Ostatnie godziny władzy Janukowycza. „Mychajło, przyjeżdżam dziś wieczorem”
poniedziałek,
5 stycznia 2015
Dokładnie rok temu, gdy w Kijowie jeszcze trwały rozmowy władzy z opozycją, Wiktor Janukowycz w pośpiechu pakował manatki. Razem z nim wyjeżdżali oficerowie Berkutu i najważniejsi urzędnicy w państwie. Bali się, że w stolicy wybuchnie zbrojne powstanie, a oni sami zawisną na okolicznych drzewach. Dlatego, nie mając wyjścia, Janukowycz uciekł – najpierw do Charkowa, a potem pod skrzydła Rosji. Tym, którzy go opuścili, zarzucił zdradę. – Zdradzić na czas to nie zdradzić. To przewidzieć sytuację – ocenia Mychajło Dobkin, były mer Charkowa, gdzie początkowo schronił się obalony prezydent. Przypominamy, jak wyglądały ostatnie godziny władzy Janukowycza według dziennikarzy "New York Times'a".
21 lutego 2014 roku Wiktor Janukowycz podpisał porozumienie z opozycją, które przewidywało m.in. wcześniejsze wybory prezydenckie, powstanie rządu jedności narodowej i powrót do konstytucji z 2004 roku. Choć faktycznie była to kapitulacja władz, Janukowycz miał nadzieję, że zdoła utrzymać władzę jeszcze przez jakiś czas.
Ale podczas gdy prezydent patrzył w oczy swoim politycznym oponentom i z ciężkim sercem składał podpis na dokumentach, jego otoczenie już pakowało manatki. On sam zresztą zrobił ostatecznie to samo: jeszcze tego samego wieczoru opuścił swoją rezydencję na pokładzie helikoptera i uciekł z Kijowa.
Rosja od początku lansowała tezę, że został do tego zmuszony poprzez „faszystów”. Ale niemal rok po tamtych wydarzeniach wciąż pojawiają się pytania, dlaczego upadek Janukowycza nastąpił tak szybko i tak gwałtownie. Według „New York Timesa”, którego dziennikarze rozmawiali z ludźmi z najbliższego otoczenia b. prezydenta, Janukowycz został w rzeczywistości opuszczony przez swoich popleczników, a jego błyskawicznym upadkiem zdziwieni byli wszyscy.
Ze Lwowa jedzie broń
Specsłużby wpadły w panikę także z powodu plotek, rozsiewanych przez samych protestujących na Majdanie, o rzekomych tysiącach sztuk broni przechwyconych kilka dni wcześniej we Lwowie. Broń miała być już w drodze do Kijowa, by uzupełnić arsenał majdanowców. Szef milicji we Lwowie, Dmytro Zagarija przyznał, że w pięciu napadach na posterunki milicji w okręgu lwowskim nieznani sprawcy zrabowali około 1,2 tys. sztuk broni, głównie karabinów Kałasznikowa. Odzyskać udało się tylko około 300 sztuk, choć nigdy nie dowiedziono, że jakikolwiek karabin został użyty w Kijowie.
Pogłoski o rabunku dotarły też do uszu zachodnich dyplomatów, m.in. ambasadora USA w Kijowie Geoffreya R. Pyatta. On sam, gdy Janukowycz siedział na negocjacjach z Sikorskim, spotkał się z Andrijem Parubijem, szefem Samoobrony Majdanu i poprosił go, by nie wpuszczał broni na Majdan. – Powiedzieliśmy mu: nie pozwól, by te kałachy trafiły do Kijowa. Jeśli tak się stanie, sytuacja dramatycznie się zmieni – relacjonuje. Sam Parubij przekonywa ł później, że żadna broń nigdy nie dotarła do Kijowa, ale plotka wydała mu się dobrym straszakiem na władze.
Nie była zresztą konieczna. Otoczenie Janukowycza było przerażone, że starcia na Majdanie przerodzą się w zbrojne powstanie. Około godziny 14, 21 lutego, inny dowódca Berkutu Andrij Tereszczenko, odebrał telefon od wiceministra spraw wewnętrznych, Wikotra Dubowika. Ten kazał mu opuścić miasto. Tereszczenko zebrał swoich ludzi i wsadził ich w autobus do Doniecka. Paszyński szacuje, że łącznie wywiózł z miasta około 5 tysięcy berkutowców, żołnierzy sił MSW i innych służb specjalnych.
„Przyjeżdżam dziś wieczorem”
Gdy milicja opuściła nie tylko budynki rządowe, ale i teren prywatnej rezydencji prezydenta, ten uznał, że na niego czas. – Musiał wyjechać – uważa Mychajło Dobkin, wówczas mer Charkowa, gdzie postanowił schronić się Janukowycz. – Zadzwonił i powiedział: Przyjeżdżam albo dziś wieczorem, albo jutro – opisuje. Jego zdaniem Janukowycz starał się brzmieć tak, jakby to miała być zwykła gospodarska wizyta, a nie ucieczka. – Poprosił nawet , bym wybrał fabryki, które mógłby odwiedzić – dodaje.
Janukowycza powitał na lotnisku w Charkowie w piątek po północy. – Nie wiem, czy rozumiał powagę sytuacji. Sądził, że to przejściowe trudności – twierdzi Dobkin. Według niego, prezydent wciąż wierzył w szanse wynegocjowanego porozumienia.
Ale do Kijowa nigdy nie wrócił. Dzień później, w sobotę 22 lutego, kijowianie wyszli na spokojne i opustoszałe ulice miasta. Świat obiegły zdjęcia zwyczajnych ludzi przechadzających się po prezydenckiej rezydencji, Meżyhyrii. Pierwszy raz od wielu dni miasto odetchnęło. Po berkutowcach nie było śladu.
Kilka godzin później Janukowycz w melancholijnym nagraniu z Charkowa zwrócił się do Ukraińców w telewizyjnym orędziu. Utrzymywał, że nadal jest pełnoprawnym prezydentem i że to jego zdradzono. – To oni są zdrajcami. Ale nie chcę wskazywać żadnych nazwisk. Niech sami się osądzą – powiedział. W Kijowie nikt nie przejął się jego słowami. Dla mieszkańców stolicy był już nikim. I nikt się już z nim nie liczył.