Po godzinach

Księstwo stodoły. Mikronacje od lat grają mocarstwom na nosie

Tendencje separatystyczne Katalonii czy Kraju Basków są jak najbardziej zrozumiałe. Ich mieszkańcy stanowią oddzielny naród, różniący się pod względem kulturowym, czy językowym od Hiszpanów. Na świecie roi się od deklarujących niepodległość państewek, których obywatelami nie kierowały wierność wielowiekowej tradycji walki o wolność, a co najwyżej chęć zrobienia czegoś na przekór, czy dla żartu.

Separatyzm w natarciu. Katalonia zapoczątkuje lawinę?

Niemal 30 regionów na Starym Kontynencie walczy o niepodległość.

zobacz więcej
Mikronacja to fenomen na arenie międzynarodowej. Definiuje się ją jako niewielkie terytorium, które deklaruje lub ogłasza niepodległość, ale jest nieuznawane.

Nie są one elementem międzynarodowej dyplomacji, nikt się nimi nie przejmuje, ale też one same do tego nie aspirują, jak wspomniane Katalonia, Kraj Basków czy Cypr Północny. Co ciekawe właśnie ignorowanie secesji przez państwa, od których się oderwały, jest jednym z głównych czynników, dla których te twory mogą istnieć, stając się lokalnymi osobliwościami i atrakcjami dla turystów.

Jednym z ostatnich mikropaństw, które ogłosiły niepodległość jest Liberland. Powstał w kwietniu 2015 roku na zakolu Dunaju, pomiędzy chorwackim miastem Osijek i serbskim Somborem.

Ziemia niczyja

Ojcami założycielami są czeski liberał Vit Jedlička i jego znajomi. Na ziemi niczyjej (terra nullius), będącej przedmiotem sporu Chorwacji i Serbii, wbili maszt z flagą o ciekawej symbolice – żółty kolor oznacza wolność, niebieski – Dunaj, czarny – bunt wobec systemu.

– Nasze państwo jest podobne do innych mikropaństw jak Liechtenstein czy Monaco. Pragniemy by nasze pod względem rozwoju przypominało Hong Kong. Chodzi nam o dobrobyt mieszkańców – przekonuje prezydent Jedlička.
Liberland powstał na ziemi niczyjej pomiędzy Chorwacją i Serbią (fot. FB/Liberland)

„Nacjonalizm jest zły, gdy przechodzi w fanatyzm”. Hiszpańska autorka bestsellerów o Katalonii

Pisarka Carla Montero w rozmowie z portalem tvp.info.

zobacz więcej
Liberlandczycy poważnie traktują swoją misję. Stworzyli konstytucję, wypuścili znaczki pocztowe. Jak sama nazwa wskazuje, mają bardzo liberalne podejście. Są otwarci na nowych obywateli i każdy może nim zostać, o ile nie jest komunistą, nazistą czy innym ekstremistą. Wszystko zgodnie z zasadą „żyj i pozwól żyć”.

Zainteresowanie jest ogromne. W ciągu kilku pierwszych dni od ogłoszenia niepodległości złożono około ćwierć miliona wniosków. Kandydatów kuszą niskie podatki i wolność, także w wymiarze gospodarczym.

Wojsko – zbędny wydatek

Władze Liberlandu liczą na dobrą wolę obywateli i służby mundurowe są ograniczone do kilku policjantów ochotników. – Liberland, podobnie jak Kostaryka, będzie państwem zdemilitaryzowanym i neutralnym – tłumaczy prezydent, który przekonuje, że formowanie armii jest niepotrzebnym wydatkiem wielu państw.

Jedlička zapewnia, że wszystko odbywa się zgodnie z prawem, Liberland przestrzega bowiem przyjętej w 1933 roku konwencji z Montevideo, która przewiduje, że państwo musi mieć: stałą ludność, suwerenną władzę uznawaną przez obywateli, określone terytorium oddzielone od innych i zdolność wchodzenia w stosunki międzynarodowe.

Nie wszystko się jednak w tym przypadku zgadza. Po pierwsze, żaden uznawany podmiot nie chce nawiązać stosunków międzynarodowych z Liberlandem. Po drugie, jego terytorium nie jest oddzielone od innych państw – nie ma przejścia granicznego z Serbią i Chorwacją. Dodatkowo chorwaccy pogranicznicy wyłapują wszystkich próbujących nielegalnie przedostać się na teren „enklawy wolności”. Aresztowano m.in. samego prezydenta.
Przy wjeździe do Christianii znajduje się znak informujący, że opuszcza się UE (fot. Wiki/Bruno Jargot)
Aresztowanie Jedlički było przedmiotem debaty w chorwackim parlamencie. Ivan Pernar z populistycznej partii Živi zid bronił przywódcę, wskazując, że nie jest on zwykłym imigrantem, tylko przybył, żeby stworzyć kraj. Dowodził, że byłoby to korzystne, gdyż ożywiłoby zaniedbany przez władze centralne region, także pod względem turystycznym.

Ruszą z inwestycjami

Obecnie prezydent Liberlandu jeździ po świecie, przekonując do swojej wizji, ale na poważne rozmowy w ONZ nie może liczyć. Podobnie jak na rozkwit stolicy swojego kraju Liberpolis, która ogranicza się do kilku budynków gospodarczych, choć władze zapewniają, że niedługo rozpoczną się inwestycje za zebrane 10 milionów dolarów.

O ile Liberlandczycy muszą szukać sposobów na stworzenie własnej państwowości, takich problemów, ale i ambicji nie mają mieszkańcy najsłynniejszej mikronacji w Europie – Christianii, czyli skrawka Kopenhagi, która jednak ostatnio gwałtownie traci swój charakter.

„Celem projektu jest stworzenie samostanowiącej się społeczności, gdzie każda jednostka jest odpowiedzialna za siebie, będąc jednocześnie integralną częścią naszej wspólnoty. Jej członkowie zamierzają w tym celu osiągnąć ekonomiczną niezależność. Równie ważnym zamiarem jest utwierdzanie w przekonaniu, że ogólnie pojęta nierówność międzyludzka może zostać poprzez naszą działalność zażegnana” – zapisano w deklaracji Wolnego Miasta Christiania z 24 września 1971 roku.

Pomysł chwycił. Do Christianii zaczęli ściągać zmęczeni konsumpcyjnym życiem Zachodu, m.in. hipisi i anarchiści. Przybysze zakładali własne, szkoły, przedszkola. Stare koszary wojskowe przestał wystarczać. Mieszkańcy potworzyli własne domostwa, fikuśne je przyozdabiając. W szczytowym okresie w osadzie żyło kilka tysięcy ludzi, obecnie jest ich kilkaset.
Marihuana to główny produkt eksportowy Christianii (fot. Pexels)
Azyl narkomanów i prostytutek

Christiania padła ofiarą własnej otwartości. Zaczęli do niej dołączać narkomani i przestępcy, licząc na azyl, a także prostytutki. Nie pomogło opracowanie w 1995 roku swoistej konstytucji, w której zabroniono kraść, korzystać z broni i ciężkich narkotyków.

Powszechna obecność narkotyków sprawiała, że do osady musiały przeniknąć grupy przestępcze. Wprowadzono też m.in. zasadę „no running”, zakazującą biegania, bo, wiadomo, biegają złodzieje i policjanci. Zamiast otwartości i życzliwości jest podejrzliwość i zakaz robienia zdjęć. To pokłosie akcji policji z 2004 roku gdy aresztowano 50 dilerów.

Christiania cieszy się względną tolerancją duńskich władz na obecność w osadzie narkotyków, głównie marihuany. Wasz pokorny sługa odwiedził osadę w marcu i potwierdza, że handel narkotykami to jedyna kwitnąca gałąź jej gospodarki. Owszem funkcjonuje branża turystyczna, ale wśród turystów przeważają nie miłośnicy architektury, lecz odlotu.

Na uliczkach roi się od kramów i sklepików, na których jest rozłożony towar różnego rodzaju i siły działania. Hipisów, pierwotnych mieszkańców Christianii i dotychczasowych monopolistów w handlu, wyrugowały grupy przestępcze składające się przede wszystkim migrantów, którzy opanowali główną gałąź gospodarki.

Typy spod ciemnej gwiazdy

Wydaje się, że Christiania przestała też produkować swoje dobro narodowe. Może są jeszcze plantacje marihuany w niektórych ostałych komunach, ale dominuje pokątny import narkotyków z Danii i ich ponowny eksport (na bramie wejściowej jest znak „Opuszczasz Unię Europejską”). Spedycją zajmują się młodociani członkowie gangów, którzy zaopatrują się w autach zaparkowanych niedaleko granicy, należących do dystrybutorów spod ciemnej gwiazdy.
Sealand w całej okazałości (Wiko/Ryan Lackey)
Jaka przyszłość czeka Christianię? Wygląda na to, że stopniowo będzie wymierać. Już obowiązuje zakaz osiedlania się nowych mieszkańców. Ci, którzy się ostali, ignorują prawa wprowadzane przez władze i wierzą w nienaruszalność granic, ale czuje się, że ciekawy skądinąd eksperyment społeczny przegrał z wolnym rynkiem.

O wiele bardziej pragmatyczne podejście ma Sealand, przypuszczalnie najsłynniejsza mikronacja. Kraj nie jest tak ładnie położony na zakolu Dunaju jak Liberland, nie ma tak barwnych mieszkańców jak Christiania, ale ma za to zmyślnego władcę Michaela Batesa, który zna się na robieniu pieniędzy.

Sealand to monarchia konstytucyjna, ma własną walutę (dolar sealandzki), wydaje paszporty, znaczki pocztowe. Wszystko brzmi poważnie, ale jest osobliwość. Kraj o powierzchni 550 metrów kwadratowych, którego rzeźby terenu nie wykonał żaden lodowiec, to jedynie platforma na dwóch wieżach wbitych w dno Morza Północnego, leżąca około 11 km od angielskiego miasta Harwich w hrabstwie Suffolk. Można się doń dostać jedynie łodzią lub helikopterem.

Piracka radiostacja

Terytorium Sealandu to wieża przeciwlotnicza Fort Roughs wybudowana w 1942 rok w celu ochrony przed niemieckimi samolotami. Kilka lat po zakończeniu II wojny światowej Brytyjczycy usunęli pozostający personel. W styczniu 1967 roku zajął ją Roy Bates, były oficer, który szukał miejsca, skąd mogłaby nadawać jego piracka radiostacja. 2 września 1967 roku Bates ogłosił platformę niepodległym państwem, powołując się na zapis w prawie międzynarodowym o „ziemi niczyjej” i „porzuconej własności”. Państwo nazwał Księstwem Sealandu, a siebie, skromnie, ogłosił księciem. Potem wprowadził flagę, herb i hymn.
Seborga to niezwykle urokliwe miasteczko (fot. Wiki/Jose Antonio)
Choć krótka, historia Sealandu jest niezwykle burzliwa, jak morze, które to państwo otacza. Nie chcąc wychodzić na autokratę, władca ustanowił rząd z premierem, którym został niemiecki prawnik Alexander Achenbach, ale potem go zdymisjonował i wydalił z państwa.

Po kilku latach Achenbach najechał Sealand i przejął władzę, ale książę przy pomocy kilku kumpli odbił swoje dominium. Achenbach, który musiał uciekać jak niepyszny, nie pogodził się z tym i powołał rząd na uchodźctwie. Potem jeszcze zachował się brzydko, próbując wrobić Batesa w przemyt narkotyków.

Złoty interes

Po pożarze w 2006 roku książę wystawił państwo na sprzedaż na 750 mln funtów, ale potem odstąpił od tego. Po kolejnej tragedii narodowej – w 2012 roku zmarł ojciec założyciel – Selaand wyszedł na prostą. Nowym władcą został syn zmarłego Michael, który oparł gospodarkę na udostępnianiu treści internetowych, co okazało się być złotym interesem.

Pieniądze owszem płyną, ale Sealand może zapomnieć o dewizach płynących od turystów. Na to zawsze mogą liczyć mieszkańcy Seborgi, mikronacji, która oddzieliła się od Włoch, co władze w Rzymie ignorują od ponad 60 lat.

Dzieje Seborgi sięgają VIII wieku, była to wówczas wieś należąca do hrabiów Ventimiglii, która od czasu do czasu zmieniała przynależność. W 1729 roku Seborgę kupił Wiktor Amadeusz II, książę Piemontu i król Sardynii, ale mieszkańcy do dziś twierdzą, że transakcja z prawnego punktu widzenia jest nielegalna i włączenie Sardynii do Włoch w 1861 roku nie skutkuje tym samym dla wioski.
W 1954 roku mieszkańcy ogłosili niepodległość państwa o powierzchni 14 km kwadratowych leżącego w Ligurii. W 1963 roku prezes miejscowej spółdzielni ogrodniczej Giorgio Carbone ogłosił się księciem Jerzym I i panował do śmierci w 2009 roku. Zastąpił go książę Marceli I, czyli biznesmen Marcello Menegatto.

Siły zbrojne – jeden wojak

Idea wolności jest niezwykle głęboko zakorzeniona w sercach Seborgian. W 1995 roku przeprowadzili referendum, w którym 304 spośród 308 głosujących poparło uniezależnienie od Włoch. Postawiono także budki na przejściach granicznych i powołano siły zbrojne – Corpo della Guardia – składające się z jednego żołnierza.

Wszystko to może brzmieć niepoważnie, ale niezaprzeczalnym faktem jest, że turyści chętnie odwiedzają tę urokliwą wioskę, właśnie ze względu na to, że ma być oddzielnym państwem. Choć jako oddzielny byt Seborga istnieje tylko teoretycznie, korzyści są jak najbardziej namacalne. Dzięki wpływom z turystyki udało się między innymi wyremontować centrum miejscowości.

Seborga ma zdecydowanie o wiele dłuższe tradycje niepodległościowe niż Filettino, inna mikronacja leżąca na terenie Włoch. Ta powstała 1 stycznia 2012 roku jako wyraz protestu przeciw rządowym planom oszczędnościowym, zakładającym m.in. likwidację gmin liczących mniej niż tysiąc mieszkańców.
Mieszkańcy wioski Wewczani odłączyli się od Macedonii (fot. Wiki/Марио Шаревски - Македонец)
Licząca około 500 mieszkańców osada leżąca w Lacjum ma swojego księcia-regenta – adwokata Carlo Taorminę, w przeszłości członka partii Silvio Berlusconiego, który liczy na pokojowe współistnienie z sąsiadującym państwem. – Polityka w ogóle nas nie interesuje, chcemy tylko dobra naszej wspólnoty i radykalnego rozwoju tego terenu – deklaruje.

Wojna z USA

O wiele bardziej wojowniczy jest władca Ladonii. W 1996 roku artysta Lars Vilks stworzył drewnianą konstrukcję z desek na półwyspie Kullahalvon w Szwecji i ogłosił niepodległość terytorium, na którym się znajduje. Ponieważ zrobił to na terenie rezerwatu, władze próbowały ją zniszczyć, wobec czego Vilks zbudował kamienny minizamek Arx. Gdy próbowano i go zniszczyć przy pomocy młotów pneumatycznych i zabrano obelisk, dobro narodowe Ladonii, władca wypowiedział wojnę Szwecji, USA i San Marino.

Oczywiście Ladonia nie musi się obawiać interwencji, ale taka groźba i to poważna wisi cały czas nad Wewczani. To prawosławna wioska otoczona muzułmańskimi w Macedonii, a wiadomo, że Bałkany nie są nader stabilnym i tolerancyjnym dla mniejszości religijnych regionem. Mieszkańcy Wewczani mają własny herb, flagę, walutę i, co najważniejsze, władze Macedonii o nich zapomniały.

Mikronacji rozsianych po całym świecie jest kilkadziesiąt. Różnią się rozmiarem – Wielkie Księstwo Westarktyki na Antarktydzie ma powierzchnię sześć razy większą od Polski, zaś Kugelmugel na wiedeńskim Praterze to dom w kształcie kuli o średnicy ośmiu metrów. Mają też różną populację, ale łączy je jedno – choć to tylko folklor, stanowi dowód, że jednostki, czy niewielkie społeczności mogą zagrać na nosie większym i silniejszym.
Zdjęcie główne: Prezydent Liberlandu Vit Jedlička został aresztowany za próbę wjazdu do swojego kraju (fot. FB/Liberland)
Zobacz więcej
Po godzinach wydanie 17.11.2017 – 24.11.2017
„To była zabawa w śmierć i życie”. Od ćpuna po mistrza świata
Historię Jerzego Górskiego opowiada film „Najlepszy” oraz książka o tym samym tytule.
Po godzinach wydanie 17.11.2017 – 24.11.2017
„Geniusz kreatywności”. Polka obok gwiazd kina, muzyki i mody
Jej prace można podziwiać w muzeach w Paryżu, Nowym Jorku czy Londynie.
Po godzinach wydanie 10.11.2017 – 17.11.2017
Zsyłka, ucieczka i samobójstwo. Tragiczne losy brata Piłsudskiego
Bronisław Piłsudski na Dalekim Wschodzie uważany jest za bohatera narodowego.
Po godzinach wydanie 10.11.2017 – 17.11.2017
„Choćby z diabłem, byle do wolnej Polski”. Pierwszy Ułan II RP
Gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski skupia w sobie losy II RP.
Po godzinach wydanie 3.11.2017 – 10.11.2017
Kobiety – niewolnice, karły – rekwizyty. Szokujący„złoty wiek”
Służba była formą organizacji życia w tej epoce. Każdy kiedyś był sługą, nawet królewski syn.