„Choćby z diabłem, byle do wolnej Polski”. Legenda Pierwszego Ułana II RP
piątek,
10 listopada 2017
Birbant i hulaka, a jednocześnie bohater i postać tragiczna, jak cała ojczyzna. Gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski jak w soczewce skupia w sobie losy Polski między odzyskaniem niepodległości 11 listopada 1918 a klęską w 1939 roku. Adiutant marszałka Józefa Piłsudskiego już za życia stał się legendą i symbolem.
Generała i jego syna życie ciężko doświadczało. Nigdy nie poddali się w walce.
zobacz więcej
Wieniawa-Długoszowski to jedna z najbarwniejszych postaci w historii Polski. Niesłusznie został przez wielu zapamiętany tylko jako bon vivant, który wjechał na koniu do warszawskiej restauracji Adria i bohater niezliczonej ilości anegdot. Spektrum jego aktywności było przebogate. Był wojskowym, medykiem, dyplomatą, poetą, dziennikarzem, a nawet przez moment pełnił obowiązki prezydenta RP, gdy internowany był Ignacy Mościcki.
Urodził się 22 lipca 1881 roku w Maksymówce, wsi leżącej obecnie na terenie Ukrainy w szlacheckiej rodzinie mieniącej się herbem Wieniawa. W czasach zaborów wykorzystywał nazwę herbu jako pseudonim konspiracyjny, który z czasem stał się częścią jego nazwiska. Były to czasy, gdy wielu młodych Polaków, w tym jego przyjaciół, wybierało pseudonim „Andrzej” bądź „Kmicic”.
Niepokorna dusza
Od dziecka był niepokorny. Często usuwano go ze szkół, jak wspominał, „ze względu na nieokiełznany od kołyski temperament i niechęć do misteriów greckiej gramatyki”. Co ciekawe, młody Bolek poczuł, że przyda mu się dryl i w przypływie rozwagi wybrał gimnazjum ojców Jezuitów w Chyrowie, z którego zresztą później uciekł.
Maturę zdał eksternistycznie. Zafascynowany nowymi prądami w sztuce wymyślił, że poświęci się karierze artysty. Uległ jednak ojcu i poszedł na studia medyczne na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Lwowskiego. Co godne szacunku, ukończył je z wyróżnieniem.
O bohemie jednak nie zapomniał. We Lwowie obracał się w towarzystwie takich twórców jak Stanisław Wyspiański, Kornel Makuszyński, Jan Kasprowicz, Stanisław Przybyszewski, Leopold Staff czy Tadeusz Miciński. Ironią losu jest fakt, że z tym ostatnim poprzysięgli sobie, że nigdy nie popełnią samobójstw, a obaj właśnie tak – w różnych okolicznościach – zakończyli życie. Wtedy jednak Wieniawa był jeszcze pełnym życia członkiem cyganerii i, rzecz nie do pomyślenia w świetle jego późniejszych dokonań, abstynentem. Przesiadując w kawiarniach ostentacyjnie popijał wodę z soczkiem.
Sowiecka agresja
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości młodej republice szybko zaczęła zagrażać sowiecka Rosja, chcąca wywołać rewolucję w Europie Zachodniej. Po agresji Armii Czerwonej w 1920 roku Długoszowski brał udział w planowaniu działań wojennych i dowodził jednostkami kawalerii. Uczestniczył między innymi w Bitwie Warszawskiej.
W 1921 roku Piłsudski wysłał swojego adiutanta jako attaché do Rumunii gdzie zdobywał szlify dyplomaty. Po powrocie, gdy wódz na pewien czas wycofał się z życia publicznego, został na rok zwolniony ze służby czynnej. Potem ukończył kurs na oficera Sztabu Generalnego.
W wojsku dosłużył się awansu do dowódcę dywizji, choć sam przyznał, że najlepiej czuł się dowodząc mniejszymi jednostkami szwoleżerów. Nie był również zachwycony włączeniem do korpusu generałów. Gdy otrzymał szlify generalskie, na wizytówce kazał napisać: „Generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski, były pułkownik”.
Początki kariery wojskowej Wieniawy i kolejne awanse zbiegły się w czasie z odzyskaniem przez Polskę niepodległości. Dwudziestolecie międzywojenne to już inna karta, na której jego nazwisko zapisało się niemal jako synonim hulaki i bawidamka o ogromnej fantazji i poczuciu humoru.
Bohater licznych anegdot
W barwnych latach 20. i 30. ubiegłego wieku nie było osoby z kręgów władzy, o której byłoby równie głośno z powodów nie związanych z pełnionymi funkcjami. Jego wyczyny najlepiej oddają liczne anegdoty, w większości prawdziwe. Czasem podkolorowane, ale wspaniale oddające ducha tamtych czasów i charakter Wieniawy. Pierwszy Ułan II RP sam chętnie kolekcjonował te opowieści.
Na ojczystej ziemi królował sarmacki koncept kulinarny, który między smakowite dania wkładał żart i nutkę fantazji.
zobacz więcej
Przenieśmy się do Mroczkowa koło Opoczna. Adiutant Piłsudskiego przebywa na dworku u swoich znajomych, państwa Libiszowskich, również herbu Wieniawa. Trwa wieczorny raut nad stawem.
10–letni syn gospodarzy pyta Długoszowskiego, czy spełnia prośby dzieci. „Oczywiście” – pada odpowiedź. „To niech wujek wejdzie dla nas do stawu!”. Wieniawa, w stroju wieczorowym, bez namysłu wykonuje polecenie. Po chwili prosi o możliwość wyjścia na brzeg, bo – jak mówi – garnitur nasiąkł wodą i robi się coraz cięższy. Zgodę uzyskuje.
„Dlaczego wujek to zrobił, ja przecież żartowałem” – pyta zdziwiony maluch. „Dałem ci słowo, że spełnię twoje życzenie. Nie mogłem postąpić inaczej. Zapamiętaj na całe życie, jeżeli dasz komuś słowo, że coś zrobisz, zrób to honorowo, choćby bardzo bolało” – pada odpowiedź ułana.
Hop do akwarium
Znaczna część anegdot ma związek piciem alkoholu i tym, co mężczyźni często robią po pijanemu, czyli przyjmowaniem zakładów. Podczas zakrapianej imprezy w jednym z warszawskich hoteli Wieniawa zakłada się, że wejdzie do olbrzymiego akwarium. Robi to i siedzi w wodzie rozbawiony. Personel wzywa policję. Na widok funkcjonariusza oficer salutuje i oświadcza, że nie może spełnić jego rozkazu i wyjść z akwarium, ponieważ przebywając w wodzie podlega jurysdykcji policji wodnej.
Innym razem zakłada się, że wjedzie na koniu na pierwsze piętro hotelu Bristol. „Skończyły się żarty, zaczęły się schody” – mówi i wjeżdża z ułańską fantazją. Innym razem wjeżdża konno do restauracji Adria. Konie kocha ponad wszystko. W jednym z wierszy zapisuje zgrabnie: „Bo w sercu ułana, gdy je położysz na dłoń, na pierwszym miejscu panna, przed nią tylko koń”.
Pewnego razu Wieniawa robi ze znajomymi, między innymi poetami Janem Lechoniem, Kazimierzem Wierzyńskim, Julianem Tuwimem i Antonim Słonimskim, rundkę po restauracjach. Kończą nad ranem w podrzędnej karczmie u Grubego Joska na Gnojnej. „Patrz Bolek, ile jest na świecie dobrego wina, jaki mają bukiet, kolor, jakie są dobre. Nie rozumiem, dlaczego ludzie piją wódkę” – mówi do niego żona. „Wiesz, co by się działo, gdyby jeszcze wódka miała dobry smak?” – odpowiada żołnierz z filozoficzną zadumą.
Inny bal. Zalotna kobieta flirtuje z Wieniawą i wymienia cechy, jakie musi spełniać jej kochanek. Ma być więc względnie młody, dojrzały emocjonalnie, przystojny, wysportowany, niezależny, dobrze sytuowany, znany i lubiany, męski i mieć interes o długości 30 cm. „Madame, na wszystko się zgadzam. Ale obciąć sobie 10 cm nie pozwolę!” – rzuca filuternie oficer.
Udane polowanie
Kolejny raut, Wieniawa opowiada o sukcesach podczas polowania w Spale. „Wyobraźcie sobie, panowie, młody zagajnik, lekko rozświetlony dopiero co wstającym słońcem, i ją wychodzącą zza drzewa. Łanię. Staje, rozgląda się, ja w tym czasie składam, mierzę i kładę ją od pierwszego strzału. Podchodzę bliżej, biorę za nogi i wciągam na siebie…” – opowieść przerywa boy hotelowy: „Przepraszam, panie pułkowniku, telefon z Belwederu”.
Wieniawa przeprasza i po chwili wraca. „O czym to mówiliśmy?”. „Opowiadał pan pułkownik, że złapał ją za nogi i wciągnął na siebie”. „Właśnie, a potem trzy dni z d… nie schodziłem. Taka była baba!” – opowiada z dumą birbant, a towarzystwo rży ze śmiechu.
Długoszowski otrzymuje delikatne zadanie towarzyszenia małżonce króla Afganistanu Amanulla Chana podczas jego wizyty w Polsce. Zachwycona ułanem królowa daje mu potem w prezencie kosztowną bransoletę. Gdy Wieniawa melduje się potem Marszałkowi, ten prosi, żeby pokazał, co dostał. „Zakuta” – mówi adiutant, wyciągając rękę. „Za kuta? Za co dostałeś to ja wiem, ale pokaż jak wygląda” – śmieje się Piłsudski.
Na „wywczas” najczęściej ruszało się pod namiot, a z biegiem czasu nad morze.
zobacz więcej
Połajanka od Marszałka po tym, jak Wieniawa spóźnił się na pogrzeb króla Jugosławii Aleksandra, a miał reprezentować Polskę. Adiutant staje przed Piłsudskim po cywilnemu, co wywołuje jeszcze większą furię zwierzchnika. „Co to ma znaczyć?!” – krzyczy Piłsudski. „Komendancie, melduję posłusznie, iż wiem, żem ciężko przewinił i powinienem dostać po pysku. A ponieważ bardzo szanuję swój mundur, przybyłem jako cywil. Polski generał nie może dostać po mordzie w mundurze!” – pada odpowiedź. Naczelnik ma ogromną słabość do ułana i go nie karze.
Grosza by nie wziął
Suczka państwa Długoszowskich ma ruję. Ułan znajduje odpowiedniego kandydata i umawia się na wizytę. Zakłada galowy mundur, przypina pelerynę i jedzie pod wskazany adres, otwiera dama i mówi, że usługa kosztuje 200 zł. „Dwieście złotych?” – dziwi się Wieniawa. „Tak, mój piesek jest w doskonałej formie, ponadto jest olimpijczykiem, ma dużo odznaczeń, medali i orderów” – tłumaczy elegancka kobieta. Oficer wypręża się, odsłania połę peleryny i z dumą pokazuje ordery. „Proszę Pani, grosza bym od Pani nie wziął!”.
Kasyno oficerskie. Młody podporucznik dowiaduje się, że trwa konkurs na odgadnięcie wyrazu składającego się z pierwszych liter nazw wypijanych trunków. Oficer staje w szranki, dostaje trzy kieliszki, opróżnia je i mówi: „SOS – Starka, Okowita, Soplica”. Gdy dowiaduje się, że zgadł, pyta o miejsce w rankingu. „Bardzo dobrze, panie poruczniku, ale rekordzistą jest pułkownik Wieniawa z wyrazem »NABUCHODONOZOR«”.
Wieniawa-Długoszowski po przewrocie majowym otrzymuje dowództwo 1 Pułku Szwoleżerów. Piłsudski nakazuje mu dbanie, żeby podkomendni się nie rozpili: „Rozkaz, Komendancie! Na pewno nie będą pić więcej ode mnie!” – deklaruje oficer. „To mnie akurat nie uspokaja” – przyznaje Marszałek.
Drugi oliwa
Inna anegdota pułkowa. Po objęciu dowództwa Długoszowski wzywa adiutanta pułkowego, również oliwę. „Nie możemy obaj prowadzić jednocześnie takiego trybu życia! Rozumiesz? Jak by pułk wyglądał! Dlatego umawiamy się – jeden tydzień ja, jeden tydzień ty! I tak na zmianę!” – wydaje rozkaz. Po kilku miesiącach rotmistrz prosi o zwolnienie z funkcji adiutanta. Zaskoczony oficer pyta o przyczynę. „Melduję, panie pułkowniku, że od pół roku nie mogę doczekać się na swój tydzień!”.
Jak ulica tłumaczy wysłanie Wieniawy w roli ambasadora na placówkę do Rzymu. Jest rok 1938, kolejny raut i ekscesy Wieniawy. Prezydent Mościcki ma dość i mówi: „No i co ja mam zrobić z tym Wieniawą, chyba go poślę do kryminału”. Przygłuchy szef protokołu dyplomatycznego zapisuje „Kwirynał”, jedno z siedmiu wzgórz Rzymu, gdzie mieściła się siedziba króla Włoch.
Autentyczna historia z wyjazdu Wieniawy na placówkę do Rzymu. Tłum żegna uwielbianego oficera na dworcu. Ten w tłumie dostrzega swojego przyjaciela, wybitnego aktora Adolfa Dymszę. „Adolfie, nigdy ci tego nie zapomnę!” – wrzeszczy na cały peron.
Żart ryzykowny pod względem dyplomatycznym, jest bowiem przeróbką telegramu wysłanego przez Adolfa Hitlera do Benito Mussoliniego, który milcząco zgodził się na Anschluss. „Duce, nigdy ci tego nie zapomnę” – napisał Hitler. Jedną z nieoficjalnych misji Wieniawy było konfliktowanie ze sobą Włoch z III Rzeszą.
Zięć Mussoliniego
Trzeba zaznaczyć, że misję wypełnił umiejętnie, częściowo dzięki przyjaźni z szefem włoskiego MSZ hrabią Galeazzo Ciano, zięciem Mussoliniego, również człowiekiem o wielkiej fantazji. Po klęsce Polski w kampanii wrześniowej Włosi pozwolili przejechać przez swoje terytorium zwolnionym z internowania w Rumunii polskim żołnierzom, jadącym do Francji. Osobista decyzja Ciano doprowadziła Niemców do furii.
Warto podkreślić, że Wieniawa swoje obowiązki dyplomatyczne potraktował bardzo serio. Ograniczył picie, podczas rautów upijał gości, a sam często zadowalał się herbatą. Służbę w korpusie dyplomatycznym opisał niezwykle celnie: „W dyplomacji można czasem robić świństwa, ale nigdy głupstw. W kawalerii jest odwrotnie”.
Historia nie pozwoliła Wieniawie spełniać się w ułańskich zabawach. Pierwszy Ułan II RP, jak cała Polska, musiał zmierzyć się z ponowną utratą niepodległości. Dostąpił jeszcze najwyższego zaszczytu, ale jego cena była ogromna. Pośrednio przyczyniła się do jego śmierci.
25 września 1939 roku prezydent Mościcki wyznaczył go na swego następcę na wypadek opróżnienia się urzędu przed zawarciem pokoju. Planował mianować marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego, ale ten był internowany w Rumunii, a koniecznością było zagwarantowanie ciągłości władzy.
Godny następca
Powiadomiony o nominacji Długoszowski, wówczas nadal na placówce w Rzymie, pojechał pociągiem przez Szwajcarię do Paryża, aby objąć urząd. Mimo łatki hulaki, był wbrew pozorom bardzo dobrym kandydatem. Stał się wytrawnym dyplomatą, przyjaźnił się z włoskimi politykami.
Prezydentem jednak nie został. Opór postawiły Francja i Szwajcaria oraz gen. Władysław Sikorski, który nie chciał, żeby kolejnym prezydentem została osoba ze środowiska piłsudczyków. Sikorski nieładnie rył pod rywalem. Rozpuścił nawet plotkę, że Wieniawa przyjechał obejmować prezydenturę pijany. Pod jego wpływem podczas posiedzenia francuskiego rządu padło stwierdzenie, że prezydentem Polski ma zostać jakiś nikomu nieznany generał, alkoholik i straszny hulaka.
Attaché wojskowy przy polskiej ambasadzie w Rzymie, Marian Romeyko przekonywał, że Długoszowski „prezydentował” przez jakieś dwa dni, ale formalnie tak nie było, choć być może przez dzień albo dwa pełnił funkcję prezydenta. Wieniawa postąpił honorowo i zrzekł się nominacji. Po klęsce Francji zgorzkniały wyjechał do Portugalii, a następnie do USA.
Przed II wojną światową polscy inżynierowie stworzyli wyjątkową broń.
zobacz więcej
Zniewolona Polska, odsunięcie od głównego nurtu wydarzeń, brak możliwości walki o ojczyznę sprawiły, że rozgoryczony Wieniawa popadł w depresję. Na emigracji pracował m.in. jako dziennikarz, został redaktorem naczelnym ukazującego się w Detroit „Dziennika Polskiego”. W marcu 1942 roku otrzymał nominację na nic nie znaczące stanowisko posła RP na Kubie. Na Kubę jednak już nie poleciał.
Tajemnicza śmierć
1 lipca 1942 roku 61-letni gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski wyskoczył z tarasu na trzecim piętrze domu, w którym mieszkał w Nowym Jorku przy ulicy Riverside Drive 3. Okoliczności i motywy jego samobójczej śmierci do dziś są owiane tajemnicą i są tematem sporów historyków. Został pochowany w Nowym Jorku. W 1990 jego prochy przeniesiono na Cmentarz Rakowicki w Krakowie.
Osobistego dramatu Wieniawy, splecionego z tragicznymi losami Polski, dopełnia los jego bratanków Andrzeja i Marka Długoszowskich, którzy zginęli w pierwszych dniach Powstania Warszawskiego.
Pierwszy Ułan II RP, jedna z najbarwniejszych postaci swojej epoki, już za życia wystawił sobie pomnik. Stał się symbolem umiłowania Ojczyzny, honoru polskiego oręża i ułańskiej fantazji ze wszystkimi konsekwencjami. „Dzwoniąc szablą od progu idzie piękny Bolek, ulubieniec Cezara i bożyszcze Polek” – spuentował go przyjaciel Antoni Słonimski.
Sam Bolesław Wieniawa-Długoszowski rozliczenia ze swoim życiem dokonał w wierszu „Ułańska jesień”:
„(…) Stchórzyć raz – przed Bogiem – to przecie nie wstyd.
Lecz gdyby mi kazały wyroki ponure
Na ziemi się meldować, by drugi raz żyć,
Chciałbym starą wraz z mundurem wdziać na siebie skórę,
Po dawnemu… wojować… kochać się… i pić”.