Jaka przyszłość czeka Christianię? Wygląda na to, że stopniowo będzie wymierać. Już obowiązuje zakaz osiedlania się nowych mieszkańców. Ci, którzy się ostali, ignorują prawa wprowadzane przez władze i wierzą w nienaruszalność granic, ale czuje się, że ciekawy skądinąd eksperyment społeczny przegrał z wolnym rynkiem.
O wiele bardziej pragmatyczne podejście ma Sealand, przypuszczalnie najsłynniejsza mikronacja. Kraj nie jest tak ładnie położony na zakolu Dunaju jak Liberland, nie ma tak barwnych mieszkańców jak Christiania, ale ma za to zmyślnego władcę Michaela Batesa, który zna się na robieniu pieniędzy.
Sealand to monarchia konstytucyjna, ma własną walutę (dolar sealandzki), wydaje paszporty, znaczki pocztowe. Wszystko brzmi poważnie, ale jest osobliwość. Kraj o powierzchni 550 metrów kwadratowych, którego rzeźby terenu nie wykonał żaden lodowiec, to jedynie platforma na dwóch wieżach wbitych w dno Morza Północnego, leżąca około 11 km od angielskiego miasta Harwich w hrabstwie Suffolk. Można się doń dostać jedynie łodzią lub helikopterem.
Piracka radiostacja
Terytorium Sealandu to wieża przeciwlotnicza Fort Roughs wybudowana w 1942 rok w celu ochrony przed niemieckimi samolotami. Kilka lat po zakończeniu II wojny światowej Brytyjczycy usunęli pozostający personel. W styczniu 1967 roku zajął ją Roy Bates, były oficer, który szukał miejsca, skąd mogłaby nadawać jego piracka radiostacja.
2 września 1967 roku Bates ogłosił platformę niepodległym państwem, powołując się na zapis w prawie międzynarodowym o „ziemi niczyjej” i „porzuconej własności”. Państwo nazwał Księstwem Sealandu, a siebie, skromnie, ogłosił księciem. Potem wprowadził flagę, herb i hymn.