnej. Widzowie będą mogli sami decydować, którą z wersji wybierają.
Zdjęcie główne: fot
Zobacz więcej
Po godzinach wydanie 17.11.2017 – 24.11.2017
„To była zabawa w śmierć i życie”. Od ćpuna po mistrza świata
Historię Jerzego Górskiego opowiada film „Najlepszy” oraz książka o tym samym tytule.
Po godzinach wydanie 17.11.2017 – 24.11.2017
„Geniusz kreatywności”. Polka obok gwiazd kina, muzyki i mody
Jej prace można podziwiać w muzeach w Paryżu, Nowym Jorku czy Londynie.
Po godzinach wydanie 10.11.2017 – 17.11.2017
Zsyłka, ucieczka i samobójstwo. Tragiczne losy brata Piłsudskiego
Bronisław Piłsudski na Dalekim Wschodzie uważany jest za bohatera narodowego.
Po godzinach wydanie 10.11.2017 – 17.11.2017
„Choćby z diabłem, byle do wolnej Polski”. Pierwszy Ułan II RP
Gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski skupia w sobie losy II RP.
Po godzinach wydanie 3.11.2017 – 10.11.2017
Kobiety – niewolnice, karły – rekwizyty. Szokujący„złoty wiek”
Służba była formą organizacji życia w tej epoce. Każdy kiedyś był sługą, nawet królewski syn.